Jestem świeżo po Funny Games i chciałam się podzielić opinią oraz zapytać innych
internautów o zdanie. Po pierwsze jest to film zupełnie inny, niż się spodziewałam -
spodziewałam się pełnokrwistego thrillera, a tu się okazuje, że to film, w którym historia
rodziny ma akurat znaczenie podgorzędne i na pierwszym miejscu jest gra gatunkiem i
gra z widzem. Jeśli ktoś się tu nad kimś znęca, to właśnie reżyser nad widzem,
oczywiście robi to w sposób bardzo inteligentny i zaskakujący. Do momentu aż Peter i
Paul zostawiają małżeństwo jest wszystko OK, mamy trzymający w napięciu thriller, ale
gdy przestępcy odchodzą, a mąż i żona zaczynają się zachowywać jak idioci, w sensie że
przestaja logicznie myśleć (dlaczego nie pójdą po telefon, który jest w samochodzie?) a
cała ta sekwencja jest tak strasznie wydłużona, to coś przestaje pasować. Późniejsze
zwracanie się do widza, przewijanie akcji wstecz, rozmowa zwyrodnialców o fikcyjności w
filmie to już jawne wytykanie widzowi, jak łatwo wplątuje się on w grę reżysera, jak łatwo
go zmanipulować i żerować na jego emocjach. Chodzi głównie o to, że widz sam pragnie
być zmanipulowany, pragnie współodczuwać, szuka w filmie emocji, których nie
dostarcza mu własne życie. A Haneke mówi: nie, nie będzie tak, jakbyś chciał, zniszczę
napięcie, zabiję bohaterów w sposób absolutnie skandaliczny, w dodatku dorzucę te
"metafilmowe" scenki, żeby wyrwać cię z ram konwencji i całkiem zaskoczyć. Historia
maltretowanej rodziny wydaje się tylko pretekstem do tego wszystkiego, atrakcyjnym i
przyciągającym uwagę. Tak to widzę, chociaż na pewno można Funny Games
interpretować na wiele sposobów. To film bardzo dobry, ale wymagający. Z tego co
widzę po wątkach większość osób w ogóle nie domyśla się, że tu chodzi o coś więcej niż
trochę przemocy i napięcia i pewnie uznało ten film za średni thriller. A przecież tyle jest
tu do odkrycia! Nasuwa mi się główne pytanie: kim w ogóle byli zwyrodnialcy? Czemu
byli ubrani na biało, nosili rękawiczki, czemu tak ważna była dla nich "etykieta" (czy dla
zgrywy?)? Czy byli bogami? W końcu mieli świadomość tego, że grają bohaterów filmu,
nawet mieli nieograniczoną władzę nad samą akcją. W jednej ze scen jeden z "białych
panów" karze Ann klęknąć i zmawiać modlitwę - w rezultacie klęczy ona przed nim i modli
się jakby do niego. A więc kim oni byli? Samym filmowym przedstawieniem reżysera?
Poza tym czemu miały służyć długie, statyczne kadry z szerokim planem? Bohaterowie
niemal się gubili w tych kadrach - czy chodziło o to, żeby podkreślić rolę scenerii i dać
ciągle widzowi do zrozumienia, że ten wielki pokój który widzi, to tylko dekoracja, coś
sztucznego, żeby miał poczucie "sceniczności"? I ta scena przed kilka sekund
przedstawiająca tylko włączony telewizor obryzgany krwią, w którym lecą jakieś głupoty -
co ona znaczy? Na pewno w tym filmie nic nie było przypadkowe. Jakie są Wasze teorie?
