"Elizjum" (2013) - rok 2154, zanieczyszczona i przeludniona Ziemia jest oceanem slamsów i nędzy. Wiecznie zdrowi bogacze od dawna żyją na kosmicznej stacji Elizjum zazdrośnie strzegąc elitarności swego luksusowego azylu.
Ziemski robotnik (były przestępca, oczywiście zresocjalizowany przestępca) umierający w skutek bezwzględności i chciwości obywateli Elizjum podejmuje współpracę z lokalnym gangsterem, który może pomóc mu w dotarciu na stację i uratować życie. Prywatna rozgrywka zmienia się w walkę o przyszłość ludzkości.
To mogło być dobre kino sf, gdyby historia była staranniej podana (raj bogaczy niemal bezbronny wobec przylotów niepożądanych intruzów, trudno bowiem renegata z ręczną wyrzutnią "przeciwlotniczą uznać za skuteczną linię obrony - przed meteorytami też by bronił? )
To mogło być dobre kino sf, gdyby historia była staranniej podana; świat przyszłości sensowniej zarysowany (np. raj bogaczy niemal bezbronny wobec przylotów niepożądanych intruzów, trudno bowiem renegata z ręczną wyrzutnią "przeciwlotniczą" uznać za skuteczną linię obrony - przed meteorytami też by bronił?) a malowanie ponurej wizji tak szybko nie ustępowała prostemu kinu akcji zwieńczonemu naiwnym szczęśliwym zakończeniem. Szkoda, wielka szkoda.
masz rację, pomysł wyjściowy jest świetny, ale realizacja marna. jestem rozczarowany
Coście się tak zafiksowali na tej wyrzutni?! Przede wszystkim chodziło o to, żeby zestrzelić "nieoficjalnie". Narzędziem do tego był Kruger. Czego użył - to rzecz drugorzędna. To jest bardzo proste. Są w tym filmie prawdziwe nieścisłości, więc może lepiej skupić się na nich.
Ciekawostka
https://en.wikipedia.org/wiki/ASM-135_ASAT
- znowu nam trawnik podepcą! dzwońcie po Krugera!
- ale Kruger prasuje mundurek i nie zdąży po wyrzutnie
- no to dzwońcie po Sasze
- ale Sasza jest na drugiej półkuli, jego granatnik nie namierzy komunistycznych promów
- całe szczęście, że z głębokiej przestrzeni nic na nas nie leci, bo dawno nie mieliśmy znaków życia od Marcela z Marsa.
Na Elizjum pewnie była obrona przed statkami, ale do jej użycia zgodę musiała wyrazić cała rada (a pani admirał wolała zniszczyć statki szybszym i nielegelanym sposobem)
istniała? słowa o niej nie ma w filmie, więc dla widza nie istniała, ale gdyby istniała to...
szybszym? "granat przeciwlotniczy" z Ziemi szybszy od jakiejś hipotetycznej Elizjańskiej baterii zaporowej?
nielegalnym? jak różnica między nielegalną autoryzacją aktywacji agenta a hipotetycznej baterii zaporowej?
wracając do pierwszego wiersza, czego w filmie nie ma tego widz nie może tworzyć na własne potrzeby :)
Może, film tak samo jak książki - czego niema w filmie widz może dowolnie interpretować
Powiedz mi bo moze to przeoczyłem, jakim cudem Spider z kolegami ni z tego ni z owego wsiedli na statek i polecieli na Elizjum nie bedac rozwaleni, tak jak statek na poczatku?
Moze czegoś nie dostrzegłem. Czy byli obywatelami Elizjum?
Tu moge sie mylic, jednak nie zmienia to faktu, że na filmie sie strasznie zawiodłem. Myślałem, że bedzie to hit tego roku, a można o nim raczej powiedzieć tani kicz roku, rozczarowanie roku, banał roku itd. Fabuła strasznie płaska i dziurawa. Do niej mam największe pretensje. Z minuty na minute coraz bardziej przestawałem sie przekonywać, że ten film jeszcze sie rozwinie. Końcowa scena "naprawiania systemu" to już było apogeum. Jesli miałbym sobie przypomnieć bardziej beznadziejny film, prócz oczywistych "komedii" Sandlera, to byłby to Uczeń czarnoksiężnika. Elizjum to właśnie ten sort.
