Ten film to swego rodzaju majstersztyk, nie mówimy tu tylko o filmie przyrodniczym, to przejmująca historia człowieka który szuka swojego miejsca na ziemi i niesamowitej więzi, którą doskonale rozumiem. Piękny, wrażliwy i wzruszający.
Też go rozumiem. Nie dziwię się wielu osobom, że nie mogą sobie poradzić z obecną rzeczywistością. Moim zdaniem film pokazuje, że jesteśmy największym pasożytem na tym świecie, niszcząc właściwie wszystko, co jest od nas większe, lepsze czy mądrzejsze. Super, że założył fundację i ma życiowe cele, takie wartościowe.
Zgadzam się w 100% jesteśmy cierniem ziemi, a szkoda bo mogło by być pięknie, gdybyśmy tylko nauczyli się koegzystować z innymi gatunkami, niestety potrafimy tylko mordować, niszczyć, gwałcić, podbijać... Odurzeni chciwością i pychą niszczymy wszystko na swej drodze, żałosne.
No jak widać nie do końca można mieć na wszystko wpływ. W tym wypadku podwodny świat posiada własną hierarchię i toczy wojnę między sobą. Przecież to rekin zjada ośmiornicę a nie człowiek. I zjadłby prędzej czy później bo jest silniejszy. Gadanie, że potrafimy niszczyć i mordować jest głupie. Idź na sawannę i spróbuj zaprzyjaźnij się z lwem albo nosorożcem. Zobaczymy kto będzie uciekał w środowisku naturalnym.
Zaskoczyło mnie to, że wzruszyłam się na tym dokumencie. Pięknie pokazana relacja człowieka ze zwierzęciem. Zgadzam się- majstersztyk!
Wiadomo, że ciężko byłoby trzymać małe katulątko jako zwierzaka domowego; a to wanna za mała czy graniczące z cudem kupno dopasowanej smyczy - juz 'widzę' ten gniew Yog-Sotha.
Zgadzam się , cudowny film ...nie mogłam opanować łez oglądając .Czułam też złość , w tych scenach z rekinami .Złość , że jej nie pomógł ..Dawno nic co oglądałam, tak mnie nie wzruszyło jak to arcydzieło . Jest nominacja do Oscara i życzę aby ten Oscar był .
Niektórzy "recenzenci" tutaj (wybaczcie słownictwo) pieprzy o "niezdrowej relacji" człowieka z tą istotą, która wypełnia swoje ewolucyjne zadanie, a jednocześnie wychodzi poza naturalny schemat i (tu pytanie) zaprzyjaźnia się z czlowiekiem.
Macie tak, że po obejrzeniu przez kilka, kilkanaście dni chodzi Wam to po głowie?
U mnie tak było.
Łzy były, niemoc była, współczucie było.
Chyba to się nazywa człowieczeństwem?
Ten film mnie rozwalił. Nigdy tego nie zapomnę.
To się nazywa empatia. Człowieczeństwo w tych czasach to już chyba obelga, robimy tyle syfu i beznadziejnie złych rzeczy, że utożsamianie się z człowiekiem nie brzmi dobrze ;)
Empatia - jak najbardziej. Jeszcze bym bronił tego pozytywnego znaczenia "człowieczeństwa", znacznie gorzej rzecz się ma ze słowem "ludzkość" - tak jak napisałeś, być człowiekiem to już nie brzmi dumnie :)