PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=688536}

Destrukcja

Demolition
6,9 49 480
ocen
6,9 10 1 49480
5,6 18
ocen krytyków
Destrukcja
powrót do forum filmu Destrukcja

Rozpacz nihilisty

ocenił(a) film na 6

Ciężko tak emocjonalny film o śmierci, utracie bliskiej osoby i samotności uciągnąć nihilistycznym bohaterem, który ma wszystko w dupie.
Przyjmuje się na potrzeby filmu, że tak wygląda jego trauma po stracie żony - zaczyna mówić ludziom prawdę, uzewnętrzniać się i wszystko rozkręcać i rozkładać na czynniki pierwsze. Prawda jest jednak bolesna - koleś już przed wypadkiem miał żonę gdzieś. Owszem, przyznaje się do tego w końcówce filmu i jakoś tam próbuje odkupić swoje grzechy, lecz nie oznacza to, że oczyszcza się z czegokolwiek. Jego wyznanie, ba, jego piękny pomysł z karuzelą dla chorych dzieci nie zmienia niczego. On nadal pozostaje jaki był, żona nadal jest martwa, Karen nie ma gacha, Chris nadal ma przerąbane za to, że jest homo. Świat bohaterów się nie zmienia, co dla widza znaczy tylko jedno: właśnie obejrzał n dni z życia faceta, który może sobie pozwolić na bardzo wiele, bo ma kupę kasy. Ni mniej, ni więcej.
Twórcy w ramach urozmaicenia próbowali przeplatać tę monotematyczność innymi wątkami. Świetnie wypada relacja Karen i Davisa, sztampowo i przewidywalnie zastępuje synowi kobiety ojca, ale dobrze się to ogląda, bo to jest fajnie i profesjonalnie ograne. Ciekawy jest również wątek romansu Julii i nienarodzonego dziecka. Daje to historii jeszcze większego kopa emocjonalnego. I co? Nic. Wyzuty z emocji Jake wszystko kładzie. Wszystkie emocjonalne petardy, łącznie z pobiciem Chrisa (na które jakoś tam jeszcze główny bohater reaguje) i spotkaniem sprawcy wypadku, to niewypały. To nie wina wycofanej gry aktorskiej Jake'a, to po prostu bohater wyrwany z innego filmu. Z komedii albo z Fight Clubu, gdzie cały ten pomysł z wycofaniem się ze świata otaczającego miałby większy sens, stanowiłby o filozofii całego filmu, nie przeszkadzał przy okazji spiętrzania emocji. Tutaj cały ładunek emocjonalny filmu jest rozłożony nierównomiernie i nawet zbawienny finał nie ratuje całego seansu. Taki temat potrzebuje łez, potrzebuje zaciśniętych ust i pięści. Rozwalenie domu przy dźwiękach ostrej muzyki? Czemu nie, tylko potem niech młot zawiśnie nad fotografią żony. Wyznawanie szczerej prawdy o małżeństwie? Ok, ale z obowiązkowym "dałem ciała" i przytulasem na ramię.
Takie podejście jest samo w sobie oryginalne, jednak w przypadku tak emocjonalnych tematów, jest zupełnie nietrafione oraz sprawia, że film miejscami staje się monotonny, czasem nawet nudny. Wolałbym w tym przypadku ograne chwyty, schematy. Podane byłby one w bardzo fajnej formie, bo przez reżyserię ten film mógł obronić wszystko. A wątek człowieka demolki pozostałby niezmieniony. Po prostu, o jedną łezkę więcej, jedną minutę z Karen dłużej.

PS: Kolejny oskarowy Gyllenhaal? Raczej nie.

