Dawno, dawno temu, pod koniec XX wieku z wód Cieśniny Florydzkiej wyłowiono kubańskiego chłopca. Elián González dryfował od jakiegoś czasu samotnie po morzu, gdyż jego matka utonęła w trakcie tej fatalnej ucieczki do Ameryki. To, że dziecko przetrwało, uznano za prawdziwy cud, tym bardziej że rzecz miała miejsce w Święto Dziękczynienia. Natychmiast zgłosiła się po niego mieszkająca na obrzeżach Miami rodzina, która otoczyła chłopca opieką i zapewniła odpowiednią uwagę mediów. Pierwszymi krokami Eliána w wolnym świecie emocjonowała się cała Ameryka. Gdyby to była bajka, byłby to odpowiedni moment, żeby powiedzieć "I wszyscy żyli długo i szczęśliwie", bo wydawało się, że chłopca czeka już tylko piękna przyszłość. To jednak film dokumentalny, więc właściwa akcja zaczyna się dopiero teraz, kiedy w dramacie pojawia się postać ojca, który zażądał powrotu dziecka na Kubę. Trudno o bardziej poruszający konflikt: uczucia rodzicielskie kontra przekonanie, że zapewni się dziecku lepszą przyszłość. Emocje w historii pięcioletniego Eliána Gonzáleza dodatkowo podgrzewa fakt, że walka o chłopca stała się elementem rozgrywki i poważnego sporu międzynarodowego.