PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1086}

Diuna

Dune
1984
6,5 37 tys. ocen
6,5 10 1 37498
5,0 39 krytyków
Diuna
powrót do forum filmu Diuna

Dla mnie książka Diuna, to chyba najlepsza jaką przeczytałem, niestety moje zdanie o filmie jest zupełnie przeciwne. Tak jak ktoś wyżej napisał, to bardziej jest karykatura niż adaptacja, listę nieporozumień, mógłbym wymieniać bez, a o to moja ulubiona piątka:

7 NAJGORSZYCH ABSURDÓW FILMOWEJ PSEUDO ADAPTACJI DIUNY

1. Zrobienie z Harkonena, wrednej tłustej, obrzydliwej świni - w książce zaś, był on faktycznie człowiekiem strasznie grubym, ale przy tym mądrym i wyrafinowanym.
2. Latanie Harkonena, nagle w filmie okazuje się, że Vladimir lata, ale nikt nie raczył wytłumaczyć, że to za sprawą dryfów,do tego w książce, on wcale nie latał tylko unosiły się jego fałdy tłuszczu.
3. Mleko kota jako antidotum Thufira Hawata - co za urojony pomysł, jakieś nie wiadomo co, po prostu żenada.
4.Saudarkarzy w czarnych prezerwatywach - okazuje się, że saudarkarzy nosili jakieś czarne nie wiadomo co, może miało budzić to strach, ale wzbudzało śmiech.
5. Piloci Gildii jak poczwarki - kolejny chory pomysł Lyncha, wystarczy przeczytać książkę, żeby wiedzieć, że piloci gildii wyglądali jak zwykli ludzie (nie robale) i byli jedynie zmodyfikowani genetycznie.
6. Pistolety na głos - przecież to absurd, w książce on ich uczył walczyć, a nie strzelać z pistolecików na głos (który jest zrobiony jak jakaś mutacja, w książce zaś to było odpowiednie dobranie tonu głosu)
7. Deszcz - to już był szczyt, nagle nie wiadomo jakim prawem na Arakis zaczyna sobie padać deszcze, myślałem że popłacze się ze śmiechu.

itd. itp. dalej mogę wymieniać, przedziwną teleportacje jaką umieją wywołać piloci gildii (?!?!?!), psa Paula (w książce go nie ma),zawleczki w sercach ludzi Harkonenów, krew cieknącą bohaterowi z oczu, zmyśloną umiejętność panowania w czarodziejski sposób nad czerwiami(już się bałem że Paul zacznie je drapać za uchem i każe im aportować ;-)), tarcze były bańkami, anie jakimiś dziwnymi kwadratowymi pudełkami wieeele wiele innych.

Kolejna rzecz, to dziury, olbrzymie dziury w filmie, błędy oraz sceny, których w książce nie ma, tu jednym tchem mogę wymienić: dziwną scenę na początku u imperatora, kolor włosów imperatora, urojoną ohydną scenę u Harkonenów, brak sceny rozmowy Shadout Mapes i Jessicy, brak sceny biesiady, brak sceny na arenie, brak walki Paula z Jamisem, brak wyjaśnienia wyboru nazwy pustynnej myszy na swoje imię, nie ma mowy o tym że Vladimir jest dziadkiem Paula. itd. itp. .......

Kolejny, niby mały w porównaniu z innymi błąd to muzyka, która sama w sobie bardzo mi się podoba, ale ni w żab nie pasuje do tego filmu.


Cóż niestety film jest beznadziejny, przykro mi, pociesza mnie fakt, że może nareszcie doczekamy się porządnej ekranizacji już w przyszłym roku :-).
Ten film zaś, zasługuje maksymalnie na 5/10, ale jako że jest obrazą dla prawdziwej Diuny daje mu 1/10.

ocenił(a) film na 7
rodzinaszymanskich

To ja wystąpię w obronie filmu.

Primo - choć rzeczywiście pomija on wiele zdarzeń z oryginału, to jednak Lynchowi udało się zaimplementować w filmie specyficzny klimat książki, co zostało osiągnięte znakomitą grą aktorską, przemyśleniami postaci wziętymi z powieści, czy też samym obrazem Diuny. Nowszy film, wyreżyserowany przez Harrisona, choć zawiera w sobie więcej wątków i motywów z książkowego oryginału (przez co jest o wiele dłuższy), paradoksalnie, jest z tego klimatu wyzuty.