Po wypożyczeniu "Funny Games U.S." dosyć długo leżał u mnie na półce, bo bałam się, że sceny w tym filmie będą zbyt mocne. W końcu się zmotywowałam i go włączyłam. Na samym początku zwracałam uwagę na wszystkie szczegóły, bo na razie nic mi się tam takiego strasznego nie wydawało. Lecz jak to zwykle bywa nawet w banałach doszukujemy się tego "czegoś" (chodzi mi tutaj o kamerę skierowaną z lotu ptaka, czy nawet cień samochodu). Podczas ich podróży można zauważyć już początek takiej zabawy. Małżeństwo "zgaduje" tytuły piosenek. Niby nic, ale jednak coś jest w tym intrygującego. Następnie jak kobieta zadaje pytanie sąsiadom na temat gry. Ciągle pojawia się temat gier, zabaw. Czy to było celowe, czy tak po prostu wyszło? Szkoda, że sama okładka zdradza to co będzie działo się w filmie, ale po minucie każdy zorientowałby się, że coś jest nie tak. Zastanawiało mnie jak ten Paul wszedł do domu. Kobieta się nawet oto nie zapytała (a może mnie coś ominęło). Irytowało mnie to, że rodzina się na wszystko zgadzała. Miałam ochotę krzyknąć "STOP!", ale co by mi to dało... Dlaczego dziecko zostało zabite jako pierwsze (nie licząc psa)?! Czym ono zawinęło? Chociaż... dziwne byłoby, gdyby zostało na końcu. Nic mi się w tym filmie nie podobało. Ale po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że to "Funny games" odnosi się do nas, a nie do bohaterów. Gdy kobieta szuka psa, samochód stoi jak wół przed naszymi oczami. No przecież każdy zapewne wiedział, że po coś on tam jest i dlatego to tak denerwowało! Kolejne- psychopaci zwracają się tak jakby do nas, a nie do torturowanych. Heneke się świetnie nami bawił. Moim upragnionym momentem było to, aby George powiedział swojej drugiej połówce coś typu- Idź, zostaw mnie tutaj! No i wreszcie się doczekałam (po dosyć długim dialogu i wykonywaniu bezsensownych kroków)... Scena z pilotem wytrąciła mnie z równowagi. I tutaj się zgodzę, że oni zachowują się jak bogowie- mają pewną władzę w swoich rękach, decydują o ludzkim losie, są bezlitośni (odwołanie do mitologii). A rękawiczki? No po co im one? Do zatarcia śladów? Jak już wcześniej wspominałam o widoku z lotu ptaka. Tak jakby oni wyznaczali sobie kolejne ofiary. Skąd? Z nieba- siedziba bogów. Bo w końcu, skoro nimi byli to musieli gdzieś mieć swoje królestwo. Podczas filmu czepiałam się wielu szczegółów- Paul miał chyba w dwóch scenach inne skarpetki, dlaczego ona nie zapięła spodni, dlaczego George nie mógł wstać (nie dostałam nigdy kijem golfowym, więc nie mogę wiedzieć czy to faktycznie tak bardzo boli). Wszystko w tym filmie było irytujące, a zarazem intrygujące.
Sorry, a czym zawinili rodzice? Może właśnie dlatego dziecko zostało zabite jako pierwsze, bo się tego nie spodziewałaś.
A spodnie pewnie zapięła chwilę później, jak nie widziałaś... :) Myślę, że Ty z kolei przesadzasz z niektórymi szczegółami.
Też zauważyłam, że większość ludzi nie zrozumiała tego filmu porównując go raczej do Piły czy innego tego typu bzdur. No cóż ale jeśli ktoś rzeczywiście ogląda Funny Games z nadzieją na krwawą jatkę to srogo się zawiedzie. Moim zdaniem ten film jest zabawą, no właśnie z kim? Głównie z widzem, który oczekuje przemocy i krwi ale tutaj mimo wszystko ich nie zastaje. Zauważyliście, że tak naprawdę wszystkie sceny postrzałów, dźgania nożem są pominięte lub sfilmowane z oddali? My jako widzowie zmierzamy się tylko z emocjami ofiar ale nie z samą przemocą! A przynajmniej w jej czysto fizycznej postaci. To doprawdy zaskakujące, bo sam film opowiada przecież o brutalności. Oczywiście można założyć, że chodzi tu o przemoc w rzeczywistym świecie, gdzie żyją psychopaci, którzy ot tak po prostu lubią zabijać ludzi ALE. Moment w którym Paul przewija taśmę uświadamia nam, że to tylko film. Zresztą fakt, że jeden z oprawców przemawia bezpośrednio do nas, zarówno on jak i jego kompan nie mają 'stałych' imion, zawsze noszą czyste, schludne ubrania bez plamki krwi (wyglądają jakby wyjęci prosto z reklamy proszku do prania), pojawiają się znikąd sprawia, że zdajemy sobie sprawę z fikcyjności tego co oglądamy. Nie należy więc doszukiwać się żadnego głębszego sensu. Moim zdaniem reżyser daje nam wszystkim prztyczka w nos - pokazuje, że poprzez nadmiar przemocy i brutalności w filmach (odcinanie głów, wybebeszanie, ćwiartowanie) jako widzowie stajemy się zupełnie niewrażliwi na to co przeżywają ofiary. Chcemy tylko więcej krwi i dymiącego pistoletu. Co więcej, wbrew tytułowi, zabijanie wcale nie jest 'funny'.