tak? czyli mogę uznać, że Kruger był nieślubnym dzieckiem pani sekretarz? nikt wszak nie powiedział, że tak nie było i... ten Kruger był biologicznym ojcem rozwiązłej matki głównego bohatera i... (bo przecież w filmie koligacje rodzinne nie były wyjaśniane a Ty dajesz wolną rękę na wszelkiej maści nadinterpretacje) mamy dramat familijny pełną gębą :)
chodzi o to, że skoro obywatele Elizjium mieli w d.. obywateli ziemi, to stateczki powinny być zestrzelone bez zbędnych ceregieli. ponadto, ziemia jest ogromna, dziwnym zbiegiem okoliczności całość akcji ogranicza się do terenów tylko LA- akurat tam był agent, akurat tam był max? Film jest fajny ale fabularnie mało prawdopodobny. W taką rozgrywkę polityczną zwykle jest niezaangażowanych więcej osób o różnych interesach- vide afera Watergate. Szkoda, że wątek polityczny został tak spłycony. I po co był ten endoszkielet? Skoro misja przejęcia biznesmena była tak ryzykowna, równie dobrze, można by wyposażyć w endoszkielety wszystkich członków ekipy.
Dobre kino rozrywkowe, sprawnie zrealizowane, ale trochę... zbyt łatwe.
- znowu nam trawnik podepcą! dzwońcie po Krugera!
- ale Kruger bierze kąpiel i nie zdąży po wyrzutnie
- no to dzwońcie po Abdula
- ale Abdul jest na drugiej półkuli, jego granatnik nie namierzy komunistycznych promów
- całe szczęście, że z głębokiej przestrzeni nic na nas nie leci, bo dawno nie mieliśmy znaków życia od Yamamoto z Marsa.
Żal mi Ciebie dzieciaku. Trollujesz i myślisz, że jestes zabawny, albo że kogokolwiek interesuje Twój bełkot.
"robaczku" cóż to się stało, że płoniesz świętym ogniem oburzenia i niesmaku? dzieci w przedszkolu zabrały "ci" ukochane kredki? zacisze domowe naszedł komornik i drażniąc rodzicieli zakłócił mir domowy? ukochany misiu z drugiego obiegu rozpadł się na twoich oczach? śmiało wylej swe żale, pomogę jak będę umiał.
"robaczku" cóż to się stało, że płoniesz świętym ogniem oburzenia i niesmaku? dzieci w przedszkolu zabrały "ci" ukochane kredki? zacisze domowe naszedł komornik i drażniąc rodzicieli zakłócił mir domowy? ukochany misiu z drugiego obiegu rozpadł się na twoich oczach? śmiało wylej swe żale, pomogę jak będę umiał.
to też jest genialne! :)
Zgadzam się człowieku z tobą całkowicie. Kruger jest jak dla mnie super postacią, ale jakby z innego filmu, jakiejś totalnie odjechanej komedii, gdzie nawet nie próbują udawać, że istnieje pewien realizm.
{spojler}
Mnie totalnie rozwalił motyw, gdy granat rozwalił mu twarz (po pierwsze - dlaczego tylko twarz, co z resztą ciała?), to te jego przydupasy biorą go i co? i niby mózg nie jest uszkodzony???!!! Niby jak? To ciekawe, czym oddychał? Jak tlen mu dochodził do mózgu, skoro on ani ust ani nosa w ogóle nie miał :) No, ale najzabawniej się zrobiło, jak kolesia zrekonstruowali. Totalny odpał. To nie było uzdrowienie - to było wskrzeszenie!!
A i jak ktoś myśli, że w "Człowieku ze Stali" drgała kamera, to niech obejrzy ten film. Pojedynek finałowy był po prostu paskudny, nie do oglądania, do walk z "Pacific Rim" się nawet nie umywał.
Kruger byłby świetny jako przeciwnik Riddicka i tam go powinni zatrudnić. Albo zrobić osobny film jak "Maczeta" tylko "Kruger" :)
W tym filmie w ogóle mi nie pasował, należę do tych którzy ucieszyli się jak zginął i załamali jak zmartwychwstał.
w kwestii nowej twarzy najbardziej zjeżyła mnie broda (nie mini granat, nie mózg w stanie "hibernacji", ale broda!). idealna jak sprzed eksplozji, byłem przekonany, że po rekonstrukcji będzie bez zarostu, ale widać u mieszkańców Elizjum pamięć komórkowa zadziwiająco trwała.
Dlaczego on się tak gapił potem na swoje odbicie w lustrze? Może też był zdziwiony, że ma brodę?
podoba mi się ta teoria, choć mogło to być też tęskne spojrzenie szukające śladu dawnych "blizn", które nie miały tyle szczęścia co broda?
to najbardziej niekonsekwentny element scenariusza: maszyna uzdrawia białaczkę i wszystkie inne choroby, wskrzesza umarłych z "całym" mózgiem, ale jak ktoś dostanie kosę w szyję albo pocisk w klatkę to już nie wysyłają zespołu ratowniczego...
