Na pewno film wymyka się utartym schematom kina religijnego, łącząc poważne tematy z czarnym humorem. Chociaż miałem momenty zwątpienia czy aby na pewno ten film będzie udany, to finalnie całość pozostawia pozytywne wrażenie. To dzieło odważne, oryginalne i pełne nietypowych rozwiązań, które zmuszają widza do refleksji.
Hugh Grant po raz kolejny udowadnia, że jest aktorem wszechstronnym i charyzmatycznym. W Heretyku odcina się od wizerunku bohatera romantycznych komedii, wcielając się w postać złożoną i niejednoznaczną. Raz emanuje urokiem i humorem, innym razem wzbudza niepokój i ciarki na plecach. Jego monologi w filmie to perełki – bywają głębokie, ale też są lekko teatralne. Szczególną uwagę przyciąga scena, w której porównuje religijne księgi do gier planszowych czy piosenek – SCENA FILMU jak dla mnie. Nie sposób też zapomnieć jego interpretacji „Creep” Radiohead – moment zarazem zabawny i niepokojący. Bez wątpienia Grant jest tutaj siłą napędową tej produkcji i powodem, dla którego warto wybrać się do kina.
Fajnie bo film nie skupia się wyłącznie na jednej religii - poprawność polityczna nakazywałaby uderzać wiadomo w którą wiarę :) - ale na szczęście Heretyk rzuca krytyczne światło na wszelkie formy systemów wierzeń, podkreślając ich rolę w kontroli jednostki. Zakończenie, choć miejscami chaotyczne, dostarczyło mi całkiem satysfakcjonującego finału. No i Heretyk wyróżnia się na tle innych horrorów religijnych swoją świeżością i oryginalnością.
Pod względem wizualnym i muzycznym film prezentuje solidny poziom. Napięcie jest wyczuwalne od pierwszych scen, choć klasycznej grozy jest tu niewiele. I to na pewno trzeba mieć pod uwagą. Zamiast tego twórcy stawiają na atmosferę oraz siłę oddziaływania głównego bohatera, co okazuje się skuteczną strategią.
Jak dla mnie film, który warto zobaczyć, zwłaszcza dla kreacji Hugh Granta. To nietypowe podejście do tematu religii i wiary, które nie tylko bawi, ale też skłania do myślenia.