Czy tak jak w TV, w trzech częściach? Ciężko było by przecież usiedzieć w kinie 240 minut
Zgadza się: "Jak rozpętałem drugą wojnę światową, część I: Ucieczka" - szła w kinach osobno; czas wyświetlania, wedle ówczesnego "Magazynu Filmowego" (był taki tygodnik) wynosił 1 godz. 26 min.
Natomiast "Za bronią" i "Wśród swoich" były od razu zblokowane i puszczane razem w ramach pojedynczego seansu: ówczesne czasy wyświetlania to: 1 godz. 15 min. oraz 1 godz. 16 min.
PS Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie części istniały wtedy jedynie w wersji czarno-białej.
Na szczęście posiadam oryginalnego „Dolasa” na VHS czarnobiałego-białego podobnie jak i film „Sami swoi”.
Jestem zadania, że „koloryzacja” to zbrodnia.
Ze zgrozą czytałem, że kiedyś dokonano tego na „Casablance” na szczęście w porę zrezygnowano i wersje te poza Azją są niedostępne.
Zwróć wszelako uwagę na fakt, iż koloryzacja "Jak rozpętałem..." oraz "Samych swoich" dokonała się pod okiem reżyserów i autorów zdjęć do obydwu filmów. Nikt obcy nie dokonywał więc gwałtu na ich oryginalnej koncepcji artystycznej. Z wypowiedzi T Chmielewskiego wynikało wręcz, iż od samego początku marzył on o zrealizowaniu filmu barwnego. Niestety, w drugiej połowie lat 60. dobra taśma barwna Eastmancolor (na negatywy) musiała być nabywana za "cenne dewizy". Zresztą, o wiele gorsza, NRD-owska taśma ORWO (na kopie) też była ściśle racjonowana. Decydenci zdecydowali, że ludziska toto i tak obejrzą, nawet bez koloru.
Ponadto, przed przystąpieniem do koloryzacji, obraz obydwu filmów, już przeniesiony na nośnik cyfrowy, poddano oczyszczeniu z nagromadzonych przez lata zanieczyszczeń i zadrapań. Zadaj sobie ten trud i obejrzyj najpierw "Samych swoich" w wersji pokolorowanej po latach, a następnie "Nie ma mocnych", którzy funkcjonowali w wersji barwnej od samego początku, lecz nigdy nie zostali poddani żadnej cyfrowej rekonstrukcji obrazu. Ręczę iż dostrzeżesz wyższą jakość obrazu w tym pierwszym filmie. Owszem, pewnych błędów się nie ustrzeżono: vide błędnie naniesione kolory przedwojennej jugosłowiańskiej flagi w "Ucieczce".
Z koloryzacją filmów z "niebieskookim" (tak naprawdę miał oczy piwne) Humphreyem Bogartem - to już trochę inna sprawa.
Żeby było jasne: w sumie nie jestem entuzjastą kolorowania wszystkiego jak leci. Uważam, że miłośnikom obcowania z dziełem w kształcie możliwie najbardziej zbliżonym do tego oryginału, który niegdyś "biegał" w kinach - też należy coś zostawić. Ale akurat do operacji pokolorowania przygód kanoniera Dolasa mam stosunek pozytywny.
Oczywiście, że „polskie koloryzacje” były wykonane za wiedzą i przy udziale jego twórców.
Ale już takie „W samo południe” przy wręcz sprzeciwie reżyszera.
Oczywiście wiele filmów powstawało w innych czasach kiedy „wsad dewizowy” potrzebny był w innych bladziej ważnych dziedzinach. Więc akceptuję potrzebę wręcz ochrony wielu wartościowych filmów i oczyszczanie ich z trzasków, zarysowań.
Niedawno oglądałem „Zakazane piosenki” (obie wersje) fajnie oczyszczone ale w żaden sposób nie wyobrażam sobie ich koloryzowanych czy w 3D wersji to byłaby zbrodnia.
Cóż, niestety właścicielem praw do filmu rzadko jest reżyser. Najczęściej wytwórnia jest władna odsunąć tegoż reżysera od wpływu na kształt filmu - na dowolnym etapie pracy. Albo po jego śmierci. Etyczne to może nie jest, ale zakazać tego się nie da.