katedra

Nie chciałabym ogladąć filmu zaproponowanego przez ciebie - byłyby to zwykły, amerykański film familijny, zbudowany na sztampie i sentymentalnych chwytach. Nie sądzę, żeby główny bohater był nihilista, jak już to raczej introwertykiem. No i gdzie on zaczyna mówić prawdę wszystkim wokół? Na początku sam nie wie, co jest prawdą w jego uczuciach, działa w szoku, po omacku. Dla mnie słaby był właśnie wątek z Karen przez to, że wyraźnie scenarzyści ich parowali, na szczęście nie postawili kropki nad i.
Większość ludzi radzi sobie ze śmiercia bliskiej osoby tak jak Phil, sięga po konwencjonalne sposoby przeżywania żałoby, ale nie wszyscy. Zresztą, moim zdaniem w filmie przedstawiono nam na przykładzie Davisa dwa pierwsze standartowe etapy żałoby: http://pomocpostracie.com.pl/etapy-zaloby

ocenił(a) film na 6
tara_filmweb

Siłą tego filmu nie jest treść, a forma.
Mówi dzieciakowi, co o nim myśli, uzewnętrznia się matce, zaczyna inaczej rozmawiać z teściami, wpada na przyznanie stypendium i rozbraja szczerością dzieciaka, który ma je otrzymać, nie owija w bawełnę Carla i dostaje po mordzie, to samo z mężczyzną w pociągu.
Tylko,że tak jak pisałem wcześniej - główny bohater już przed śmiercią żony miał ją gdzieś i jego zachowanie nie wynikało z żałoby, lecz z jego sposobu bycia

katedra

No ok, faktycznie, nie certoli się specjalnie z nikim, ale to mi raczej podchodzi nie pod mówienie prawdy, tylko całkowite olewanie dotychczas przestrzeganych konwenansów społecznych. Wcześniej nie był taki, co widać po zaskoczonych reakcjach znajomych, poza tym sam przedstawia siebie i swoją pozycję sprzed śmierci żony jako taką dosyć konformistyczną. Trudno, żeby był tym, kim był, nie zachowując się zgodnie z wymaganymi normami. Czy kochał żonę? Nie wiadomo, na pewno jej gwałtowna, bezsensowna śmierć głęboko nim wstrząsnęła. Mówi wprawdzie, że jej nie kochał, ale odebrałam to raczej jako wniosek, który wysnuł obserwując swoje początkowe reakcje. To jest niesamowicie pokazane, ta pustka, szok i brak czucia - scena w szpitalu ze słodyczami, stypa... zaczyna się w nim coś dziać dopiero podczas pisania listu. Świetna scena jego wizji (snu?), gdy ogląda zdjęcie swojego serca - niepełnego, amputowanego - brak części serca, to też brak pewnych uczuć. Jego początkowa reakcja przypomina reakcję człowieka, któremu urwało rękę - na początku nic nie czuje, ból przychodzi później.Zresztą na końcu sam mówi, że ją kochał, ale nie doceniał tego, nie zdawał sobie z tego do końca sprawy. Coś jak obecnie mało który zdrowy człowiek docenia na co dzień, że może chodzić samodzielnie, itd. No i okazuje się, że nie znał jej do końca, był nieuważny, nie spostrzegł zdrady.

Zastanawia mnie motyw tytułowy - na poziomie podstawowym jest to fizyczne wyrażenie ogromnej złości, frustracji, agresji, po prostu taki niekontrolowany, gwałtowny wysiłek fizyczny przynosi mu ulge. Jest to też wyraz destrukcyjnych odczuć typowych dla żałoby (wiele osób przez to przechodzących ma moment nienawiści do świata i innych tylko za to, że istnieją i najchętniej zobaczyłyby armagedon), w ten sam sposób można potraktować jego zachowanie w pracy, wobec teściów - niszczy dotychczasowe życie i więzi (nie mówię, że robi to w sposób świadomy i celowy), poza tym w scenie z pistoletem, gdy każe do siebie strzelić... jest to jakaś namiastka autodestrukcji, myśli samobójczych. Myślę, czy jest w tym coś jeszcze,jakaś sugestia, że trzeba najpierw wszystko zniszczyć, żeby móc zbudować coś nowego na zgliszczach. Wskazywałyby na to jego słowa dotychące "naprawianej" lodówki - najpierw należy wszystko zdemontować, żeby móc z powrotem poskładać (ale nie taką, jak wcześniej, wadliwą, cieknącą, tylko juz naprawioną). Metafora niby dosyć jasna, ale jednak trzeba zauważyć, że bohater tej lodówki jednak nie naprawia;).
Treść i forma to nie są rozdzielne byty, treść jest przekazywana poprzez formę, forma wpływa na treść, zmienia ją.

ocenił(a) film na 6
tara_filmweb

Jak dla mnie to żonę miał w dupsku zarówno przed, jak i po wypadku. On nie przeżywał w taki sposób jej śmierci, on taki po prostu był. A to,że inni dziwili się na jego zachowanie, wcale nie oznacza, że wcześniej taki nie był. Widocznie już wcześniej wykazywał niezdrowy brak zainteresowania czymkolwiek, lecz dopiero śmierć żony sprawiła, że totalnie zwariował, bo tak naprawdę nie było osoby z jego bezpośredniego towarzystwa, która by go powstrzymała.

