Minęło trochę czasu od premiery, większość fanatyków zniknęła, więc jest to najlepsza pora na opinię.
Pierwsza część dobra nie była. Film tak naprawdę ciągnęli tylko drugoplanowcy. Postanowiłem jednak dać historii szansę i to była dobra decyzja, bo choć sequelowi bardzo daleko do dobrego kina, to jest znacznie lepszy. Zmiany wśród twórców wyszły serii na zdrowie.
Znając książki (i uznając pierwszą połowę Kosogłosa za najlepszą część) i widzą w zwyżkową formę założyłem, że Kosogłos będzie filmem dobrym...
To był wielki błąd, bo Kosogłos takim filmem nie jest. Twórcy popełnili grzech chciwości i zniszczyli tym film.
Otrzymaliśmy przez to blisko 2-godzinny film, w którym jest materiału na godzinę. A do tej godziny otrzymujemy zbędne fabularnie i nieciekawe rozmowy (z których nie wynika KOMPLETNIE nic), bieganie po schodach, odliczanie do zamknięcia drzwi, łażenie po ruinach, odliczanie do rozpoczęcia akcji, łażenie po innych ruinach, odliczanie do rozpoczęcia kręcenia... I milion innych niczym nie uzasadnionych rzeczy.
Niestety jest to film, który spokojnie można przewijać bez obawy o pogubienie się w fabule. Została tak rozciągnięta, że niemal zaniknęła.
Przez to nie ratują ją ani (jak zwykle) świetni drugoplanowcy w postaci choćby Harrelsona czy Hoffmana, ani dobre wykonanie.
A gwóźdź do trumny? Oczywiście dwie główne role męskie. Jedna drewniania i bez emocji, druga tak overplayed, że praktycznie pariodowa.
Ogółem jestem fanem książki jak i filmów. Jeśli mam być szczery to film miał kilka wspaniałych (WEDŁUG MNIE) momentów. Ta część według mnie w jakiś sposób była najlepsza. Według mnie ta część podchodzi bardziej pod film dialogu, ale to moje odczucie . Dałem 10 za wspaniałą grę aktorską oraz zgodność z książką. Ta część dla Ciebie była najgorsza rozumiem ? Poczekaj na kolejną będzie o niebo lepiej (akcja,zwroty akcji, efekty specjalne itp.) :)
Najgorsza byla pierwsza.
To o czym pisze nie wynika z braku akcji, znam material wyjsciowy. Nie chodzi o same dialogi a o to o czym pisalem
Generalnie wszystko spoko, ile głów tyle opinii. Osobiście jednak nie zgadzam się z tym, że Hutcherson zaserwował nam overacting. Według mnie niemal idealnie oddał wpędzonego w obłęd Peetę, a jego gra w materiałach propagandowych - Równie dobra. W poprzednich częściach mnie nie przekonywał tzn. był ok i nic więcej, ale w Kosogłosie pokazał (moim zdaniem), że może z niego być całkiem dobry aktor.
Hemsworth oczywiście wciąż ten sam, fatalny poziom. Czytając książki, szybko znielubiłem Gale'a, ale trzeba przyznać, że jest postacią bardo charyzmatyczną i dobrze wykreowaną. W interpretacji Liama jest tak bezbarwny i nijaki, że nawet nie lubić go nie można. No, ale po za nim cala obsada według mnie wypadła świecie. Lawrence - koncert. Drogoplanowcy - klasa, ale Harrelson, Hoffman czy Banks już do tego przyzwyczaili. W sumie to mały znak zapytania stawiam tylko przy Julianne Moore. To świetna aktorka, ale na razie nie kupuje jej wybielonej Coin. Może w drugiej części spodoba mi się bardziej.
Materiał faktycznie można było upchnąć w godzinę i zrobić jeden film jako całość, ale rozdzielenie ostatnich części na 2 połówki to już trend, do którego trzeba się powoli przyzwyczajać. Mimo wszystko według mnie twórcy zrobili wiele, żeby obrócić to w atut. Ja osobiście nie nudziłem się ani przez chwilę (mało tego - chciałem więcej!), zarówno na 1 jak i 2 seansie. Wiele dialogów, chociaż dla samej fabuły nieistotnych, było interesujących i nie wyobrażam sobie wycięcia choćby jednego z nich.
Dzielenie filmów jest coraz częstsze, ale w żadnym wypadku nie powinniśmy tego akceptować, jeśli nie jest konieczne przez ilośc materialu.
Wczoraj obejrzałam i miałam wygłosić dzisiaj mowę, ale niemal w 100 % się z Tobą zgadzam.
