Amerykańska wersja Salander nie umywa się do szweckiej. Szwedka powaliła mnie na kolana, wyglądała tak prawdziwie w swej stylizacji, jakby ją reżyser zgarnął z ulicy. Do tego była piękna i niebezpieczna.Po amerykance widać że to kostium, charakteryzacja. Takie jest moje odczucie. Mówię NIE dla tej wersji.
Już nawet ze zwiastuna widać, że amerykańska Lisbeth będzie bliższa prawdzie - czyli książce. Nie jest ostrą gotką w typie walkirii, ale także wrażliwą dziewczyną. Bardzo mi się to podoba.
"prawdzie"? co to za kategoria przy książkach i filmach?:) nie jest gotką, ale czy była EMO?;-D
Ja natomiast sądzę, że Mara pasuje lepiej do roli Lisbeth. Jest bliższa postaci z książki. Jest pociągająca na swój własny, dziwny i tajemniczy sposób. Przy tym nie jest żadną pięknością. Ma ten typ urody, który został opisany w książce i to mi się bardzo podoba. Szwedzka wersja pod względem aktorstwa była naprawdę dobra, ale jeśli chodzi o wygląd, to Amerykańska obsada jest bliższa moim wyobrażeniom po przeczytaniu książki.
Obie są świetne,to bardzo dobre aktorki ale ich wersje Lisbeth są po prostu inne od siebie, obie mają cechy Prawdziwej Książkowej Salander ale są to INNE cechy; Rooney jest cicha,zamknięta w sobie i nieprzystępna ale ładniejsza i bardziej magnetyczna, niebezpieczna,dzika faktycznie była Rapace. Obie wersje Lisbeth można pokochać.
Właśnie czytałem, że obie role są genialne, ale po prostu różne. I to mnie cieszy.
true true true
powielanie Rapace byłoby bez sensu. Ale przez ta dzikość Noomi wybijała się na pierwszy plan, szwedzki Mikael byl sporo za nia, a w wersji Finchera to Craig bardziej 'kradl' ekran, Mara byla bardzo dobra, ale jakby obok niego, a już nie chce napisać ze za nim..
fajnie, to najlepsze podsumowanie tego wątku przepełnionego kłótniami typu "moja Lisbeth jest mojsza, bo jest moja":)
Zacytuję siebie z tematu poniżej.
"Noomi Rapace NIE GRA Lisbeth Salander, tylko postać luźno chwilami opartą o książkową Lisbeth. Gra bardzo dobrze, z prawdziwym oddaniem i pasją, ale jej postać to nie Lisbeth. Brakuje jej wrażliwości i ludzkiego pierwiastka. Sam design przywodzi na myśl trzydziestoletnią atletkę wypożyczoną z balu przebierańców, gdzie reprezentuje gothów. Lisbeth Mary jest jakby ŻYWCEM wyjęta z książek. Co więcej, powszechny konsensus krytyków zdaje się głosić, że jest lepsza od Rapace na każdej płaszczyźnie".
Chyba nie dość dokładnie czytałeś książkę. Noomi bardziej przypomina oryginał bo nie przypomina zagubionej dziewczynki, jak jej amerykańska odpowiedniczka, która jakaś takie miętka jest, Noomi gra bardziej twardo, co właśnie odpowiada postaci książkowej. Zwróć uwagę też na inny aspekt, to nie jest film tylko o niej. Trzeba patrzeć poprzez pryzmat filmu jako całości. Szwedzka wersja opowiada historię lepiej niż amerykańska, może z wyjątkiem Kalle, który nie przypomina oryginału.
krytycy krytykami, wypisują rzeczy błyskotliwe i debilne, a po co się kłócić, która prawdziwsza, skoro to zależy tylko od tego, która jest bliższa interpretacji danego widza/czytelnika?
Zanim obejrzałam ten film też mi się wydawało że Noomi Rapace była o niebo lepsza, ale jednak się przekonałam do Rooney Mary. Chociaż Rooney wydaje mi się bardziej...przystępna? Nie ma w niej takiej dzikości jaką pokazała Noomi. Dalej uważam że Noomi była wspaniała, ale faktycznie brakowało w niej wrażliwości którą książkowa Lisbeth miała. Jednak obie zagrały świetnie.
