Nigdy nie zrozumiem, dlaczego chłopak Andrei nie mógł wytrzymać tego jednego roku. Praca w tym czasopiśmie miała jej otworzyć drogę kariery, więc można się chyba rok przemęczyć. A on zamiast ją wesprzeć to tylko strzelał fochy, bo na urodziny się spóźniła. Jak dziecko. Nawet nie próbował zrozumieć jej sytuacji.
Pewne aspekty zostały skrócone, ale łatwo sobie wyobrazić, że jak byłoby praktycznie zero kontaktu z partnerką, wiele osób nie dałoby rady.
Chłopak Andrei wpisuje się w męski stereotyp urazonego ego na zasadzie: "nie jestem już najważniejszy, nie jestem jej bohaterem, nie zachwyca się mną, robi karierę większą od mojej". Mężczyźni nie są raczej skłonni do zaciskania zębów i składania się na ołtarzu kobiecej samorealizacji. Andrea w jego snach to paprotka, wpatrzona w swojego herosa i śmiejąca się z dowcipów na swój temat bez krzty zażenowania. Objawił zachowanie gros mężczyzn, którym jest o tyle dobrze, o ile kobieta nie ma większych ambicji od nich.
No możliwe. Oglądałam kilka razy ten film i za każdym razem miałam mu ochotę powiedzieć by dorósł, bo zachowuje się jak sfochowane dziecko.
A może uważa (słusznie), że jego partnerka to nie popychadło, dziewczynka na posyłki, która ma odbierać o każdej porze dnia i nocy telefony, żeby spełniać wydumane zachcianki swojej szefowej?
A nie przepraszam, powinien był jej wkładać do głowy, żeby się płaszczyła przez sadystyczną pracoholiczką. To jest ten feministyczny mężczyzna?
Nie wykluczam, że tak też może być, ale ja odniosłam inne wrażenie. Odbiór bohatera jest subiektywny, ja widzę człowieka podcinającego skrzydła, a nie obrońcę przed wyzyskiwaczką.
Przecież to co wyrabiała Miranda podchodziło pod mobbing! To, że się obraził, że nie znalazła łaskawie wieczoru na jego urodziny to jest podcinanie skrzydeł?
Ale Andrea wiedziała w co się pakuje. Wiedziała, że idzie do korpo (która ma wszystkie cechy totalitarnej instytucji). Wiedziała, że aby awansować, aby się odbić musi przecierpieć, zacisnąć zęby. Zamiast się dąsać, mógł jej zaproponować pójście do sądu pracy i wytoczenie procesu o mobbing (chociaż w przypadku Mirandy to za dużo powiedziane).
No raczej nie wiedziała w co się pakuje, ona nawet nie miała pojęcia co ta firma robi. Pierwsze 15min filmu to jej odkrywanie jak wygląda praca w przemyśle modowym.
Nie wiem w jakim Ty korpo pracujesz, nikt kogo znam nie otrzymuje telefonów z pracy po 20, a już na pewno nie stażyści z mizerną pensją.
Jak się jest zapracowanym to się ustala wcześniej z partnerem, żeby pogodzić pracę z życiem. Nie widzę nic dziwnego, że Nate się wkurzył, że Andy po prostu nie przyszła na wcześniej umówioną celebrację/randkę.
Wymagano od niej dyspozycyjności od samego początku. Nate nie udzielał jej żadnego wsparcia, jedynie, co miał do zaoferowania to; dąsy, pretensje i kąśliwe uwagi. Mam wrażenie, że więcej w tym było zazdrości o sukces, niż realnej troski. Nie zmienię swojego zdania, choć rozumiem, że od strony innego widza może to wyglądać zupełnie inaczej.
No raczej się nie przekonamy, może mamy inne podejście do relacji. No cóż, dzięki za dyskusję i pozdrawiam :)
To się właśnie nazywa życiowe priorytety. Czasem trzeba wybrać czy chce się robić wielką karierę, czy mieć życie osobiste. Miranda wybrała i nie miała życia. Kolejne rozwody i praktycznie brak kontaktu z bliźniaczkami których "miłość" kupowała prezentami.