Chodzi mi raczej o to, że film obroniłby schematy i sztampę za pomocą roli Jake'a, sposobu narracji, reżyserii i soundtracku.
Całe to niszczenie jest zbyt płytkie i zbyt asekurancko usprawiedliwione w końcówce. Główny bohater przez cały czas ma jedną minę i naprawdę ciężko rozpoznać, kiedy się o kogoś martwi, kiedy się cieszy, a kiedy ma wszystko gdzieś. O tym informuje nas reżyser np. wygłuszając kogoś, kto akurat rozmawia z naszym bohaterem. Facet niby niszczy wszystko wokół siebie, ale robi to z taką apatią, wręcz melancholią na twarzy, że zastanawiałem się, czy to ma jakiś sens. Nie wspominając już o furmance pieniędzy, którą posiada i w jego przypadku takie zniszczenie jest nic nie warte. Taki soft Fight Club

katedra

Mam inne zdanie i co innego tam widocznie spostrzegłam. Odniosę się tylko do oceny gry Gyllenhaala - bez problemu odczytuję stany psychiczne bohatera (może pomaga w tym też doświadczenie), wolę taką oszczędną grę, niż przerysowane środki aktorskie (zresztą i Gyllenhaal na końcu prezentuje żywszą mimikę, gdy wychodzi z etapu szoku i zaczyna reagować "po bożemu", zgodnie z konwencjonalnymi oczekiwaniami. To jest też trochę tak jak z wierszami - masz płomienne, mówiące otwartym tekstem utwory i coś, co zostało nazwane "poetyką ściśniętego gardła" - kwestia gustu, co kto woli, co mu bardziej pasuje.
Przypomnę tylko jeszcze jedna świetną scenę - gdy bohater patrzy w lustro w męskiej toalecie (chyba;) i jego nieruchoma twarz nagle łamie się w grymasie płaczu, by błyskawicznie wrócić do poprzedniego wyrazu - zastanawiałam się, czy był to pokazany moment "pęknięcia", czy może bohater próbuje na siłę dostosować swoje reakcje do ogólnych wyobrażeń. Bardziej podoba mi się drugi pomysł, bo jest ciekawszy. Widać, że on sam nie wie, co się z nim dzieje, a sprawdzone społeczne wzorce (m. in. z filmów) nie mają racji bytu - i to chyba jest istota żałoby, a w każdym razie tego etapu - świat stanął na głowie, nic nie działa zgodnie z oczekiwaniami, jestem sam i w niczym nie mam oparcia, nawet w sobie i swoich reakcjach. Jest to prawda tamtego czasu, zazwyczaj, na szczęście, w końcu dochodzi się do etapu "iskajacych się wzajemnie małp";). Uważam, że Gyllenhaal świetnie pokazał w tym filmie żałobę i nie jest ważne, na ile kochał żonę - była dla niego ważna jako część jego życia, co uświadomił sobie przechodząc przez cały ten proces.

ocenił(a) film na 6
tara_filmweb

Jak dla mnie proces ten nie istnieje, a Jake od początku do końca jedzie na tym samym schemacie grania. Nawet jeżeli coś w nim pęka - nie widać tego, a mnie ciężko się w to zaangażować, bo, sory,ale rozwalanie czegoś przez cały film w imię niczego, to jednak nudny pomysł na traumę