Jeszcze nie oglądałam amerykańskiej wersji, ale po trailerach stwierdzam, że ta Lisbeth wypada gorzej niż w oryginale szwedzkim. Szczególnie nie pasują mi jej oczy. Takie spojrzenie zagubionej dziewczynki, co uważam ze kiepsko wypada przy twardym wizerunku i charakterze szwedzkiej bohaterki.
A wlasnie, skoro o oczach mowa, czy ksiazkowa Lisbeth nie miala przypadkiem ciemnobrazowych? Bo cos mi swita, ze tak wlasnie bylo. A jesli tak, zastanawiam sie, dlaczego nie zdecydowali sie uzyc kolorowych soczewek. Czyzby moglo to miec wplyw na ekspresje spojrzenia? (Pytam calkiem serio, bo nie bardzo wiem, czy to mozliwe.)
nie wydaje mi się żeby miała brązowe oczy... nie przypominam sobie żadnego fragmentu odnośnie oczu, ale było wyraźnie powiedziane, że jej naturalnym kolorem włosów był rudy, a rudzi ludzie chyba wszyscy mają zielone/niebieskie oczy
Musze przejrzec ksiazke, ale cos mi swita, ze Larsson wspominal o oczach "czarnych jak wegiel". Swoja droga, znam dwie rude i piegowate osoby (siostry), ktore maja ciemnobrazowe oczy, wiec wyglada na to, ze to jednak mozliwe.
Ha! Wiedzialam :)
"Dziewczyna, ktora igrala z ogniem", rozdzial 26, strona 569:
"Nagle sie usmiechnal. Lisbeth patrzyla na niego obojetnie. Zauwazyla, ze wciaz ma jaskrawoczerwona, niezagojona rane na szczece, w miejscu, gdzie zadrapala go kluczami. Popatrzyla w gore, na korony drzew ponad jego glowa. Po chwili znow opuscila wzrok. Jej oczy byly niepokojaco czarne, jak wegiel."
Dokładnie. Mara wygląda w tym filmie jak wypielęgnowana amerykańska dziewczynka, z wygoloną głową. Nie pasuje mi do książkowej bohaterki.
Bo nie czytałaś książki najwyraźniej. Mara to 100% książkowa Salander. Widziałem film i czytałem książkę.
Oglądałam ostatnio wywiad z Noomi Rapace, prowadzący wywiad zadał jej pytanie, czy podczas grania rolę Lisbeth opierała się wyłacznie na opisnie w książce, odpowiedziała, że nie, bo w głowie miała wciąż obrazy np. Nikity i innych twardzielek, sup
W wywiadzie powiedziała, że miała obrazy jej ulubionych bohaterek w głowie z dzieciństwa, ale mimo wszystko starała się odnaleźć obraz książkowej Lisabeth Salander.
Tak, ale wprost odpowiedziałam, jak się jej prowadzacy wywiad zapytal czy sie wzorowala na Lisbeth z ksiazki to powiedziala, ze nie. Co jest bledem, bo grajac Lisbeth Salander powinna tylko i wylacznie sie opierac na ksiazkowym opisie, a nie miec w glowie obrazy Nikity i tak dalej i takze cos wyciagnac z tych postaci.
Zgadzam się z Tobą...Szwedka wiernie oddała charakter granej przez siebie postaci, jest autentyczna. Natomiast Rooney Mara wypada przy niej blado, trochę jakby nie do końca podobało jej się to w jaką postać musi się wczuć, w każdym bądź razie do mnie nie przemawia.
Mówicie, że "trzydziestoletnią atletkę wypożyczoną z balu przebierańców, gdzie reprezentuje gothów", ale przecież w książce było nie raz opisane, że nie ma piersi, że trenowała boks, więc siłą rzeczy jest umięśniona, był opisany jej wygląd, w który również wpisywała się czarna gotycka szminka itd. Również w książce nie była uczuciowa. Wręcz niemal pozbawiona tych uczuć. Nie umiała się nawet porządnie uśmiechnąć.