Bez urazy, ale jak czytam Twoje komentarze, to mi się nóż w kieszeni otwiera. A tak bardziej merytorycznie to była w filmie taka dyskusja. "Nigel mówi do Mirandy: Nie układa Ci się w związku, to znaczy, że zostałaś doceniona. Jak związek się rozsypie, to będzie czas na awans." To chyba jednoznacznie pokazuje kto tu zawinił. Kariera albo rodzina, związek i przyjaciele. Zauważ, że przyjaciele, jak to nazwałaś, również się dąsali. Był też epizod z ojcem... Miranda zagubiła się i wybrała karierę. No i ostateczny dowód to końcowa decyzja Mirandy. Zorientowała się, że robi źle, że ona taka nie jest. Ale wcześniej naprawdę dużo musiało się wydarzyć, żeby to zrozumiała.
Gdyby karierę robił mężczyzna, to wszyscy by się cieszyli, że osiąga sukces, a mieli pretensje do kobiety, że zrzędzi, To co próbuję Ci ukazać to dychotomia społecznej percepcji karierowicza względem płci.
W tym co mówisz, jest trochę prawdy, ale tylko trochę. Oczywiście wciąż są kobiety, których miłość do męża jest wprost proporcjonalna do jego wypłaty i poziomu życia jaki im zapewnia. Jednak część kobiet, myślę ze dziś jest to większość, gdyby miała męża, który 24 h/dobę pracuje to albo by go rzuciła, albo znalazła sobie kochanka.
W każdym wpisie jest trochę prawdy. Czysty obiektywizm wypowiedzi nie istnieje.
Takie związki zazwyczaj nie mają szans; gdy jedno jest leniwe i roszczeniowe, a drugie ambitne i dążące do sukcesu.
O co ja czytam, to od kiedy robienie komuś za przynieś-podaj-pozamiataj jest sukcesem zawodowym hahaha? Dobre, dalszych sukcesów w życiu życzę.
Dokładnie! :D Ta rozmowa to idealne podsumowanie tego, czemu to zawsze mężczyźni będą rządzić światem... babami można sterować jak dziećmi. Wmówisz takim, że gównorobota, polegająca na dawaniu kawy i robieniu za gońca, to praca marzeń, bo w końcu wielki świat mody, i będą się takie zarzynać o posadę! :D Aha, no i obowiązkowo jeszcze muszą dać dupy jakiemuś wpływowemu typowi, bo przecież taki to gość, a nie jakiś szary chłopak-kucharz, co czeka grzecznie w domu na naszą biznesłomen! :D Dramat...
Zaniedbywanie partnera to ambicja?
Kiedy kończy się ambicja, a zaczyna zaniedbywanie?
Ty byś wytrzymała rok z partnerem którego nie ma w domu?
Czy ja wiem? Słabo pamiętam ten film, ale miałem wrażenie, że ona zachłysnęła się tym sztucznym światem i zaczęła mieć w d...e swojego chłopaka i w ogóle wszystko, co do tego świata nie należało. Otrzeźwiała dopiero pod koniec, po rozmowie z Mirandą.
Chodziło mu nie o czas a o to jaką osobą sie staje. Owszem szkoda ,że nie miała na niego czasu ale nawet jak ten czas miała to nie mogli znaleźć nic wspólnego miedzy sobą stąd te reakcje, według mnie słuszne, mowil jej że wydaje się inną osobą i miał rację.
Chłopak Andrei to największy dupek filmu, zresztą przyznaje to sam aktor grający tę rolę.
https://www.glamour.com/story/devil-wears-prada-star-adrian-grenier-admits-nate- was-the-true-villain-of-the-movie
Niewspierający, dziecinny i niedojrzały. Zresztą ci jej 'przyjaciele' nie lepsi. Scena, w której wyrywają sobie jej telefon (po tym jak Andrea daje im drogie prezenty) najlepiej o tym świadczy. Tak samo jak scena, gdy 'przyjaciółka" strofuje ją, że jest zbyt elegancka i ma zbyt fancy przyjaciół :P
Ale że ktoś jest po prostu normalnym, zwykłym człowiekiem i gardzi zmanierowanymi pannami / lalusiami, to od razu niedojrzały? Wystarczy przecież spojrzeć na wywiady z niektórymi aktorkami, by się okazało, że na planie taka śliczna niewinna buzia, a jak w rzeczywistości się odezwie, to nie da się słuchać tych wypocin.