Zgadzam się z uwagą odnośnie kreacji Vladimira Harkonnena w tym filmie, i kreacji Harkonnenów ogóle - Lynch, zdaje się, zapomniał, że choć byli oni okrutni i niemoralni, to jednak nie obleśni (wyjąwszy oczywiście fakt, jak spasiony był Vladimir).

"Latanie Harkonena, nagle w filmie okazuje się, że Vladimir lata, ale nikt nie raczył wytłumaczyć, że to za sprawą dryfów,do tego w książce, on wcale nie latał tylko unosiły się jego fałdy tłuszczu"

Można co do tego stwierdzić z pewnością tylko to, że Vladimir w książce nie fruwał wszędzie dookoła, jak w filmie. Nic nie wyklucza, że unosił się parę centymetrów nad ziemią (ba, w scenie jego śmierci "zawisł" właśnie na takiej wysokości).

"Saudarkarzy w czarnych prezerwatywach - okazuje się, że saudarkarzy nosili jakieś czarne nie wiadomo co, może miało budzić to strach, ale wzbudzało śmiech"

O strojach Sardaukarów wiadomo z książki tylko tyle, że są czarne - nie ma ich dokładnego opisu. Więc czemu nie zezwolić reżyserowi na odrobinę inwencji w tej materii? Nazwij mnie prostakiem, ale mnie się stroje Sardaukarów w filmie Lyncha podobały - choćby z tego względu, że wszyscy mieli twarze pochowane za tymi zielonymi wizjerami, a to zdawało się podkreślać ich bezduszność.
Jeśli chcesz ujrzeć coś, co wzbudza śmiech, popatrz na stroje Sardaukarów w filmie Harrisona - tam wyglądają oni, jakby ich idolem był Picasso, z tymi swoimi kretyńskimi "czapami".

"Piloci Gildii jak poczwarki - kolejny chory pomysł Lyncha, wystarczy przeczytać książkę, żeby wiedzieć, że piloci gildii wyglądali jak zwykli ludzie (nie robale) i byli jedynie zmodyfikowani genetycznie"

To nie do końca prawda. Już w Mesjaszu Diuny, na samym początku książki, można bowiem natrafić na taki fragment:
"Scytale spojrzał na wysłannika Gildii. Oddalony ledwie o parę kroków Edryk szybował w zbiorniku z pomarańczowym gazem. Zbiornik spoczywał pośrodku przezroczystej kopuły zbudowanej przez Bene Gesserit na tę okazję. Gildianin miał z grubsza ludzką, wydłużoną figurę, płetwy w miejsce stóp i wielkie jak wachlarze dłonie z błoną między palcami - dziwna ryba w dziwnej wodzie. Z odpowietrznka zbiornika unosił się bladopomarańczowy obłok buchający wonią geriatrycznej przyprawy, melanżu".
Jak jasno wynika z tego fragmentu, zmiany genetyczne, jakie przechodzili nawigatorzy Gildii, mogły obejmować te dużo bardziej wyraźne, niż same prorocze zdolności tych delikwentów. I choć można narzekać, że Lynch posunął się za daleko w swojej fantazji, to jednak zbiornik, w którym pływa Gildianin, w filmie jest, a sam Gildianin człowieka tylko z grubsza przypomina. Znaczy - nie jest to wyłącznie wymysł reżysera, ma swoje źródło w oryginale.

"Pistolety na głos - przecież to absurd, w książce on ich uczył walczyć, a nie strzelać z pistolecików na głos (który jest zrobiony jak jakaś mutacja, w książce zaś to było odpowiednie dobranie tonu głosu)"

Tu się zgodzę - te pistolety na głos to kiepski pomysł Lyncha, który zresztą jest o tyle kłopotliwy, że wyparł z filmu prawdziwy powód, dla którego Atrydzi pchali się bez strachu na Arrakis mimo pewności, że zostaną zdradzeni. W filmie wyjaśniono, że "mamy te pistoleciki, to im nakopiemy do dupy". W rzeczywistości książę Leto miał zamiar pozyskać sobie jako sojuszników Fremenów, by stworzyć z nich siłę bojową przewyższającą nawet imperialnych Sardaukarów. Jego przewidywania były zresztą słuszne, bo ci nieliczni, których zdążył zwerbować Idaho, to Sardaukarom kopali tyłki, aż miło.
Natomiast nie rozumiem tak ostrego czepiania się Głosu w tym filmie - Lynch najwyraźniej zamierzał to wyraźnie wyodrębnić, a ciężko byłoby to osiągnąć, każąc aktorom tylko i wyłącznie operować tonem głosu. W gruncie rzeczy, gdy usiłuję sobie wyobrazić jednego z aktorów, usiłującego mówić "modulowanym" głosem, śmiać mi się chce. Wyglądałoby to jak parodia.