.... dla mnie film to utopia, nie żebym żałował tej maszynki do leczenia komukolwiek, ale jeżeli wszyscy są tam młodzi, szczęśliwi i być może nieśmiertelni, to bez odpowiedniej antykoncepcji Ziemia i Elizjum przeludnią się w kilka lat i nie starczy jedzenia dla nieśmiertelnych ludzi, cudowne uleczenia niczym w Zielonej Mili... rozpatrywane w skali globalnej tworzą nowe problemy, oby nie nakręcili Elizjum 2
Kwestia konwencji. Można psioczyć również, dlaczego nie bali się ataków kosmitów? albo jak do cholery działały te karabiny strzelające Bóg wie czym?
konwencji? film aspirował do czegoś więcej niż prostackiego kina akcji w konwencji sf! zaskakująca głupota twórców jest zwykłą głupotą i absurdem jest zasłaniać ją szatkami gatunku! przy Twoim podejściu widz musiał by łykać każdy syf serwowany przez leniwe ekipy! uchowaj Boże od takich przejawów kulturalnej kapitulacji!
Film do niczego nie aspirował, to ludzie wymyślają przymiotniki "epicki" "ambitny" itd To przede wszystkim science fiction, a to,że ludzie wyobrazili sobie tam elementy psychologiczne,thrillera,dramatu,satyry czy kina noir.
O głupotę oskarżają wszystkich, a gdy jakiś twórca wyjaśnia filmowe zasady rządzące jego światem to psioczą,że nie potrzebują łopatologii, bo sami by do tego doszli.
Science fiction to taki gatunek,że widz może doczepić się do każdej technologii wykorzystanej w filmie i zrobić, to co powyżej napisałem
Dlatego tego filmu nie ocenia się tak jak dramatu czy innego gatunku, pod względem "wpadek i dziur logicznych"
Rozumiem liczyłeś na egzystencjalny dytyramb, który ma jedynie otoczkę saj faj
Ale są science-fiction i science-fiction. Jak już kolega logan_slupsk wyżej zauważył do uniwersum Riddicka pasują inne elementy niż do uniwersum Elizjum. Taki Pacific Rim też należy do SF i tam w sumie by nikt się nie czepiał, że koleś z kieszeni sobie wyrzutnię rakiet wyciąga czy odwala niesamowite rzeczy, no ale w Elizjum reżyser raczej mimo wszystko nie chce stworzyć świata, w którym wielkie roboty mogłyby walczyć z wielkimi potworami, zauważ że tu koleś skupia się mimo wszystko na ludziach i takich bardziej problemach społecznych czy ogólnie bardziej przyziemnych sprawach, a nie chce tylko odjechaną akcję pokazywać, stąd umiejętnie musi dobierać technologię.
Jakby dał motyw, że ludzie z Elizjum zbudowali sobie wielkiego robota, żeby ich chronił przed przylotem niechcianych statków z ziemi, to wszystko byłoby ok?
Każdy film ocenia się pod względem spójności zastosowanej w niej logiki, niezależnie od gatunku.
Więc stwierdziliście,że facet z wyrzutnią rakiet nie pasuje do uniwersum ludzi, bo jest zbyt abstrakcyjny?
A co niby tu było niespójne i nie pasowało do interakcji ludzkich i ich zachowań?
innymi słowy, skazując produkcje na getto gatunku wyrzekasz się większych wymagań i czy to np. w getcie sensacji Brando udaje mafioza czy Seagal wykonuje ospałe technoruchy,jednaką z tego winniśmy czerpać przyjemność. odkrywcze.
pojmuje, że znów użyłem zbyt trudnych słów, ale żeby od razu sięgać po mętne aluzje seksualne? ta dzisiejsza młodzież...
oj tam czepiacie sie :D moze i fakt ze ta wyrzutnia smieszna sprawa, ja tez bym sie mogl czepic ze wystrzelil 4 rakiety a transportowcow bylo 3 (gdzie 4ta poleciala?) ...
a co meteorytow ... hmm moze juz wszystkie spadly.. ;)
a moze oprócz blokowania przestrzeni powietrznej mieli wiecej sztuczek typu nie wiem zmieniania polozenia stacji lub cholera wie , na pewno dowiemy sie w 2 czesci xD
pozdrawiam ten nudny temat ;) i ciekawych ludzi :]
dajże mi prawo złorzeczyć na "rakietnice" i otwartą przestrzeń powietrzną Elizjum wszak wraz z szkieletem zewnętrznym wszczepianym przez koszulkę, te trzy sprawy najbardziej psuły mi seans. wielkich wymagań nie miałem, nikt mi rysować systemu politycznego i gospodarczego Ziemi w 2154 rysować nie musiał, w wielu aspektach przyjąłem szczątkowy zarys wystarczający do sensacyjnej rozgrywki, ale... są granice oddzielające dobrą rozrywkę od fuszerki i kiedy rzemieślnik zadaje się przekraczać / przekracza granicę to w widzu budzi się niesmak.