Przecież ten film to jedna wielka naiwność. Postaci wykreowane na kolanie, stereotypowo, byle szybciej, byle hajs z ekranizacji się zgodził.
Polskie, dziunie nie mogą pojąć jak tu nie można lizać tyłka Mirand dla TAKIEJ roboty . Ale wiedząc, że za granicą to własnie Polki słyną z bezproblemowego dawania tyłka komu popadnie - bo "godność" mają tylko w gębie. NB Tylko na polskiej stronie można przeczytać TAKIE komenty kobiet. Beznadziejne, obciachowe dno. Najzabawniejsze,że Miranda wszystkie by wykopała po jednym dniu - o ile w ogóle by przyjęła. Miranda miała oko tylko na dziewczyny z klasą - nie zdziry.
Tak, można też odchodzić z każdej pracy z godnością i nie mieć za co żyć. Tak jakby każdy był milionerem i mógł sobie wybierać. Wiadomo, że dobrowolnie nikt nie pracuje w trudnej pracy. Zresztą Miranda nic takiego jej nie robiła, tylko wymagała czasem od niej trudnych rzeczy i zabierała jej życie prywatne, ale to miało trwać tylko rok. Nie musiała przecież z Mirandą sypiać ani nic z tych rzeczy. Trochę cię poniosło.
Trud się zresztą autorce książki opłacił, bo została milionerką.
A czego mają żyć kobiety, które nie mają mężów, te, które zostały zostawione dla młodszych oraz te, których mąż umarł? Jest jakiś fundusz dla samotnych kobiet, czy coś? 3000+ może? Sporo kobiet chętnie by nie chodziło do pracy, ale niestety na facetów nie ma co liczyć. Niejedna się zdziwiła, gdy po tym jak już poświęciła życie rodzinie, w wieku 40-50 lat została porzucona dla młodszej, nie mając lat do emerytury, żadnego doświadczenia zawodowego, nie umiejąc napisać CV (zresztą, jakie CV?). Zacznijcie od siebie, panowie.
A wracając do filmu, praca u Mirandy nie była nie wiadomo jak upadlająca. Miranda miała wysokie wymagania, którym trudno było sprostać i to w zasadzie tyle. Chłopak nie musiał jej nawet wspierać, wystarczyłoby, żeby przez ten rok nie strzelał fochów.
Prawda. Miałam dokładnie takie same odczucia patrząc na ich relację. Andrea powinna rzucić takiego nieudacznika, który nie potrafi się cieszyć sukcesem swojej dziewczyny i tylko narzeka. Dobrze, że na końcu się rozstali.
Partner ma cie kompletnie gdzieś, nawet na urodziny nie ma czasu, ale to ty jesteś zły, bo ci nie odpowiada brak związku w związku. Rok to krótko? Może z biegem czasu tak, ale gdy codziennie siedzisz w domu i czekasz na kogoś, kto nie przyjdzie, to serio wydaje się to wiecznością. Jeśli komuś zależy bardziej na pracy i chce oddać temu życie, to niech znajdzie sobie taki związek, a nie wymaga wytrzymania nieobecności, bo on musi być popychadłem szefowej
Znaczy, że jak chłop pójdzie na wojnę, to można go od razu zdradzać i porzucić? Albo jak z powodu braku pracy i środków do życia kobieta wyjedzie do pracy za granicę to też już po związku? Z takim podejściem do życia nie dziwi mnie, że w Polsce w większych miastach połowa małżeństw się rozwodzi. Życie to nie komedia romantyczna i bywa w nim różnie. Czasem wesoło i kolorowo, a czasem świat się wali, jest smutno i źle.
