Słabego scenariusza nie obroni nawet Jeff Bridges. W sumie gra aktorska była dobra (może poza Katie Holmes i żałosnej Taylor Swift, na szczęcie tylko przez kilka sekund), ale scenriusz był boleśnie naiwny, co można było odczuć co chwila. Nawet nie przytłumiły tego bólu częste wstawki wspomnień rodem z reklamy jak w temacie, które miały za zadanie chwycić cię za serce i wycisnąć ostatnie łzy. Wypatrzyłem nawet przez ułamek sekundy butelkę Cherry Coke, ciekawe czy to było zamierzone. Film spełnił moje obawy, dlatego 4/10.
Ja się w pewnym momencie tak zaczęłam nudzić na tym filmie, że gdyby nie było to niegrzeczne, to wyciągnęłabym telefon i zagrała choćby w Sleepwalkera... W sumie wychodząc z kina sama czułam się jak lunatyk....