Dokładnie takie same miałem odczucia - fuszerka.
Mało tego, czułem się jakby producenci filmu celowo chcieli mnie obrazić takim filmem. Przecież poprawić te błędy logiczne i niespójności mógł by słabej klasy scenarzysta - jednak tego nie zrobiono...
pralkę wymieniajmy co kilkaset prań, samochód co kilka lat (oczywiście na nowy), od filmu nie wymagajmy za wiele (niech tylko da się go wrzucić w 3D z jako takimi efektami). konsument nie ma wymagać, konsument ma konsumować - i niestety większość konsumentów biernie przyjmuje narzuconą im rolę sarkając gdy widzą, że któryś z nich ma większe wymagania niż oni. skoro widz niewymagający to i nie przyzwyczajajmy go do dopracowanych fabuł bo jeszcze takich się będzie domagał w przyszłości.
chyba za dlugo negocjowali gaże Damona....a gdy sie w koncu dogadali zabraklo czasu na dopiecie szczegolow...... i tak Matt-kozak wszystkich tak zahipnotyzuje ze nikt nie zauwazy ze tak naprawde Elizjum nie ma nawet dzialka na orbicie zeby sie bronic
Zacznę może od tego, że mnie ten film również nie porwał, z różnych powodów, poczynając od niespójności scenariusza, a kończąc na niezbyt (moim zdaniem) korzystnie dobranej obsadzie. Chciałbym się jednak ustosunkować do tych brakujących działek na stacji. Po pierwsze trzeba się zastanowić po co im takie działka, czy jakiekolwiek inne systemy obronne? Przed kim lub czym mieliby się bronić? Na meteoryty może mają inne sposoby, a jako takich wrogów raczej chyba nie mają. Wydaje mi się, że nowa "ziemia" jest rajem dla wszystkich ludzi których na to stać. A więc każdy naród, o ile jeszcze na Ziemi istnieje podział na kraje, przyczynia się raczej do ochrony tejże stacji. A więc skoro stacji nie zagrażają żadne rozwinięte kraje, a zwykli obywatele nie mają możliwości przeprowadzić bojowego ataku na stację, to po co im te systemy obronne? Przecież statki które dolatują na Elizjum i tak od razu są przechwytywane, a ich pasażerowie deportowani, więc stacji nic nie zagraża oprócz kilku zdesperowanych imigrantów.
Więc ten aspekt akurat bym sobie darował, tak samo jak wyrzutnie rakiet Krugera. W filmie jest kilka innych bardziej niedorzecznych elementów, które o wiele trudniej byłoby jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
wielce mnie intryguje cóż jest bardziej niedorzeczne niż brak obrony przed jednostkami "terrorystów" (z punktu widzenia kosmicznych burżujów), którzy jak każdy widz mógł się przekonać przynieśli zagładę (infantylną oczywiście) rajowi kosmicznych burżujów. zagładę o której przestrzegała pani sekretarz.
chce mnie pan przekonać bym sobie konkretny aspekt darował? musi się pan lepiej postarać.
PS. skoro w XXII wieku byle mafiozo może sobie latać po orbicie i hakować bazy Elizjum to byle koktajl biologiczno-chemiczny nie stanowiłby by chyba problemu (wszak już dziś nie stanowi), a wtedy nie każdy zdążył by dopełznąć do kapsuły medycznej.
Dyskusja ciekawa, ale umknęło Wam coś bardzo istotnego. Film dotknął bardzo ważnych problemów cywilizacyjnych - przeludnienia, rozwarstwienia społeczeństw, wyzysku, biedy, znieczulicy. Ale celowo napisałam: dotknął. Te ważne tematy giną w całej papkowato-rozpierduchowej otoczce. A szkoda. Czy ktoś w końcu zrobi porządny, madry,ze starannie przemyślanym scenariuszem film sf? Podobno Foster bardzo starannie wybiera scenariusze filmów w których gra. Tym razem odstąpiła jednak od tej zasady. Ciekawe w imię czego? ps. Aczkolwiek "Kontakt" z Jej udziałem też był bardzo przeciętny.
umknęło nam? mogę sam siebie zacytować? "To mogło być dobre kino sf, gdyby historia była staranniej podana; świat przyszłości sensowniej zarysowany (...),a malowanie ponurej wizji tak szybko nie ustępowała prostemu kinu akcji zwieńczonemu naiwnym szczęśliwym zakończeniem."
obawiam się, że na dobre sf przyjdzie nam jeszcze poczekać. szkoda, wielka szkoda...