Monolith Films zaprasza do kin na komedię sensacyjną dla młodzieży, której bohaterem jest zakochany "Haker". Marcin (Bartosz Obuchowicz) i Adam Nowak vel Turbo (Piotr Miazga) są przyjaciółmi. Pierwszy z nich radzi sobie lepiej z komputerami a drugi z dziewczynami. Aby uzupełnić braki w swoim "wykształceniu" chłopcy zakładają się. Marcin pomoże Turbo przy hakowaniu a ten zrewanżuje mu się poradą podczas miłosnych manewrów, których celem jest szkolna koleżanka - Laura (Kasia Smutniak). Wspaniałomyślność Turbo ma jednak swoje granice. Daje Marcinowi na zdobycie Laury jedynie pięć dni. Po ich upływie zamierza się nią zająć osobiście. Któremu z nich uda się zdobyć dziewczynę i milion dolarów? Marcin Makowski (Bartosz Obuchowicz) to zakompleksiony sierota. Wprawdzie komputery nie mają przed nim tajemnic, ale jeśli chodzi o dziewczyny, to nie wie nawet gdzie znajduje się przycisk, który je uruchamia, nie mówiąc już o bardziej skomplikowanych komendach. W związku z tym Marcin skupia się na naukach ścisłych. Jego wielkim marzeniem są studia w Massachusetts Institute of Technology. Przyjacielem Marcina jest Adam Nowak vel Turbo (Piotr Miazga). To typ zamożnego luzaka, który skończył liceum i nie dostał się na studia. Lubi wszystko co łatwe i szybkie - nie ogranicza się to bynajmniej do prędkości procesora w jego komputerze. Życie upływa mu na zdobywaniu kolejnych dziewczyn, hakerskich wprawkach (Turbo próbuje wciągnąć Marcina do hakowania, ale ten nie jest zainteresowany) oraz... podlewaniu kwiatów - do czego zmusza go nieustannie matka. Marcina i Turbo dzieli praktycznie wszystko - łączy wielka pasja do komputerów oraz kina. Mogą nie pamiętać w którym roku odbyła się bitwa pod Grunwaldem, ale wiedzą doskonale dlaczego Neo z "Matriksa" podążył za białym króliczkiem a Marty McFly próbował "Powrócić do przyszłości". Marcin mieszka w internacie, ale bardzo często przesiaduje... w kotłowni, korzystając z gościny pana Tośka (popisowa rola Bogusława Lindy). Największym przekleństwem tego odzianego w waciak i beret z antenką palacza jest łudzące podobieństwo do... Bogusława Lindy. Tosiek, który z powodu swojego podobieństwa popadł w alkoholizm, oprócz powierzchni "biurowej" (Marcin ma w kotłowni swoje centrum komputerowe) udziela również naszemu bohaterowi życiowych rad. Raczej kłamstwem byłoby twierdzenie, że podnoszą one Marcina na duchu, ale zdarza się, że bywają niezwykle pomocne. Adam Nowak, z racji podejścia do życia zwany Turbo, problemów lokalowych raczej nie ma. Mieszka z rodzicami w luksusowej willi, jeździ superszybkim motorem i za wszelką cenę stara się upodobnić do Nicolasa Cage'a. Czesze się w taki sam sposób jak amerykański gwiazdor oraz dzieli z nim upodobanie do kurtek z wężowej skóry. Jest w tym tak dobry, że momentami od oryginału różni go już tylko akcent. Obdarzony tyloma zaletami chłopak nie ma żadnych kłopotów z zaliczaniem kolejnych dziewczyn. Następną jego zdobyczą ma być piękna maturzystka - Laura (Kasia Smutniak), która potrzebuje pomocy przy egzaminie z matematyki. Turbo prosi Marcina o wsparcie, bowiem sam, tak jak i Laura, do matematycznych orłów raczej się nie zalicza. Seksowna maturzystka robi na Marcinie tak wielkie wrażenie, że ten nie jest w stanie przypiąć do jej biustonosza specjalnego mikrofonu za pośrednictwem którego dziewczyna ma przekazać im tematy maturalnych zadań. Wyręcza, go Turbo, który widząc uczuciowe zaangażowanie kolegi, postanawia wykorzystać sytuację i zaproponować mu zakład. Jeśli Marcin zgodzi się pracować dla niego jako haker, on pomoże mu zdobyć Laurę. Wystarczy - jak twierdzi - że dziewczyna poczuje zapach pieniędzy i będzie dla Marcina tak łatwa do rozpracowania, jak przeciętnie skomplikowany program komputerowy. A kasy, jeśli Marcin przyłączy się do hakowania na pewno im nie zabraknie. Wspaniałomyślność Turbo ma jednak swoje granice. Daje Marcinowi na zdobycie dziewczyny jedynie pięć dni. Po ich upływie zamierza się nią zająć osobiście. Marcin przyjmuje zakład, wierząc głęboko, że obraz Laury odmalowany przez Turbo jest fałszywy. Rozpoczyna się egzamin maturalny. Marcin dyktuje Laurze rozwiązania zadań, korzystając z łączności radiowej i komputera. Niestety, wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje przyłapany na robocie. Dyrektor szkoły żąda, aby chłopak wskazał osobę, która korzystała z jego podpowiedzi. Marcin odmawia i w efekcie wylatuje dyscyplinarnie ze szkoły. Zakład pozostaje jednak aktualny. Pierwszą akcją hakerskiego duetu jest włamanie na oficjalną stronę rządu. Ten zuchwały wyczyn sprawia, że Marcinem i Turbo zaczyna się interesować inspektor Burza (Marek Kondrat) - skorumpowany glina z Centralnego Biura Śledczego. Burza zleca gangsterowi Kosie (Paweł Wilczak), którego trzyma w szachu groźbą więzienia, aby namierzył parę młodocianych hakerów i zmusił ich do współpracy. Kosa rusza tropem Turbo i Marcina. Pewnego wieczoru do domu Turbo przybywają dwie ponętne dziewczyny, które twierdzą, że są prezentem od Laury za zdaną maturę. Turbo postanawia od razu "rozpakować" podarunek. Marcin zupełnie nie ma na to ochoty. Wraca do komputera. Zupełnie przez przypadek znajduje w Internecie ogłoszenie jakiejś instytucji, która obiecuje nagrodzić milionem dolarów tego, kto przedrze się przez stworzony specjalnie na tę okazję system zabezpieczeń i łamigłówek. Marcin postanawia spróbować swoich sił. Młodzieńcy, nieświadomi grożącego im ze strony Kosy niebezpieczeństwa, poczynają sobie w sieci coraz śmielej. Dzięki danym dotyczącym kart kredytowych, które odnajdują w śmietniku, zyskują dostęp do nieograniczonych funduszy. Turbo, który twierdzi, że efektowna chata na pewno pomoże Marcinowi "wyhaczyć" Laurę, wynajmuje dla niego kilka pięter... Pałacu Kultury i Nauki. Chłopcy zmieniają gmach w centrum hakerstwa a na znajdującym się tam basenie urządzają kostiumową osiemnastkę Marcina - solenizant paraduje w stroju Supermana a jego przyjaciel tradycyjnie już przeistacza się w Cage'a. Jednym z zaproszonych gości jest oczywiście Laura. "Kawalerka" Marcina robi na dziewczynie ogromne wrażenie. Turbo idzie za ciosem i za pośrednictwem aukcji internetowej sprowadza do Warszawy DeLoreana - szykowny wehikuł, taki, jakim jeździł Michael J. Fox w "Powrocie do przyszłości". Czy Laura oprze się takiemu cacku? Turbo jest przekonany, że nie. Kiedy zbliża się termin rozstrzygnięcia zakładu, Marcin zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że żaden rezultat nie będzie go satysfakcjonował - jeśli przegra, straci dziewczynę, którą kocha, jeśli wygra - straci do niej szacunek. Niestety nie jest to jedyny problem Marcina. Wspólnie z Turbo musi zmierzyć się z Kosą i z jego bezwzględnym mocodawcą - inspektorem Burzą. Ci panowie nie mają w zwyczaju żartować. A kiedy idzie o pieniądze robią się wręcz śmiertelnie poważni. W tej sytuacji hollywoodzkie zakończenie wcale nie jest takie pewne...
Scenariusz
Pomysł realizacji filmu o komputerach i Internecie narodził się w głowie producenta Marka Nowowiejskiego już kilka lat temu. Do rozpoczęcia prac nad komedią "Haker" zainspirowała go nowela Filipa Kovcina, cenionego twórcy teledysków. Jesienią 1999 roku do pisania scenariusza, w oparciu o pomysł Filipa Kovcina, przystąpił Tomasz Solarewicz. Jednak kiedy w styczniu 2000 roku pierwsza wersja skryptu ujrzała światło dzienne, Marek Nowowiejski uznał, że tekst - choć niezwykle interesujący - jest zbyt poważny. Chciałem - wspomina - żeby powstał film rozrywkowy, zabawny, mający ostre tempo i dużo atrakcji. Zależało mi na tym, żeby pokazując świat hakerów i Internetu, nie skupiać się wyłącznie na możliwościach przestępstw komputerowych, ale pokazać również pozytywne możliwości i szanse, jakie dają nowe technologie. Tomasz Solarewicz, Filip Kovcin i Marek Nowowiejski - po długich rozmowach - wspólnie doszli do wniosku, że radykalne zmiany w historii musi wprowadzić nowy scenarzysta. W efekcie dalszymi pracami nad scenariuszem zajął się Marek Nowowiejski. Kluczową sprawą w powodzeniu przedsięwzięcia było znalezienie reżysera, który potrafiłby opowiedzieć tę historię - dotyczącą młodych ludzi i do nich przede wszystkim adresowaną - w sposób dynamiczny, nowoczesny i dowcipny. Szukając reżysera kierowałem się następującymi kryteriami: doświadczony, zawodowiec, z poczuciem humoru i młodzieńczym entuzjazmem - mówi producent - Zależało mi, żeby potrafił przyjąć punkt widzenia młodego widza, do którego skierowany jest film. Już po pierwszych rozmowach z Januszem Zaorskim wiedziałem, że właśnie on jest takim reżyserem. Janusz Zaorski, dzięki Markowi Nowowiejskiemu, miał okazję zapoznać się ze scenariuszem. Z radością przeczytałem ten tekst - wspomina reżyser - bo zobaczyłem, że jest to jakaś szansa na powiedzenie czegoś więcej o nowej generacji. Jak to się zmieniło, jak teraz osiemnastolatkowie dojrzewają. Chciałem też zająć się Internetem. Ciekawiło mnie, jak to jest, jak się włamuje, na czym polega łamanie kodów. Mieliśmy nowelę, dużo rozmawialiśmy o niej z Markiem Nowowiejskim i w końcu zaczęliśmy pisać. Była jedna wersja scenariusza, potem druga. Z rok chyba trwało zanim ten scenariusz uporządkowaliśmy, a potem zaczęła się już produkcja - zastanawianie się jakie wnętrza, jaka obsada, jacy aktorzy. Producent "Hakera" zgromadził pokaźny budżet w wysokości 5 milionów złotych. Połowę tej kwoty wyłożyli koproducenci - Monolith Films, HBO Polska, WFDiF, Agencja Produkcji Filmowej. Resztę udało się zebrać - z wydatną pomocą firmy Access-Pragma - od prywatnych sponsorów.
Obsada
Przy kompletowaniu obsady reżyser i producent od początku założyli, że - dla uwiarygodnienia historii - trójka aktorów kreujących główne role będzie w tym samym wieku, co odtwarzane przez nich postaci. Wiedzieliśmy na pewno, że muszą to być ludzie młodzi i tak się stało. Zagrali nastoletni, dwudziestoletni aktorzy, w wieku w którym zdaje się maturę. To dla mnie było strasznie ważne, żeby bohaterowie byli wiarygodni - mówi Janusz Zaorski. Zależało nam - dodaje Marek Nowowiejski - żeby obsada głównych ról odpowiadała charakterystyce postaci. Aktorzy grający głównych bohaterów nie mogli być absolwentami szkół teatralnych udającymi maturzystów. Do zagrania postaci Marcina zaproszono Bartosza Obuchowicza, który był świeżo po zdjęciach do "Stacji" Piotra Wereśniaka i - podobnie jak bohater "Hakera" - niedługo miał przystąpić do egzaminów maturalnych. W postać Turbo, filmowego przyjaciela Marcina - według scenariusza nieco starszego - wcielił się Piotr Miazga, student 3-go roku łódzkiej szkoły filmowej. Swoim podobieństwem do amerykańskiego gwiazdora Nicolasa Cage'a tak urzekł Janusza Zaorskiego, że ten - razem z Markiem Nowowiejskim - przerobił scenariusz i w rezultacie postać kreowana przez Piotra Mizagę zaczęła snobować się... na Cage'a. Laurę - dziewczynę, która oczarowuje Marcina i daje tym impuls do serii niezwykłych wydarzeń - zagrała Kasia Smutniak, wzięta modelka, mieszkająca na stałe w Mediolanie i mająca już na swoim koncie dużą rolę we włoskim filmie "Al momento giusto". Przygotowaniem ekipy młodych aktorów i opracowaniem ich ról zajął się Cezary Morawski, któremu dane też było zagrać w filmie "Haker" dyrektora szkoły - erotomana. Janusz Zaorski i Marek Nowowiejski równie starannie dobierali obsadę ról drugoplanowych. Kilka z nich to prawdziwe aktorskie perełki. Twórcy "Hakera" zgotowali widzom dużą niespodziankę, proponując gwiazdom polskiego kina - Bogusławowi Lindzie, Markowi Kondratowi i Pawłowi Delągowi - zupełnie nowe wcielenia, które zdecydowanie odbiegają od ich ekranowego wizerunku. Nie miałem pewności - mówi producent - jak na propozycję małej, komediowej i autoironicznej roli zareaguje Bogusław Linda. Boguś ma duże poczucie humoru i dystans. Po przeczytaniu scenariusza zgodził się bez wahania. Podobnie Marek Kondrat. Pawłowi Delągowi też nie zabrakło dystansu i poczucia humoru by przystać na rolę Daniela. W postać Kosy, psychopatycznego gangstera-szantażysty, prześladowcy Marcina i Turbo, wcielił się Paweł Wilczak, który wcześniej przećwiczył już z niezłym efektem przestępczy image, kreując rolę bandyty Jurija w "Ekstradycji". W obsadzie "Hakera" - w roli prezesa amerykańskiego banku - pojawił się też Paul Freeman, ceniony angielski aktor, którego widzowie mogą pamiętać jako Rene Belloqa, francuskiego rywala Indiany Jonesa w "Poszukiwaczach zaginionej Arki" - prywatnie długoletni przyjaciel Marka Nowowiejskiego. Przez wiele lat naszej przyjaźni marzyłem, żeby Paul zagrał w filmie przeze mnie wyprodukowanym - wspomina producent - Pierwsze przymiarki robiliśmy już 10 lat temu przy okazji filmu Roberta Glińskiego "Wszystko, co najważniejsze". Wtedy nie wyszło. Teraz się udało. Paul przyjechał z żoną Maggie Scott, która też zagrała w "Hakerze". W komedii Janusza Zaorskiego pojawia się jeszcze jeden "aktor" - DeLorean - niezwykły samochód, który udawał wehikuł czasu w "Powrocie do przyszłości". Kiedyś byłem fanem tego filmu - mówi Marek Nowowiejski - Próbowałem wypożyczyć kasetę dla mojej córki. Przez dwa tygodnie bezskutecznie. Właściciel wypożyczalni powiedział, że to kultowy film nastolatków - takich właśnie jak nasz bohater Marcin. Wszystko było więc jasne. DeLorean musiał być i jest. Sprowadziliśmy go specjalnie ze Stanów Zjednoczonych. To samochód, którego na świecie powstało zaledwie 3000 egzemplarzy - dodaje Janusz Zaorski - Dwadzieścia lat temu kultowy obecnie unikat kolekcjonerski (...) Jest jednym z bohaterów i odnośnikiem do ulubionych lektur filmowych naszych bohaterów.
Realizacja filmu
Zdjęcia realizowane były głównie w Warszawie. Poza tym ekipa pracowała też w Konstancinie, w stadninie koni w Walewicach, a na koniec przeniosła się do Los Angeles, gdzie nakręcono sekwencję finałową. W "Hakerze" w ważnej roli "wystąpił" stołeczny Pałac Kultury i Nauki. Na pałacowym basenie zrealizowano scenę szalonej imprezy urodzinowej Marcina. Pod Pałacem Kultury nakręcona została też scena kulminacyjna, w której Turbo, Laura i Marcin stawiają czoło filmowym czarnym charakterom. Janusz Zaorski wspomina - Kiedy kręciliśmy sceny pod Pałacem Kultury, z udziałem helikopterów, czołgów, transporterów opancerzonych i mnóstwa policji, komandosów i wojska, ktoś zawiadomił...policję, że coś się dzieje i do akcji wkroczyły dodatkowe oddziały, nie wiedząc o co chodzi, czy przypadkiem jakaś grupa terrorystyczna nie chce zaatakować Pałacu Kultury. Nie chcieli się do nas przyłączyć i zagrać w "Hakerze", bo stwierdzili, że mają inne obowiązki w mieście. Przyjechali, bo dostali zawiadomienie, że dzieje się coś strasznego, że jakieś niezidentyfikowane oddziały szturmują Pałac Kultury. To było zabawne qui pro quo. Scenę realizowaliśmy w nocy, oni niewiele widzieli, migotały tylko światła na policyjnych samochodach i z daleka nie bardzo było wiadomo o co chodzi. Twórcom "Hakera" zależało, żeby bohaterowie ich filmu spotykali się i bawili w tych samych miejscach, które znają i lubią ich rówieśnicy ze świata realnego. Dlatego też sporą część materiału zealizowano w stołecznej Galerii Mokotów, jednym z ulubionych miejsc spotkań warszawskiej młodzieży. Tam, między innymi, powstało ujęcie, w którym - jak w "Powrocie do przyszłości" - Marcin wyjeżdża DeLoreanem z ciężarówki, w asyście kłębów białego dymu. Podczas realizacji tej sceny nie obyło się bez pewnych komplikacji, jednak twórcy filmu poradzili sobie z nimi w prawdziwie hollywoodzkim stylu. Chcieliśmy zrobić tę scenę na dachu Galerii Mokotów, na najwyższym poziomie parkingu - opowiada Marek Nowowiejski - Okazało się niestety, że nie ma takiej ciężarówki, która zmieściłaby w sobie DeLoreana, a równocześnie była na tyle niska, żeby wjechać na górny poziom parkingu o własnych siłach. W związku z tym musieliśmy wciągać tę ciężarówkę na dach Galerii 60-tonowym dźwigiem. Ostatnie sceny "Hakera" zrealizowane zostały w Stanach Zjednoczonych. Mieliśmy przylecieć do Nowego Jorku 10 września - wspomina reżyser - Obuchowicz, Linda, operator, szwenkier, dźwiękowiec, producent Marek Nowowiejski i ja. Wybrano 86 piętro World Trade Center. Mieliśmy tam robić zdjęcia od siódmej do dziewiątej, bo od dziewiątej biura zaczynały pracę. Wypadek zdarzył się, jak wiemy, o 8.36, więc prawdopodobnie żywi byśmy z tego nie wyszli. Paradoksalnie uratowało nas kino. Zaproponowano mi funkcje jurora na festiwalu w Gdyni i przełożyliśmy o tydzień wyjazd, z 10 na 17 września. 17 września nie było już po co jechać do Nowego Jorku. Komedia "Haker" miała się kończyć właśnie w Nowym Jorku, a na wiele lat Nowy Jork nie będzie dobrym miejscem na zakończenie komedii. Sekwencje amerykańskie zrealizowano ostatecznie w Los Angeles, na plażach w Santa Monica i okolicach Malibu. Producent wspomina, że najbardziej zaskoczeni i rozradowani tym faktem byli turyści z Polski, którzy przyjechali zwiedzać Hollywood i - zamiast spodziewanych gwiazd amerykańskich... spotkali Bogusława Lindę. W Malibu i w Hollywood, w ciągu dwóch dni zdjęciowych, nakręciliśmy ostatnie sceny filmu - mówi Janusz Zaorski - W "Hakerze" jest wiele odniesień do filmów amerykańskich. Napis "Hollywood" jest czymś, co pozwala zrozumieć tę meandryczną drogę bohaterów scenariusza i moją - jako reżysera - przez świat filmu, Internetu, młodych ludzi, komedii. Bo to jest trochę film w filmie i opowieść o różnych filmach, zatem Hollywood jest tutaj dobrym miejscem odniesienia.
Soundtrack
Skomponowaniem muzyki - dopasowanej klimatem do gotowych utworów występujących na ścieżce dźwiękowej "Hakera" - zajął się Marek Kościkiewicz, który wcześniej miał okazję współpracować z Januszem Zaorskim przy realizacji "Szczęśliwego Nowego Jorku". Gotowe utwory, które wykorzystano w filmie, zostały starannie wyselekcjonowane. W założeniu miały pasować do tematyki filmu, wieku i mentalności głównych bohaterów. W efekcie powstała bardzo interesująca kompilacja utworów polskich i zagranicznych wykonawców, która może usatysfakcjonować miłośników niebanalnego, klubowego brzmienia. Na ścieżce dźwiękowej, oprócz oryginalnych kompozycji Marka Kościkiewicza, znalazły się utwory takich wykonawców jak - Smolik, Futro, Cool Kids of Death, Homosapiens, Antosh, Fiolka. W soundtracku pojawia się też wielki przebój zespołu "Touch & Go" - "Straight...to number one". Utwór zespołu "Touch & Go" usłyszałem po raz pierwszy, kiedy byłem z moją córką Julią na feriach zimowych - wspomina Marek Nowowiejski, który od początku czuwał nad doborem piosenek do filmu - Spodobała mi się muzyka, zabawny tekst, aranżacja i lekkość tego utworu. Odnalazłem wytwórnię płytową, od której dostałem materiał na płytę, która miała się ukazać kilka miesięcy później. Poczucie humoru i charakter tej muzyki idealnie pasowały do pomysłu na film.