Cały film wręcz roi się od wszelkiego rodzaju zabaw i gier. Główną z nich jest potworna zabawa kosztem bohaterów filmu, ale także i gra z widzem, co podkreślono w powyższych wypowiedziach. Według mnie, w filmie nie ma sensu zwracać uwagi na najmniejsze szczegóły i doszukiwać się w nim "głębszego sensu". Jest to film bez konkretnej fabuły, traktujący jedynie o ludzkiej brutalności. Zamysłem reżysera było ukazanie nam, ale jednocześnie uświadomienie, że przemoc jest wśród nas i tak na prawdę niewiele różni się od tej ukazanej na ekranie. Świetnie podkreślają to końcowe słowa jednego z prześladowców- "Fikcja jest rzeczywistością". Prócz tego, wartym uwagi jest moment, w którym Paul zwraca się do widza- "A ty? Za kim jesteś?" Odpowiedź niby oczywista, historia powinna zakończyć się happy end'em. Ale czy na pewno? Bo być może są wśród nas i tacy, którzy woleliby popatrzeć na okrucieństwo i przelew krwi. Podsumowując, według mnie jest to film, który ma nam pokazać że to co widzimy na ekranie nie jest jedynie fikcją, a sytuacja tam przedstawiona( być może trochę naciągana) może przydarzyć się każdemu z nas, z prostego powodu. Żyjemy w świecie na którym aż roi się od bólu i cierpienia. Przemoc jest wśród nas.
Dokładnie, na pewno część widzów chciała innego zakończenia od tego, co dotychczas oglądali, czyli happy endu, o którym wspomniałaś, czyli zakończenia, w którym bohaterowie giną, a nie na koniec okrywani są kocem przez policję i się przytulają siedząc na bagażniku policyjnego auta w świetle milczących kogutów. To już widzieliśmy dziesiątki razy. Poza Nieznajomymi nie widziałam innego filmu, w którym wszyscy niewinni giną, a oprawcy nawet nie są draśnięci. I to samo przesłanie: dlaczego? - Why not w funny games i Bo byliście w domu w Nieznajomych.
Jeśli chodzi o porównania do innych filmów, "Funny Games" bardziej przypominają mi "Mechaniczną Pomarańczę", niż horrorowe siekanki. Podobieństwo dostrzegam w ubiorze bohaterów( biała odzież, rękawiczki), w tym, że cechują się wysoką kulturą osobistą i oczywiście w przemocy stosowanej wobec innych ludzi.
Pozdrawiam (;
"zarówno on jak i jego kompan nie mają 'stałych' imion" - mieli, Paul i Peter. W międzyczasie mówili na siebie Tom (Peter) i Jerry (Paul) - Pączka pomijam. Pewnie jest to nawiązanie do kreskówki, bawią się z ofiarami w kotka i myszkę.
"You shouldn't forget the importance of entertainment." - chyba kwestia podsumowująca cały film.
Mnie mimo wszystko intrygują te białe rękawiczki. Dlaczego Peter prosi na łodzi o parę swojego kolegi? I po co to późniejsze zbliżenie na wciągającego żagiel Paula, a właściwie na jego rękawiczki? Niby pierdół a na prawdę (mnie) zastanawia... może i nie ma to żadnego znaczenia, a może jednak ;)
Ogólnie bardzo ciekawy sposób perfidnej a tym samym inteligentnej manipulacji odbiorcy, co uważam jako plus dla tego filmu. Reżyser daje jasno do zrozumienia - chcecie strachu? będziecie go mieli. Cierpienie? nie ma sprawy. Sprawy przybierają także ciekawy obrót podczas postrzelenia przez Ann Petera. Któryś widz może się cieszyć, że matka, którą spotkało takie cierpienia jak śmierć syna na jej oczach mogła się odegrać, a film może się nawet dobrze zakończyć. I tyle z całej uciechy bo do akcji wkracza pilot. Pojawia się też kilka scen które mogą irytować widza (jak np. obserwowanie oczami kamery przez ładnych kilka minut związanej Ann, próbującej się podnieść z podłogi), intrygować (jak do cholery Ann uwolniła się od taśmy w tak krótkim czasie?!), a także zaskakiwać (np. bezpośredni zwrot do widza)
Reżyser wyraźnie daje do zrozumienia, że uciekanie od rzeczywistości do świata fantastycznego, filmowego nie powinno mieć miejsca, a samo obserwowanie przemocy na ekranie, wcale nie jest (jakby się mogło wydawać) dobrym sposobem na spędzanie rozrywki.
Podkreślić należy też bardzo dobrą, według mnie grę aktorską. Dzieciak spisał się bardzo dobrze - w wiarygodny sposób obrazując strach i skołowanie.
"dlaczego nie pójdą po telefon, który jest w samochodzie?" - ponieważ odjechali nim Paul i Peter
@Levy_ "jak do cholery Ann uwolniła się od taśmy w tak krótkim czasie?!" - przecież poszła po nóż (chodzi ci o ten moment po zabiciu Georgie'ego, gdy próbuje podnieść z podłogi?)
A najlepszą interpretację moim zdaniem przedstawiła MissNobody.