Jeśli chodzi o szefową ja też byłam popychadłem różnych szefowych i było tak nie z mojego wyboru. Zmieniałam tamte prace, ale trochę mi na tym schodziło, a żyć z czegoś trzeba.
ale odklejka xd porównujesz wojne do pracy asystentki? Gdzie ja tu napisałam o zdradzie? Umiesz ty czytać ze zrozumieniem czy chcesz wcisnąć swoją smutną historyjkę by sobie ulżyć? Tematem rozmowy był film, tam nie było żadnej wojny ani wyjazdu zarobkowego
Droga Eiikoo Nie chodzi o wojnę ani o wyjazd zarobkowy, a POSTAWĘ chłopaka Andrei i twoją. Pierwszy lepszy problem i chłopak Andrei obraził się na nią, a ty popierasz taką postawę. Pisałam już wyżej, że praca miała być tylko na rok i ten rok można było się przemęczyć, ale chłopak nie tylko jej nie pomógł ale jeszcze utrudniał swoimi fochami. Tak jak napisałam, w życiu jest różnie, czasem kolorowo, a czasem bardzo trudno i na tym sztuka polega, żeby być razem i się wspierać. Jeśli ten chłopak nie radził sobie z banalnym problemem, to jak by sobie poradził z trudnym? Nie poradziłby sobie. Nie na darmo jest tyle rozwodów i rozstań, bo ludziom się już nie chce być razem, wspierać, motywować itp. Uciekają od problemów i im więcej uciekają tym jest gorzej, bo problemy zawsze będą takie czy inne, gdzie się nie pójdzie. Jak to mówią jak nie urok to sr***. Okazało się w tym filmie, że chłopak Andrei, dopóki było tak jak chciał, to fajnie, a jak na dłuższą chwilę przestało być tak jak chciał, to się obraził. I za co ja się pytam?
Dla mnie ta jej koleżanka była mega słaba. Ona swoją własną wystawę organizuje, znaczy coś osiągnęła i stopuje kumpelę, by też gdzieś doszła i jeszcze jak widzi, że ta flirtuje na boku, to zamiast z nią pogadać, to tylko ją ciśnie. Straszny hejt ze strony bliskich szedł na główną bohaterkę. Ludzie dłużej niż rok zasuwają bez wytchnienia i jeszcze nie mają z tego żadnych profitów. A tam z samych fantów hajs elegancki by był.
W tej sytuacji obie strony są winne rozpadowi związku. Z jednej strony, prawdą jest, że prawdziwych przyjaciol poznaje się w sukcesie a nie w biedzie. Bo gdy robisz karierę, dużo zarabiasz, masz wysoką pozycję społeczną itd u innych pojawia się zazdrość, zawiść i wtedy można rozpoznać, kto naprawdę Cię wspiera i potrafi wzbić się ponad niskie pobudki. Chłopak Andrei nie potrafił tego zrobić i ponosi część winy. Z drugiej jednak strony, jeżeli komuś zależy na związku to musi znaleźć czas dla partnera. Twierdzenie, że jak "kocha to poczeka" to bzdura, bo dobra relacja opiera się na wspólnie spędzonych chwilach i przeżywanych wtedy emocjach. Związek, w którym jeden z partnerów nieustannie pracuje w oczywisty sposób obumrze a wszelkie uczucia z czasem wygasną. Andrea nie potrafiła znaleźć balansu między życiem zawodowym i osobistym i też ponosi część winy za rozpad związku, bo trudno się dziwić chłopakowi że nie chciał spędzać życia de facto samotnie.
Jeśli masz z kimś sporadyczny kontakt przez rok, to oczywiście, że taka relacja osłabnie i racjonalne tłumaczenie, że to tylko rok; nie działa w przypadku relacji romantycznych, bo nie da się wyłączyć uczuć i emocji na rok.