Osobiście uwielbiam Noomi w tej roli i czekam na efekt pracy Rooney. Jestem ciekawa, czy uda im się przebić ten Skandynawski klimat :)
Gdzie wy się w książce dopatrzyliście tej wrażliwości i ludzkiego pierwiastka ? Według mnie w książce jest opisana jako osoba której osobowość dynda na skraju bycia socjopatą. Poruszanie się Lisbeth w społeczeństwie to bardziej korzystanie ze schematów i wzorów zachowań niż jakaś namiastka empatii.
Dobrym odniesieniem wydaje się być postać serialowego Dextera, gra swoją role w społeczeństwie ale tak naprawdę nie wie o co tym wszystkim ludziom chodzi i co powinien czuć. Dlatego wydaje mi się że nie dość iż aktorka spisała się na medal ze swoim warsztatem to także doskonale oddała książkową postać.
Tak na marginesie to nie wiem dlaczego amerykanie nie są w stanie przełknąć filmów, których pochodzenia nie wiąże się z Hollywoodem. Po co robić remake filmu który powstał dwa lata temu i wcale złym filmem nie jest. Co dziwniejsze to szum jaki powstaje wokół kopii, dlaczego nie poświeci sie tyle czasu oryginałowi :) . Na onecie już wypisywanie są jakieś wizje że milenium to trylogia na miarę ojca chrzestnego cz LOTR. Taka sobie dygresja , nie twierdze że re remaki są złe ale zgoła niepotrzebne. Nie dziwie się że powstał remake np. Infernal Affairs w postaci Infiltracji ale jak kopie jakiegoś filmu można nagradzać Oscarami i wynosić do rangi dzieła. No nic , czas obejrzeć tą nową wersje ; )
"Władca Pierścieni" Jacksona musiałby być wtedy też remakiem animowanego serialu z (bodajże) 1978 roku.
Jednak jest różnica między filmem fabularnym a animowanym.
A czemu nie można uznać dziewczyny z tatuażem za remake ?
hehe, jasne... sam Fincher powiedział, że nawet nie przeczytał książki w całości, więc obawiam się, że to podpada pod kategorię "remake":)
A co mnie obchodzi, czy Fincher przeczytał książkę, czy nie? Ważne jest to, że scenarzysta przeczytał książkę i na jej podstawie napisał scenariusz. Fincher opierał się na scenariuszu i w ten sposób stworzył ten film.
Nie wiem, na ile Cię to obchodzi, w sumie to tylko kwestia nazewnictwa, ale myślę, że Holiwód się zainteresowało tym tytułem ze względu na film, a nie na popularność książki, dlatego traktowałbym "Dziewczynę z tatuażem" jako remake. Był popularny szwedzki film, zrobili amerykański. Książka pozostawała w tle. Ale jeśli zależy Ci na kwetiach formalnych, to mogę oczywiście przyznać, że tak, skoro drugi raz zekranizowali ksiązkę, to faktycznie nie jest to remake:)
Chodzi mi głównie o to, że słowo "remake" wywołuje często negatywne konotacje. Poza tym film nie jest remakiem dlatego, że został nakręcony na fali popularności innego filmu. A na pewno nie tylko dlatego. W tym przypadku, nawet jeżeli założy się, że Amerykanie zdecydowali się nakręcić ten film tylko dlatego, że szwedzka trylogia była popularna (choć w Ameryce wszystkie trzy filmy zarobiły razem nieco powyżej $20 mln), nie oznacza to, że jest to remake. Jest przecież pierwowzór literacki, którego trzymał się scenarzysta przy tworzeniu scenariusza. Jest reżyser, który ma zdecydowanie swoją wizję świata i wie, co robi. Patrzenie na ten film jak na remake jest moim zdaniem krzywdzące dla twórców, ponieważ sugeruje to, że ukradli pomysł z innego filmu, przedstawili go po swojemu i zgarnęli kasę. A przecież nie do końca tak było. Myślę, że Fincher robi filmy nie dla zaspokojenia swoich potrzeb finansowych. Facet ma swój własny, niepowtarzalny styl, potrafi wzbogacić historię na różne sposoby, świetnie prowadzi aktorów, ma oko do fantastycznych ujęć, itd. Chyba nie ma wątpliwości, że wartość wizualno-techniczna "Dziewczyny z tatuażem" zdecydowanie przewyższa tę od "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet". W kwestiach artystycznych także (w mojej opinii). A jeżeli chodzi o ocenienie tego filmu pod kątem wierności (nie tylko w samej fabule, ale także w narracji czy kreowaniu postaci) literackiemu pierwowzorowi, to również uważam, że "Dziewczyna z tatuażem" wygrywa ze szwedzkim filmem. Oczywiście większość z tego, co teraz piszę zbytnio nie potwierdza tego, że film Fincher nie jest remakiem. Uważam po prostu, że redukowanie tego filmu do "typowego amerykańskiego remake'u" jest nie na miejscu.
