Dobra historia, dobry aktor, dobra rezyseria, niestety scenariusz momentami kuleje. Pierwsza połowa filmu dobra, druga trochę gorsza, bo nie wykorzystano potencjału tej historii. Mogło być mroczniej.
Przede wszystkim nie pasuje mi teoria, że Arthur/Joker śmieje się, bo ma chorobę, przez którą w nerwowych sytuacjach reaguje śmiechem. Ok, jest taka choroba, ale o wiele mroczniejszym wytłumaczeniem byłoby, gdyby Arthur śmiał się sam z siebie, bo... po prostu tak lubi. Ma depresję, więc stosuje "wyparcie" i kiedy dzieje się coś złego, to on śmiechem wmawia sobie, że wcale nie jest źle.
Zasadniczo nie ma jednoznacznego potwierdzenia, że to choroba. Owszem ma karteczkę, owszem tłumaczy się każdemu w ten sposób, ale jednak pierwsza wątpliwość pojawia się po stronie prowadzących śledztwo policjantów.
Co najważniejsze - jego niekontrolowany śmiech automatycznie ustaje w końcówce. Gdyby to była choroba, to z powodu nerwów nie wydusiłby w programie Murraya ani słowa. A jednak przemówił w sposób kontrolowany i ani razu się nie zaśmiał w ten "chorobliwy" sposób. Aż do samego końca. Choroba neurologiczna tak nie ustępuje więc kto wie, być może była ona wymyślona przez Artura po to o czym piszesz - żeby sobie radził w trudnych sytuacjach. Gdy się "odnalazł" już nie potrzebował tego śmiechu.