...ile takich historii rodzinnych jest dookola nas. Im blizej konca tym atmosfera coraz bardziej
sie zageszcza. No i warto czekac na napisy koncowe - by ujrzec jeszcze jedna, powalajaca
kwestie.
Film oglada sie w napieciu, ktorego nie popsuly placzace i halasujace na sali maluchy (seans
w warszawskim "Muranowie" dla mlodych rodzicow z pociechami ;))
Naprawdę? Naprawdę są widzowie, którzy ocenili to pozytywnie. Wow. Szacunek za niezłomność. Dla mnie (i moich bliskich) ten film to męczarnie i nudy. Nieporozumienie. Dlaczego w ogóle to pokazują w kinie?
To piękny film. Oglądając go, zastanawiałam się, czy to dokument czy fabuła. Wciąga i wbija w fotel. Później cały wieczór oglądałam Sarah Polley na yt, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Wielkie brawa dla niej. Też za odwagę.
Sposób prowadzenia opowieści był świetnie wymyślony, dzięki niemu co 20 minut byłam zaskakiwana nowym faktem. Ten film to po prostu ciekawa historia ludzi, relacji i zwyczajów (bo nie wiem czy powiedzialabym córce, że początkowo rodzice rozważali aborcję, ale rozmyślili się w ostatnim momencie). A przy okazji pokazuje to, że nic i nikt nie jest postrzegany przez otoczenie w taki sam sposób. Że nie ma jednej, uniwersalnej historii.
Nie ma jednej historii ale są fakty, film jest świetny tylko widzowi brakuje komentarza czy oceny - musimy to zrobić sami. Film jest o pani co ma wściekliznę macicy i żyła w imię zaspokojenia swoich potrzeb seksualno-emocjonalnych, bez oglądania się na konsekwencje czy potrzeby emocjonalne najbliższych. W bardziej tradycyjnym społeczeństwie taka pani nie mogła by funkcjonować w ten sposób ale w postępowo-lewicowej Kanadzie tolerowane jest każde zaburzenie jeśli tylko prowadzi do zwiększenia mitycznej wolności jednostki i kobiety...