"Deszcz - to już był szczyt, nagle nie wiadomo jakim prawem na Arakis zaczyna sobie padać deszcze, myślałem że popłacze się ze śmiechu"

No więc co jest w tym takiego potwornie śmiesznego? W książce Paul planował, iż odmieni wizerunek Arrakis, skutkiem czego na planecie zaczęły się pojawiać oazy i roślinność. Lynch pokazał to w nieco bardziej radykalnej formie (fakt, że trochę bzdurnej, bo taka ulewa to by wszystkie czerwie pozabijała).

"dalej mogę wymieniać, przedziwną teleportacje jaką umieją wywołać piloci gildii (?!?!?!)"

A gdzie były w książce dokładne opisy lotów Gildian, żeby się tego pomysłu tak ostro czepiać?

"psa Paula (w książce go nie ma)"

A filmie pełni jakąś rolę? Bo po mojemu tylko tam gdzieś, kiedyś się pojawia, i już go nie ma. Znowu, nie jest to coś, czego należałoby się ostro czepiać.

"krew cieknącą bohaterowi z oczu"

Doprawdy... teraz to już naprawdę szukasz dziury w całym.

"zmyśloną umiejętność panowania w czarodziejski sposób nad czerwiami"

Nie zauważyłem czegoś takiego w filmie.

"tarcze były bańkami, anie jakimiś dziwnymi kwadratowymi pudełkami"

No więc w tym filmie były to dla odmiany pudełka. I co z tego? Wprowadziło to jakieś radykalne zmiany? Czy może raczej tarcze działają, tak jak działały w książce? Bo ja obstawiam to drugie. Nie zapomniano nawet o zniekształceniu odgłosów wewnątrz tarczy.

"wieeele wiele innych"

I wszystkie były takie "mocne" jak te powyżej? O rany...


"Kolejna rzecz, to dziury, olbrzymie dziury w filmie, błędy oraz sceny, których w książce nie ma, tu jednym tchem mogę wymienić"

No, fakt, tych rzeczy w filmie nie ma.
Ale brak tych scen nie pozbawia fabuły logiki - a już na pewno nie czynią tego pierdoły pokroju tego, że włosy Imperatora były w filmie siwe, a nie rude.
Ponadto, jest sporo innych motywów, smaczków i scen, żywcem wziętych z książki, które również mogę wymienić jednym tchem - są dwa księżyce Arrakis, jeden z wizerunkiem ręki, drugi z wizerunkiem Muad'Diba - dokładnie jak w książce, jest wyciąg safo i przebarwienia, jakie wywołuje, jest romb na czole Yuego - oznaka Najwyższego Uwarunkowania (w filmie Harrisona tego nie było), jest tajemne imię Paula - Usul (tego też w nowym filmie nie było), jest pokazany liniowiec Gildii, zgodnie z opisem w książce tak ogromny, że całe fregaty mieszczą się w jego ładowniach, scena rozmowy Paula z Matką Wielebną Gaius Heleną Mohiam żywcem wzięta z książki, scena walki z Gurneyem żywcem wzięta z książki, scena inspekcji Leto na pustyni (i zniszczenia żniwiarki) żywcem wzięta z książki, scena w transporterze Harkonnenów żywcem wzięta z książki, przemyślenia postaci w poszczególnych scenach żywcem wzięte z książki, itd., itp...

Dla mnie film Lyncha jest świetną adaptacją książki i śmiało zasługuje na 8/10.

ocenił(a) film na 2
Der_SpeeDer

""dalej mogę wymieniać, przedziwną teleportacje jaką umieją wywołać piloci gildii (?!?!?!)"

A gdzie były w książce dokładne opisy lotów Gildian, żeby się tego pomysłu tak ostro czepiać? "

Było powiedziane (chyba jednak w Mesjaszu, dawno czytałem, więc nie mam pewności), że uzależniali się od przyprawy po to, by osiągnąć najwyższy znany człowiekowi stopień przewidywania przyszłości, co z kolei umożliwiało podróże w kosmosie - bo przewidywali bezpieczną drogę. W domyśle chodziło o to, by nie uderzyć w gwiazdę, mgławicę, cokolwiek. Czyli, że normalnie podróżowali (tyle, że jakimś cudem szybciej niż światło), bez teleportacji i podobnych sztuczek - przynajmniej dla mnie to było jasne po lekturze ;)

ocenił(a) film na 7
Awdar

Dobrze, dobrze, ale nie wyjaśnia to kwestii, JAK w dane miejsce lecieli. No bo kurczę, bez jakiejś teleportacji, przenoszenia się w nadprzestrzeń czy czegoś tam, raczej by nie dolecieli - chyba że miałoby im to zająć długie lata (ale coś takiego z książek w ogóle nie wynika).
Statek kosmiczny nie poleci w próżni szybciej, niż światło. Więc jak poruszały się te statki, pilotowane przez Gildian.

