Po zrobieniu malego wywiadu wsrod moich znajomych plci przeciwnej stwierdzilem, ze zadna nie utozsamia sie z Briget. Czy to rzeczywiscie prawda o wpolczesnej, samotnej kobiecie?
a ile
masz znajomych trzydziestoparoletnich Angielek?
Osobiście też raczej nie utożsamiam się z Bridget, nie tylko dlatego, że nie jestem samotna. Brigdet jest moim zdaniem rozmemłanym flejtuchem, nie potrafi obsługiwać urządzeń elektronicznych, no i nie wie gdzie leżą Niemcy. A jednak coś w tym jest. Bridget jest trochę zagubiona, czuje się samotna, co ostatnio często się przytrafia osobom z mojego otoczenia i ma problemy komunikacyjne z matką. Ogólnie książka (pierwsza) jest śmieszna, przyjemnie się ją czyta i pozwala mi utwierdzić się w przekonaniu, że nie wszyscy muszą być doskonali. Czy nie po to czytam książki - żeby poznać siebie, innych ludzi, inne kultury?
samotna znaczy słaba?
Inna rzecz w tym, że wydaje mi się (nie chce tu nikogo dołować), że niestety przypominają one po części Bridget, tyle, że nie chcą się do tego za nic przyznać. Skąd to podobieństwo? Może po części stąd, że gdy ktoś wbrew swojej woli jest samotny, to nierzadko zmaga się z niskim poczuciem własnej wartości, co odbija się na jego życiu. No bo jeśli ktoś nie wierzy w swoje możliwości, to też wiele nie osiągnie.
a tu
samotność nie ma nic do rzeczy. Tzn. są to odrębne kwestie - samoocena i samotność. Trochę mało jest słów na opisanie samotności. Bo nie chodzi o to, że Bridget jest samotna - ma przyjaciół i nie czuje się "opuszczona". Po prostu - chłopa jej trza.
Fakt, że dużo kobiet w okolicach trzydziestki nie jest w stałych związkach jest udowodniony i staje się znakiem naszych czasów. Dlaczego tak się dzieje - są różne teorie.
Ale Brigdet pozostaje osobą, człowiekiem, którego można oceniać. I jako taka jest dla mnie beznadziejna. Dlatego raczej się z nią nie utożsamiam.
I nie tylko dlatego, że bez specjalnego problemu nagrywam wybrane programy na wideo.
Beznadziejna Bridget?
A tu się z Tobą zgadzam, że niestety dla mnie główną wadą tego filmu (nie wspomnę o książce) jest główna bohaterka - Bridget. Qrcze kobieta ma w jakiś sposób ułożone życie zawodowe, dom, jakiś standard, faktycznie nie ma faceta, ale ma resztę życia w miarę ułożoną. (Tego jej zazdroszczę, bo ja mam prawie ciągły burdel i ciągła zmianę sytuacji, więc na prawdę zazdroszczę ludziom, którzy mają jakiś swój spokój, jakiś swój stały kąt.) Niestety ona nie potrafi tego docenić, mało tego jak się odezwie to tylko sobie komplikuje życie, wg mnie ona jest nie dojrzała emocjonalnie, podobnie zresztą jak jej matka. A przez to, że wszystkim się głupio przejmuje, ma właśnie taką niską samoocenę. No a gdybym ja był jej szefem i zauważył, że zamiast pracować, zajmuje się romansami z przełożonym, bo wg filmu to po to głównie chodziła do pracy, na pewno straciłaby ją bardzo szybko. Sorry, ale to też jej wina. Na prawdę nie rozumiem tylko Marka Darcy`go, ja na jego miejscu bym się do niej nie zbliżał, ba omijałbym ją z daleka. No cóż ale może autorka chciała jakoś nagrodzić swoją bohaterkę.
Możliwa jest jeszcze inna interpetacja. Film mi mógł się nie podobać, a wielu innym tak, chyba dlatego że już w ogóle nie dostrzegam jak wiele osób uznaje siebie za całkowitą beznadzieję. Faktycznie coraz więcej ludzi leczy się na depresję, Bridget też powinna, ale niestety tego nie ma w filmie. Być może gdyby to było film (i książka) na prawdę nabrał by jakieś głębi, a tak to trudno mi go uznać za dobre, śmieszne i życiowe kino.
nie depresja (czyli Bridget-Kopciuszek)
Bridget nie ma depresji, to trochę inna sprawa. Jest po prostu zakompleksiona, to bardzo częsty problem kobiet. Znam to trochę, po siostrze, kobiecie, z ktorą byłem kiedyś związany i niektórych moich dzisiejszych koleżankach. Zgadzam się, że to dosyć irytujące, ale ja jakoś się do tego przyzwyczaiłem. Na dłuższą metę takie rzeczy trzeba by rzeczywiście leczyć u psychologa, ale czasem po prostu człowiek musi sam nauczyć się wierzyć w siebie. Zresztą psycholog może tylko pomóc ci pokonać problem, nic więcej.
Ty omijałbyś ją z daleka, ale nie wszyscy tak by zrobili. Mark był opiekuńczym facetem i jej problemy wywoływały w nim odruch życzliwości, jakby podania jej ręki i wsparcia jej. Niektórzy faceci tak reagują, Ty akurat masz inne podejści. Inna sprawa, że w takich sytuacjach nie warto się wiązać. Rola księcia z bajki, który pomaga biednemu Kopciuszkowi stanąć na nogach jest zdana na niepowodzenie. Ja bym pomógł takiej kobiecie, bo taki już jestem i taki mam odruch, ale nie związałbym się z nią. Takie rzeczy nie mają przyszłości. Jeśli się z kimś wiąże to powinna to być osoba, która już stanęła na własnych nogach i dzięki temu wie czego chce od życia. Po prostu moim zdaniem, nie warto się wiązać z takimi Kopiciuszkami-Bridgetami.