W dobie przywracania do życia legend kina akcji lat 90-tych (Niezniszczalni), twórcy filmu próbują wykreować nowego Johna Rambo XXI wieku. Nawet lubię tego typu filmy i tego typu przesadzonych bohaterów, których nic nie jest w stanie zatrzymać (np. Riddick). Keanu nijak nie pasuje mi do powierzonej mu roli, jest małomówny, tak jak bohater takiego filmu powinien być, ale jak tylko się odezwał momentalnie żałowałem, że w ogóle otwierał usta. W konfrontacji ze wspomnianym Riddickiem brakuje mu klasy, ciętego języka, pomysłowości, czy nawet dobrze zbudowanej sylwetki. W jego grze aktorskiej znajdziemy więcej drewna niż w typowej polskiej stodole i każdą sceną tylko upewniał mnie, że cienki z niego aktorzyna (po "Knock Knock" jeszcze się łudziłem, że to wypadek przy pracy). "Kontaktowe" strzelaniny na bliski dystans robiły jeszcze wrażenie w PART 1, tutaj męczą, są przesadnie długie, a John załatwia kilkunastu przeciwników w ten sam sposób (przewrót przez plecy, wykręcenie ręki uzbrojonego napastnika i zabijanie kolejnych wrogów za pomocą tejże uzbrojonej ręki). Motywy są słabe, na takiej zasadzie John będzie musiał wybić cały świat, bo zawsze znajdzie się jakiś szwagier, wujek czy inny stryjek, któremu John zabił już kogoś bliskiego i tenże zechce się na biednym Johnie zemścić. Gniot klasy C, na dodatek ktoś w swoim szaleństwie uznał, że warto z tego stworzyć trylogię. Zazwyczaj nie dyskutuje z ocenami innych użytkowników, ale te wszystkie "dziewiątki" wydają się zwykłym hipsterstwem i sentymentem do "terminatorów" i wszelkich jednoosobowych superherosów z filmów akcji, które gościły w serii "mega hit" na polsacie w latach dziewięćdziesiątych. Porównajcie sobie takiego Logana do tej szmiry.
SPOILERY A najgorsze jest to, że wiele osób twierdzi, że miał to być powrót do przeszłości i film na wzór typowego akcyjniaka z lat 80-90, więc fabuła i motywacja bohatera jest zbędna (stąd pewnie te wysokie oceny - gdy skupimy się wyłącznie na oglądaniu akcji bez dorabiania do niej sensu, to całość wygląda dobrze). Tymczasem pozwolę się z tymi twierdzeniami nie zgodzić, w starych filmach akcji bohater miał zawsze sensowny powód, żeby wystąpić sam przeciw całemu światu. Owszem, te powody bywały prezentowane w sposób uproszczony, czasem prymitywny, nieraz infantylny, ale były. Człowiek wiedział, kto jest ten dobry i dlaczego to główny bohater. Jak go wrobili to też wiadomo było kto i za co. Tutaj mamy mętne odwdzięczenie się za coś, którym to odwdzięczeniem JW podpisuje na siebie wyrok śmierci od osoby, której się odwdzięcza i która to od początku tak planowała, bo zemsta musi być, sprawa rodzinnego honoru. Jak już zdecydowali się zrobić jakiś wstęp do akcji, to mogli to lepiej poskładać i zaprezentować, żeby pan przystojny Włoch, korzystający z przystojności pana Scamarcio, mógł stać się wiarygodnym spiritus movens fabuły.
Tak w ogóle, to czy JW nie wiedział po co dostał to zlecenie? W końcu jest specjalistą od tego półświatka. Już lepiej by było, gdyby udawał, że wykonuje zlecenie, a w rzeczywistości polowałby na zlecającego, co by mu się w końcu udało - najlepiej w scenie konfrontacji. Zadowolony brat czeka, aż JW naciśnie spust wycelowany w siostrę, a on się obraca i pakuje kulkę w łeb bratu. Wtedy siostra, nie do końca świadoma, że JW uratował jej życie, robi rodzinną zemstę i mamy powód do nakręcenia 3-ciej części.
Jedynka była w porządku, bo miała ograniczoną liczbę morderców, jasny motyw głównego bohatera, to on "polował" i to on był ten dobry, któremu źli nadepnęli na odcisk. I jeszcze ci źli też byli sprecyzowani, wiadomo było kim są. No i ludzie postronni jednak trochę się bali, jak wokół biegały osiłki ze spluwami i strzelały. W dwójce potencjalnych morderców jest zbyt wielu, powód do całego zamieszania jest naciągany jak nieszczęście, mieszkańcy Rzymu to chyba chodzą ze stoperami w uszach, żeby całkowicie nie zwracać uwagi na facetów strzelających pomiędzy nimi, źli w sumie na początku nie są aż tacy źli, bo co to za wina tej dziewczyny, że brat chce ją zamordować bo coś tam. No i John z polującego zamienia się od razu w zwierzynę. I jeszcze dostał zlecenie, które mu nie leży, więc nieco cierpi je wykonując. A potem już wszystko się wali i JW nie będzie mógł przyjść do hotelu. To po co kręcić 3-jkę bez hotelu?
Film akcji to prosty film. Jeśli chcemy go skomplikować, to robimy thriller (najlepiej psychologiczny ;)). A tu zaczęto wprowadzać jakieś zawiłości, ale ich nie rozwinięto. Twórcy pozostali w rozkroku, może i by im to zgrabnie wyszło, gdyby się do tego przyłożyli. Ale że tego nie zrobili, to w kilku momentach można było zapytać WTF?
Na plus - scena wyjaśniająca, w jaki sposób John zabija ołówkiem ;) I częściowo cała organizacja machiny zabijania (gdyby na końcu się nie okazało, że smsy dostaje co drugi na ulicy).