Der_SpeeDer

Statki te poruszały się poprzez zaginanie przestrzeni. Więcej informacji w "Legendach Diuny".

Der_SpeeDer

"Dla mnie film Lyncha jest świetną adaptacją książki i śmiało zasługuje na 8/10"-dla mnie tez.

Nie wiem czy autor watku wie, ale sa dwie wersje filmu-zwykla i rezyserska, ktora mam, w tej drugiej jest pojedynek z Dzamisem i wiele innych scen, acz usunieto mocne sceny w palacu barona, jak scena z chlopcem, babranie sie we wrzodach barona (w wersji pierwotnej te sceny sa dluzsze) i pare innych-czemu, nie wiem?, inna czolowka filmu-wersja pierwotna zaczyna sie opisem 3 wysokich rodow, wersja rezyserka ma za to intro z wydarzen poprzedzajacych to co my zastajemy na poczatku filmu, wyglad nawigatorow, jego opis przedstawia "Mesjasz Diuny" i jak ktos czytal tylko sama "Diune", moze miec takie pytania skad to, czy tamto, Lynch wykorzystal pewne opisy pozostalych ksiag sagi wplatajac je w swoj film, sam Herbert wyjasnia wiele kwestii w jego pozniejszych tomach, ktore poruszal w wersji szczatkowej w podstawce, baron-rewelacja, ten facet autentycznie byl oblesny, taki jak w ksiazce-wspaniala gra aktorska, Raban i Sting-bez zastrzezen, ogolnie wizja Lyncha bardzo dobra, moze koncowka filmu infantylna, ale nie mozna miec wszystkiego, poczatek rewelacyjny i wprowadza w klimat ksiazki doskonale, Atrydzi szlachetni, Harkonenowie oblesni i prymitywni, wszystko na miejscu-gildia, palac imperatora, Arrakis, fremeni, piekna Chani, Halleck grajacy na ballisecie-to trzeba posluchac;), imperialni zoldacy-swietni w tych matowych szybkach z gazem, wykonanie czerwi-rewelacja, sceny walk-proste, ale to nie "Gwiezdne wojny", widac, ze tu Lucas rzadzi na calej lini, imho i tak jak na 84 rok doskonale zrobione, wlasnie 84 rok, wiele filmow w latach swoich premier bylo uwazane za swietnie zrobione, czas niestety im nie sprzyja kiedy mamy takie "Avatary", "Transformery" i inne bajeczki, wiec bierzcie na to poprawke przy ferowaniu ocen, choc i dzis "Diuna" cieszy me oko wielce, bo jest robiona z lezka nostalgii i smutku za magicznymi latami 80-mi, jest klimatyczna, mroczna, sugestywna, taka jak wszystkie filmy z tego okresu, dzisiaj mamy sterylne obrazy z wstretna i wyjalowiona z wszelkich subtelnych smaczkow technika 3d-to nie to, a "Diuna" mi to bolesnie uswiadamia, ze cos juz utracilem na zawsze, ekranizacja Lyncha jest swietna i nie chce juz odgrzewanych kotletow, bo wszystko to co jest w ksiazce, ma pierwsza adaptacja filmowa i choc technicznie kazda nowa produkcja bedzie lepsza, to klimat juz na zawsze pozostanie u Lyncha....

Ps. "Diune" pierwszy raz przeczytalen pod koniec lat 90-ych, szukalem dobrego przekladu jak glupi po wszystkich biblotekach, a kiedy juz zatopilem sie w piekny, pelen intryg pustynny swiat Franka Herberta, "nie bylo" mnie w realnym swiecie bardzo dlugo, jedno z piekniejszych doznan tamtych lat..., dzis czytam drugi raz "Diune" jednak emocje juz nie te..., a na dokladke ogladam wersje rezyserka Lyncha.

ocenił(a) film na 5
rodzinaszymanskich

Ech... Obawiam się, że się nie doczekamy. Tak to już jest z tymi nowoczesnymi ekranizacjami - a na 95% ekranizacja A.D.2010 sprawi, że będziemy wracali do tej starej z podziękowaniem za jej istnienie. No, ale zawsze jest jeszcze to 5%... Kto wie?