Czytałam książki już jakiś czas temu więc mogłam coś pokręcić, ale jak dla mnie film jest bardzo dobrą ekranizacją. Owszem twórcy dla zrobienia 2 części rowlekli cały film, ale bez wątpienia zrobili to sprawnie, dopasowując się do nieco powolnego, melancholijnego nastroju z 1 części Kosogłosa. Na ten przykład gdyby nie propagity nie widzielibyśmy Peety do końca filmu, a tu zostało to zgrabnie wplecione w film pokazując jednocześnie co się dzieje z nim w Kapitolu, uważam że aktor już poczuł tę rolę.
Jeżeli chodzi o gale to niestety brak wyrazistości tej postaci mnie rozczarowuje, w książce go nie lubiłam za to jaki był a filmie za to jak jest grany.
Pozostałe role świetne, dlatego szkoda mi było, że Harelson dostał tak mało czasu. Co do J. Moore, nie było źle, ale jednak w 2 liczę na więcej.
Choć wszystko faktycznie było nieco przegadane to w sposób, który mi osobiście nie pozwolił sie nudzić.
Ciekawe były jedynie dwa elementy. Nie wiem cy było to zamierzone, czy też nie, ale:
- scena ewakuacji bazy powstańców i schodzenie w dół po schodach ,a w zasadzie jej klimat, przypominał ewakuację World Trade Center 11/09
- akcja komandosów , śledzona poprzez kamery przypominała mi akcję likwidacji Bin Ladena w 2011.
Być może tylko ja tak to odebrałem, nic na to nie poradzę, Skojarzenia i podejrzenia inspiracji są dość silne.
Reszta filmu niespecjalnie nadaje się do komentowania. Chyba , że kogoś podniecają spalone trupy i głodne, rzewne kawałki w stylu amerykańsko-bogo-ojczyźnianym o wolności, równości, prawach człowieka itd.
Scena ataku na tamę sugerowała wręcz, że Strażnicy Pokoju to banda imbecyli, podobnie akcja lesie i likwidacja tychże, bombkami-niespodziankami.
Na siłę ujdzie, ale podobnie jak w przypadku Hobbita B5A - polecam raczej oglądanie w domu,.
Jeśli chodzi o pierwszą część IŚ to mam zgoła odmienne zdanie niż założyciel tematu, ale ponieważ to nie to forum, to nie będę rozwijał tej myśli.
Sadze, ze skojarzenia raczej przypadkowe, nie podejrzewalbym tworcow o przemycanie takich rzeczy. Mnie obie sceny znudzily, byly dosc mocno przeciagane, zbedne i nie budzily emocji.
O pierwszej czesci spokojnie sie wypowiadaj. Temat pokrewny, a w koncu sam nawiazalem juzbna poczatku tematu.
1) Absolutnie nie sugeruję, że moje skojarzenia są uprawnione. :) Po prostu ewakuacja podczas bombardowania, kręte wielopiętrowe klatki schodowe, panika etc skojarzyły mi się właśnie z archiwalnymi zdjęciami z ewakuacji WTC, a akcja uwalniania Peety, obserwowana przez grono przywódców online poprzez kamerę umieszczoną na hełmie, wywoływała skojarzenia z dostępnymi zdjęciami z akcji US Marines przeciw Osamie. Ale to takie tam dygresje.
2) Jedynkę IŚ oceniłem dość wysoko ponieważ lubię futurystyczne klimaty , dotyczące socjotechniki, manipulacji społeczeństwem za pomocą mediów, coś w stylu np "Wojny światów" Szulkina, coś z klimatów orwellowskich, dodatkowo odpowiadała mi rzymska stylistka Panem (co logiczne, jeśli spojrzymy na samą nazwę państwa. Mechanizmy manipulacji są doskonale ukazane, między innymi dzięki świetnej roli Stanleya Tucci (robiącego ludziom wodę z mózgów niczym grany przez R. Wilhelmiego Iron Idem we wspomnianej "Wojnie światów" . Zresztą i pozostałe postacie (poza Hemsworthem) są ciekawe i wyraziste
3) Niemniej rozumiem i dystans kogoś kto przeczytał książkę i filmowa adaptacja mu nie leży. Ja miałem podobnie np. z "Ogniem i mieczem"..jednak jakkolwiek trylogię "Igrzysk.." mam od jakiegoś czasu, to jeszcze ich nie czytałem, więc póki co nie miałem dylematów wynikłych z porównywania jednego z drugim.