"Gdzie wy się w książce dopatrzyliście tej wrażliwości i ludzkiego pierwiastka ? Według mnie w książce jest opisana jako osoba której osobowość dynda na skraju bycia socjopatą. Poruszanie się Lisbeth w społeczeństwie to bardziej korzystanie ze schematów i wzorów zachowań niż jakaś namiastka empatii."
Brawo!!!!
Widzę, że jest ktoś, kto przeczytał książkę ZE ZROZUMIENIEM.
"[...] nie ma piersi, że trenowała boks, więc siłą rzeczy jest umięśniona [...] Również w książce nie była uczuciowa. Wręcz niemal pozbawiona tych uczuć. Nie umiała się nawet porządnie uśmiechnąć. "
Trenowała boks, ALE Larsson opisywał ją jako chuchro. Nie była umięśniona, tylko niska i chuda, miała wyglądać jak nastolatka. A uczuciowa była, i to jak. Tylko że ona tych uczuć nie pokazywała, wszyscy wokół uważali ją za zimną kobietę bez serca, ale tak naprawdę ona potrafiła kochać. Czuła się zraniona przez Mikaela, a w późniejszych tomach miała wyrzuty sumienia z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się Miriam (chyba tak miała na imię?) z winy Lisbeth.
Nie widziałam ani wersji amerykańskiej, ani szwedzkiej, ale Mara o wiele lepiej moim zdaniem pasuje do postaci Lisbeth niż herod-baba jaką jest moim zdaniem Noomi w szwedzkiej wersji.
Jeśli nie widziałaś ani jednej ani drugiej wersji filmu, to dyskusja na ten temat jest chyba niemożliwa.
Z ust mi to wyjelas :)
Z ta uczuciowoscia tez bym nie przesadzala. W pierwszym tomie nie przejawia sie ona specjalnie, dopiero w drugim panna Salander zaczyna sie troche otwierac i przestaje myslec, ze uczucia = slabosc. Odnosze nieodparte wrazenie, ze w fincherowskiej adaptacji troche za szybko zaczyna bawic sie z Blomkvistem w dom (zwlaszcza, ze nie ma zbyt wiele scen, ktore pokazywalyby ich razem, np. przy pracy czy jadacych gdzies samochodem, jak to bylo w wersji szwedzkiej, wiec trudno zrozumiec, dlaczego ta nieufna dziewczyna tak kompletnie sie otworzyla przed tym prawie obcym facetem).
Nie widziałam w całości. Ale widziałam urywki, trailery, cokolwiek, i w tym momencie nie oceniam gry aktorskiej, tylko wygląd. Noomi moim zdaniem nie wygląda ani odrobinę "lisbethowato" i tyle.
Masz troche racji, Rooney bardziej pasuje fizycznie do opisu (pomijam oczy, ktore Lisbeth miala brazowe, i wlosy, ktore zarowno u Rooney, jak i u Noomi byly za dlugie). Wciaz jednak wydaje mi sie, ze - mimo troche zbyt zaawansowanego wieku - Noomi byla bardziej przekonujaca i autentyczna w tej roli.
Nevya nie wiem czemu jesteś taka uprzedzona...Może się nie zgadzać parę rzeczy, ale powiedzenie "ani trochę" to chyba trochę przegięcie.
i herod baba to też nie najlepsze określenie. Biorąc pod uwagę choćby drugą scenę z filmu, ale jest ich wiele więcej. Przecież ona się boi ludzi, chowa po kontach. Chodzi zgarbiona i zahukana. Na prawdę warto obejrzeć film zanim się go zacznie komentować.