rodzinaszymanskich

Ja książki nie czytałem, a film za chwilę zobaczę na TVP2. W sumie ma to swoje zalety, jeśli faktycznie film wypada przy książce słabo ;p

ocenił(a) film na 10
rodzinaszymanskich

Film, jak to film - nie zawsze udaje się dotrzymać kroku książce. Raz celowo, inaczej z powodów technicznych. Wiem jedno, film Diuna jest niesamowity i może niektóre rzeczy są inaczej przedstawione niż w książce to jednak nie razi to swoją odmiennością. Niesamowity klimat.
Trzeba mieć też na uwadze to, że książka ma stron 670 i czyta się ja kilka godzin, film ma coś około 2 godzin - potrzebne są jakieś skróty, które nie powodują zepsucia filmu. I to się Lynchowi udało.

I na koniec. Nową Dune reżyseruje Roland Emmerich - mam duuuuże zastrzeżenia co do jego twórczości i obawiam się, że nowa wersja nawet w 30% nie dorówna ani filmowi, ani tym bardziej książce.

ocenił(a) film na 7
Ogre2000

"I na koniec. Nową Dune reżyseruje Roland Emmerich"

No to już po Diunie. Emmerich, który jedyne, co umie kręcić, to szablonowe gówna dla tępawego odbiorcy, nie nadaje się do robienia ambitnych filmów (a ambitną książką Diuna bez wątpienia jest, więc tylko ambitny film może być jej godzien).

Czyli można prognozować, że tylko wersja Lyncha obroni dobre imię magnum opus Franka Herberta. Harrison owo dobre imię zepsuł, a Emmerich utopi książkę w gównie.
Zastanawia mnie tylko, CO skłoniło potomków Herberta do opchnięcia praw do ekranizacji temu idiocie Emmerichowi.

ocenił(a) film na 10
Der_SpeeDer

Najmocniej przepraszam, walnąłem się.
Pomylił mi się tytuł.
Otóż Roland Emmerich będzie reżyserował Fundację Asimova.
Było nie było też fajna książka.

ocenił(a) film na 7
Ogre2000

No i czemuś mnie nastraszył? :)

Człowieku, mało brakowało, a bym popełnił seppuku!

ocenił(a) film na 10
Der_SpeeDer

:) Ja i tak jestem temu blisko, bo Fundacja jest również moją ulubioną pozycją. Może nie tak jak Diuna ale i tak mi szkoda, że wziął je w swoje łapska gość od efektów, a nie fabuły.

ocenił(a) film na 2
rodzinaszymanskich

Nie będę się odnosił do absurdów, tylko do tematu.
Zgadzam się.
Uwielbiam Lyncha, uwielbiam Herberta i jego Diunę, ale Diuna Lyncha jest IMO najgorszą adaptacją filmową w historii kina.
Diuna ma pecha, powinna trafić na kogoś takiego jak Peter Jackson, który idealnie zekranizował (pomimo nieścisłości) LOTR-a. Oglądając LOTR-a, miałem przed oczami to, co widziałem oczyma wyobraźni czytając Tolkiena.
Oglądając Diunę Lyncha, czułem, jak moja wyobraźnia jest gwałcona i brukana.

P.S.
Dużo lepszą adaptacją Herberta jest Diuna w wydaniu Harrisona.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
rodzinaszymanskich

mi się film podobał, może nie na 10/10 ale jak ktoś daje mu 1/10 no to chyba przesada, więc podbijam ocenę bo film na to zasłużył

zgliszcz

gdy oglądałam film po raz pierwszy opisali go(gazeta)jako coś świetnego co trzeba zobaczyć ,nie znałam wtedy książki i film mnie bardzo rozczarował poważne braki w ciągłości akcji,przerysowanie postaci(harkonenowie)dziwaczne tarcze i te pistoleciki dżwiękowe ,mundury jak alintów w afryce stroje harkonenów straszno śmieszne,i nielogiczne ubrania fremenów słowem porażka.gdy zobaczyłam w księgarni książkę odrazu wiedzałam że wycieli większość materiału,a gdy przeczytałam że jest tego 6 tomów odechciało mi się czytać.zdanie zmieniłam dopiero gdy zobaczyłam na niemieckim pro7 reklamę serialu i po obejrzeniu serialu przeczytałam wreszcie książkę wszystkie tomy jednym tchem i żałuję że tak póżno oto jak fatalna ekranizacja może zniechęcić do lektury