ocenił(a) film na 6
tara_filmweb

Chodzi mi przede wszystkim o to, że pozbawiając w ten sposób bohatera emocji, sam film staje się całkowicie ich pozbawiony. Aż chciałoby się komuś tu współczuć, aż chciałoby się zapłakać, ale apatyczny główny bohater doskonale odbiera chęci do tego.
Jasne, to może być zaleta, ale wolę, gdy emocjonalne kino może buzować, tryskać łzami, krzykami. W Demolce tego nie ma. Oczywiście jest symboliczne niszczenie rzeczy, ale odbywa się ono z kamienną twarzą bohatera, że po kilkunastu minutach przyzwyczaiłem się do tego aż tak bardzo, że myślałem o tym w kategorii: "oo, jak fajnie rozwalili telewizor!" zamiast "o boże, jak on musi cierpieć, że rozwalił taki drogi telewizor!". W końcu, bohater snuje się, gdy mówi - pierniczy od rzeczy, gdy chce płakać - nie robi nic, gdy chce kochać - również nic nie robi. I to niby jest trauma po stracie żony? A gdzież tam, on już przed jej śmiercią był taki. Gdyby film zawierał sceny, w których jest chociaż jakiś drobny detal, który stanowi o tym, że główny bohater nie jest wycofany ze świata, to wtedy w pełni kupiłbym jego próbę odreagowania po stracie bliskiej osoby.

katedra

Chyba dotarliśmy do punktu, w którym możemy się tylko powtarzać;). W każdym razie dzięki za rozmowę:)

ocenił(a) film na 6
tara_filmweb

Dzięki również!:)

katedra

Nie kipi emocjami? Może to nie jest kino, które ma za zadanie wycisnąć ocean łez z duszy widza. A i tak gra na jej strunach, szarpie je. Patrzymy jak bohater demoluje swoje struny, wydobywając oczyszczającą melodię. Zdemolowanie swojego świata po stracie bliskiej osoby, to bardzo ludzkie i dość powszechne działanie. Tu bohater zdaje się do niego nadto długo przywiązać. Zbyt długo żył w bombonierce. W nieładzie czuje się bezpiecznie. I nie ma tu znaczenia fakt, że stać go na to zamienianie w gruz ,,błyszczących przedmiotów". One nie mają dla niego znaczenia, co podkreśla. Niespodziewana strata żony, którą kochał, tak kochał, zmusza go do bolesnej oceny siebie jako męża. Rozwala estetyczne, fasadowe opakowanie swojego życia. Patroszy wszystko, co go otacza, szuka tego, bez czego wiódł zachowawcze życie. I z tej demolki wychodzi zwycięsko.

ocenił(a) film na 5
tara_filmweb

"Większość ludzi (...) sięga po konwencjonalne sposoby przeżywania żałoby." Sięga? Konwencjonalne?

Krzypur

Ale że co? Konwencjonalne - zgodne z konwenansem, z tradycją i przyjętym zwyczajem. Zamiast "sięga" możesz powiedzieć np. "wyraża własne uczucia, żałobę za pomocą... itd.", jeżeli to Ci bardziej odpowiada. Nie wiem, do czego się odnosisz - formy czy treści? Rytuały są potrzebne, każdemu w innym stopniu, m.in. po to, by skanalizować i wyrazić skrajne uczucia i móc się nimi podzielić z innymi.

ocenił(a) film na 5
tara_filmweb

No właśnie, chodziło mi o stylistykę.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 6
dziuzeppe

"W filozofii społecznej nihilizm jest czasami wykorzystywany do określenia takiego stanu społecznego, w którym jednostki są przeświadczone o braku celowości wraz z doświadczeniem pustoty znaczeniowej wszelkich regulacji i unormowań prawnych, zwyczajowych, czy kulturowych."

Dlatego bohater Jake ma w dupie więzi społeczne,rodzinne, przestaje go obchodzić własne dobro - rozwala sobie dom, ba! nawet ciężko powiedzieć, aby Karen i jej syn obchodzili go w jakiś bardziej szczególny sposób. On po prostu spędza z nimi wolny czas i zwisa mu i powiewa cała reszta. Racja, to nie nihilizm, to zwyczajny nurt, który wykrystalizował się już od początków ludzkości, nazywa się "mam to w dupie"

użytkownik usunięty
katedra

Bohater płakał przed lustrem po stracie małżonki, więc nie do końca "miał wszystko w dupie". Jego zachowanie było raczej próbą pogodzenia się ze śmiercią. Jak powiedział jego teść "każdy na stratę reaguje inaczej".

ocenił(a) film na 6

Tylko,że on cały czasz reagował w ten sposób na otaczający go świat.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones