Green Zone to nowatorskie podejście do political fiction - spokojnie można nazwać ten film komedią
polityczną. Chociaż bardzo mało w nim scen kiedy człowiek ma ochotę się uśmiechnąć. No może na
koniec kiedy wyjaśnia się intryga. W każdym razie po co tabuny ludzi w departamentach obrony, po
co miliony inwestowane w amerykański wywiad czy kontrwywiad skoro jeden człeczyna może
fałszywym raportem rozpocząć wojnę ;-) No ale w komediach takie rzeczy się zdarzają ;-) Podobno
Bush jak oglądał ten film to lał ze śmiechu ;-)
no patrz, takie śmieszne a broni masowego rażenia do dzisiaj jakoś nie znaleźli....a tak byli pewni że jest....
Oni byli pewni, że jej tam nie ma ale wiedzieli, że do ataku potrzebują byle jakiego argumentu medialnego. Nawet tak idiotycznego jak ten z bronią masowego rażenia. Mając media na usługach, równie dobrze mogli stwierdzić, że Saddam ma znajomego ufoluda a ten ufolud ma nieznaną, straszliwą broń. Której chce oczywiście Saddamowi użyczyć, oczywiście w celu zaatakowania całego świata zachodniego a w szczególności jednej chałupy pomalowanej na biało. Demokratyczny lud i tak łyknie wszystko więc po co się wysilać na jakieś bardziej subtelne intrygi. Ten film jest takim ugniataczem mózgów demoludów - po latach mogli zapomnieć jaki wspaniały rząd mają i przed jakim strasznym zagrożeniem zostali uchronieni. Dzięki seansowi będą mogli kolejny raz upewnić swoją protezę logiki, że wszystko jest w porządku. Kolorowy prezydent, pokojowy noblista, dba o pokój ludzi pracy i bezrobotnych całego świata. Można spokojnie zasiąść przy odbiorniku i zapuścić CNN czy inny TVN. Dowiedzieć się różnych bredni, które mają sprawiać wrażenie wiarygodnych informacji. Po prostu Idiokracja w swej najbujniejszej formie.
skoro byli pewni że jej tam nie ma to mogli własnie jak mówisz wymyślić inne powody, które jednak mogły być.
Poza tym zastanawiam się jak przy potencjale i ogromie amerykańskiej armii nie zdecydowali się ukryć nocą potajemnie w jakimś starym magazynie kilku skrzynek czy kontenerów chemii potrzebnej do produkcji broni. Nie byłoby to dla nich nic trudnego a mieliby pożywkę dla dziennikarzy i całego świata. A jednak tego nie zrobili i jestem bardzo ciekawy dlaczego.
W innym miejscu odpowiedziałem Ci - chyba zbyt obszernie - na to pytanie, więc teraz treściwie.
Oni, tak naprawdę, nie potrzebowali powodu do wywołania wojny.
Chceli pokazać wszystkim tym, którzy mogliby mieć wątpliwości, kto tu (na tym globie) rządzi i pokazali.
Tylko po co!? ;-) Demoludy łykają największe brednie oglądając wiadomości telewizyjne wiec po co się wysilać i tracić energię na coś co nie ma znaczenia dla sprawy. Powie się w telewizji, że Saddam wrócił z księżyca z najnowszą bronią więc trzeba działać zanim konsumenci amerykańscy zamienią się z demoludków w ufoludków. W normalnym kraju rządzący mówi, że atakuje bo ma taką fantazję i go stać a w demokracji trzeba wstawiać głodne kawałki tym jeleniom co będą za to płacić. W demokracji przybiera to po prostu formę kabaretu medialnego. Wychodzi pan Krzak i mówi, że widział na własne oczy, że wie bo mu kumpel z wojska mówił, że w Pentagonie w dziurkę wielkości dużego busa zmieścił się cały Boeing z rozpostartymi skrzydłami. Niektórzy się tym podniecają jak niepokalanym poczęciem a niektórzy - tak jak ja - mają z tego niezłą bekę ;-)