4) Jeśli chodzi o IŚ 3, to jak widać po mojej ocenie mam podobne odczucia. Część sztuczna, robiona na siłę, kompletnie nielogiczna (jakieś idiotyczne, nonsensowne - przynajmniej w adaptacji filmowej, wycieczki do będącego poza kontrolą rebeliantów Dystryktu XII), wszystkie postacie zagrane jakoś bezpłciowo i bez przekonania.
1 Na pewno ciekawe skojarzenie ;)
2 Mimo wszystko stawiam IŚ nisko. Mieliśmy multum znacznie ambitniejszych przedstawień społeczeństw. To co pokazał jest naiwnie i niedopracowane tak z socjologicznego jak i ekonomicznego punktu widzenia, co irytuje. Po prostu jest to element mocno niedopracowany.
Do tego aktorzy. Zgodzę się z drugoplanowcami takimi jak Tucci, bardzo dobre kreacje. Ale dwie główne, męskie postacie to tragedia. Jest to szczególnie mocno widoczne po skontrastowaniu ci z resztą.
3 Książkę uznałbym co najwyżej za porządne czytadło na 2-3 wieczory, ale prezentuje się znacznie lepiej niż film. N
4. Te rzeczy są nieco sensowniejsze w książce. Wynikają z charakteru i przeżyć głównej bohaterki. W filmie kompletnie przerobiono charakter postaci, co wiele psuje.
ad 2. To oczywiste, że jest to naiwne, taka pop filozofia (nawet very pop). Jednakże, jeśli chodzi o moje subiektywne odczucia, już sam efekt tła (w porównaniu do innych hollywoodzkich produkcji) działa in plus. Jest tu trochę taniego romantyzmu, ale jednak nawet ten okruch abstrakcji, refleksji jest cenny w takiej masówie dla popcornowego i chipsowego ludu. I stąd moja subiektywna ocena, w kategorii nieskomplikowanej rozrywki, zgrabnie zmontowanej i z lekka zahaczającej o istotne problemy, a nie tylko traktujące o kopulacji, kasie czy ogólnie konsumpcjonizmie.
Ale , de guistibus itd..... :-)
Zgadzam się. Kiedy czytałem książkę, cały czas towarzyszyło mi uczucie jakiejś... psychodeli i być może dlatego te przeciągnięte sceny 3 części filmu (odliczania, wyprawy do 12 dystryktu) aż tak mi nie przeszkadzały.
To, że postaci pierwszoplanowe były jak gdyby "ogłuszone", "zastraszone", "ogłupione" i to, że wachlarz ich mimiki i gestów nie był zbyt szeroki, wpasowało mi się w klimat tej sagi.
Która przecież happy endem się nie kończy...
Tylko, żeby ten wachlarz mimiki nie był ograniczony z powodu takiego nie innego doboru aktorów ;)
Bez przesady... Jakoś z Hobbitem, która jest 300-stronicową książeczką, podzielono na trzy 3-godzinne części... i...
Niestety jest jeszcze gorzej... W "Niezwykłej podróży" mało dzieje i nuży, "Pustowie Smauga" tutaj już lepiej, mniej nuży i więcej się dzieje, ale dochodzą też dodatkowe wątki, inne są ciekawe a niektóre idiotyczne jak np. romans krasnoluda z elfką. Trzeciej części nie oglądałam, ale sobie odpuściłam, choć jak widzę po wypowiedziach nie ma czego za bardzo żałować. A szkoda, bo Władca Pierścieni to arcydzieła w każdym calu...
Tak czy inaczej, ja w sumie po wielu wypowiedziach też spodziewałam się, że Kosogłos part 1 to strasznie słaby film, albo co najwyżej nudny film... i o dziwo, ani trochę on mnie nie znużył... Sama się sobie dziwiłam, bo akurat sama książka (połowa trzeciej części) mnie lekko nużyła, a w tym przypadku film trzymał mnie w napięciu, nawet bardziej niż druga część, która była zresztą o wiele lepsza od pierwszej.
Zresztą o ile ja zwykle jestem przeciwna dzieleniu filmów na części. Tylko w przypadku Harry'ego Pottera to miało sens, bo tam książki był bardzo grube i żałowałam, że nie zastosowali tego już od Czary Ognia, ale reszta? To naprawdę zwykły skok na kasę. Pierwsze części często są rozwlekane, nudne i ciągną się w nieskończoność. Ale o dziwo o Kosogłosie nie mogę tego powiedzieć. Przynajmniej na razie. Bo gdy obejrzę drygi raz być może zmienię zdanie. ;)