Przypadek Andrei jest oczywisty; nie potrafiła znaleźć balansu między życiem zawodowym i osobistym. Co innego bowiem rozwijać się, osiągać sukcesy i robić karierę a co innego całkowicie i w 100% oddać się pracy. Nikt nie będzie szczęśliwy w związku z partnerem, ktory codziennie pracuje do 22-23 i jest nieustannie pod telefonem i większość osob już po kilku miesiącach będzie miała dość.
Już to pisałam. W życiu jest różnie. Czasem z powodu pracy, czasem z powodu choroby i nie jest to powód do fochów, bo tak to żaden związek by nie przetrwał. Kiedyś się brało śluby na dobre i na złe, a dziś już tylko na dobre. Coś nie pasuje to wynocha. Strasznie to przykre, bo nie idzie założyć rodziny, skoro z góry wiadomo, że prędzej czy później się rozpadnie, a dzieci na tym cierpią najbardziej. Fakt, że akurat w tym filmie nie było ślubu ani dzieci, ale chłopak Andrei udowodnił, że się do zakładania rodziny kompletnie nie nadaje.
Facet beznadziejny w filmie, a i tak kończy się bardziej pozytywnie niż w książęce. Żyją w konkubinacie, nic sobie nie przysięgali. Andy znalazłaby lepszego bez problemu.
Nie no, wzorowa dziewczyna. Caly czas nie ma czasu dla chłopaka (nawet w jego urodziny), bo siedzi w gównopracy, gdzie jest non stop poniżana i zarabia grosze, a na koniec daje jeszcze dupy jakiemuś rudemu lamusowi! :-D Ale to chłopak był zły, bo jej nie "wspierał"! :-D Laski, pierdo*nijcie się w łeb.
Nie no, za to ta Andy to wspaniała dziewczyna - przez rok robi za grosze w gównorobocie za ostatniego frajera, którego można poniżać bez końca, nie ma czasu dla chłopaka, nawet w jego urodziny, a żeby podsumować swoją "karierę", to daje na końcu dupy jakiemuś rudemu lamusowi - zuch dziewczyna, po prostu każdy facet marzy o takiej! :D
miałem podobne mysli. no ale w tym filmie wszystko było przerysowane do granic. dlatego jest taki żenujący ;)
Jedyną rzeczą w tym filmie której nie pojmuje jest fakt, że babka go zdradziła, a on do niej wrócił.. szmata jedna, bo na więcej coś takiego nie zasługuje
Zgadzam się zupełnie. Lubię ten film, między innymi z racji studiów, choć moja kariera zawodowa się nie pokrywa z tym, ale jedyne co mnie wkurza na maksa w tym filmie, to ten wiecznie nadęty chłopak, który egoistycznie przedkłada chwilowe przyjemności nad przyszłość swojej partnerki. Koniec jest dość otwarty i mam szczerą nadzieję, że jednak znalazła kogoś kto akceptuje ją taką jaką jest, bez wybrzydzania.
Rozumiem, że przyszły partner ma również akceptować bez wybrzydzania jak jego partnerka flirtuje z bogatym lowelasem, który ją całuje a ona się czerwieni i uśmiecha na myśl o spotkaniu z nim w Paryżu?
A co masz do jej przyjaciółki? Wszyscy widzieli, że główna bohaterka się zmienia na gorsze w nowej pracy, w kogoś kim wcześniej gardziła i kim stać się nie zamierzała. Na jej oczach flirtuje z jakimś gościem i przyjmuje zaloty, więc jej to wygarneła i co, to źle?
Ja jakbym się zmieniał o 180st w kogoś kim nie jestem normalnie i przyjaciele by mi to wygarnęli to jeszcze bym im podziękował. O tym mówili nawet jej współpracownicy - albo życie osobiste albo kariera. Głowna bohaterka dostawała tysiące możliwości żeby odejść z pracy, której nie chciała i na którą wiecznie narzekała, ale odezwał się syndrom sztokholmski i wybrała karierę... I to wieczne "nie miałam wyboru" używane żeby się usprawiedliwić i umyć sobie rączki.
Końcówka tylko pokazuje, że w końcu się "obudziła" i na klęczkach chciała wrócić do narzeczonego.