Faktem pozostaje, że wielu widzów chętnie łyka kolorowanki. Bo jednak obraz barwny wydaje się im pełniejszy, bardziej naturalny. Gdyby wszak nie istniał popyt na kolorowanki, to nikt by nie wydatkował tych milionów dolarów. Ja do entuzjastów barwienia po latach nie należę, ale jakoś przełknę istnienie wersji pobarwionych. Pod warunkiem, że miłośnikom wersji oryginalnych nie odetnie się całkowicie dostępu do czerni + bieli. Że pozostanie jakiś wybór.
O przerabianiu staroci na 3D jeszcze nie słyszałem.
PS Moim skromnym marzeniem - też pod hasłem powrotu do tego, co niegdyś było - jest obcowanie z wersjami językowymi filmów takimi jakie zafunkcjonowały w polskich kinach, kiedy ja, jako mały bajtel dopiero zaczynałem kochać kino. A mianowicie chciałbym obejrzeć zdubbingowaną na polski wersję "Winnetou", "Dwunastu gniewnych ludzi", "Ryszarda Lwie Serce i krzyżowców", "Walki o Rzym", "Człowieka z Hongkonku", "Czarownicy na miotle", "Kolumny Trajana", "Gwiazd Egeru", "300 Spartan". Marzenie moje jest absolutnie nieralizowalne. I jakoś z tą świadomością będę żył.
Cóż dubbing to osobny temat rzeka.
Osobiście jestem przeciwnikiem z wyjątkami.
Takim wyjątkiem jest film animowany, gdzie raczej trudno mówić o dubbingu lecz o innej wersji językowej, w przypadku „Shreka” prawie „sztuce”
Miałem możliwość obejrzenia „Winnetou” w dubbingu więc ze zgrozą nie tak dawno już próbowałem oglądać film co by nie mówić w języku oryginalnym ale nie dałem rady, „Her Winnetou” było nie do zniesienia.
Dlatego dubbing w filmach przeznaczonych dla dzieci tak, dla dorosłych stanowczo nie.
Widziałem „Dwunastu gniewnych” z „polskim” dubbingiem – stanowczo nie. Uczmy się jeżyków lub choć czytajmy bo lektor również stanowczo nie.
Jeśli usłyszałeś "Herr Winnetou" - to znaczy, że oglądałeś właśnie oryginalną, czyli niemiecką wersję językową.
Ja nie pisałem o przymuszaniu kogokolwiek do dubbingu. Ot, rozmarzyłem się w kwestii powrotu do tego, co było a czego już nie ma.
Tego nie wiem. Spróbuję zapytać.
Może ktoś na forum jest nieco starszy i pamięta jak był w dzieciństwie w kinie na Potopie?;-)
heh, dowiedziałam sie ;p moj tata byl na tym w kinie i mowi (ze przynajmniej w Warszawie) puszczali to w dwoch czesciach jednego dnia z przerwa (niecale 30 min czy cos takiego )
Pamiętam jak był puszczany Potop w Kinach
Naturalnie pierwsza część przez jakiś czas aż zeszła z ekranów.Potem dopiero 2 część .Film nie był od razu puszczany 2 częściach na jednym seansie
Chyba tylko dla ciebie była specjalna wersja.
Jeśli idzie o „Potop” w rannych pokazach (dla szkół?) obie części szły za sobą.
Jeśli idzie zaś o „Dawno temu w Ameryce” to projekcja filmu była przerywana zapalało się światło na 10 minut i była puszczana „druga” część – wszystko w zależności od humoru pani bileterki i operatora
Wersja normalna (?) "Potopu", czyli ta, która była w latach 70. dostępna dla większości kinomanów - to były dwa pełnometrażowe filmy (obydwa trwające po około dwie i pół godziny). Puszczano je w kinach osobno jako "Potop - część I" oraz "Potop - część II". A nawet premiera części II była opóźniona o kilka miesięcy w stosunku do premiery części I.
Owszem, na użytek zagranicy zmontowany został także - po skrótach - pojedynczy film. Ta właśnie wersja jednoczęściowa startowała między innymi w konkursie o Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Być może była ona także dostępna gdzieś w Polsce, lecz ja jej nigdy nie zobaczyłem. Nie wiem zatem w których miejscach poczyniono skróty.