brzmiące: "Co należy zrobić, gdy generalnie nie mamy konkretnego pomysłu na przesłanie,
ale trzeba by jakoś tak to zrobić, żeby każdy chętnie sam je sobie wymyślił". Ot - wpuszczamy
ludków do modelu, potrząsamy - sens się zrobi, bo przecież mózgi widzów za wszelką cenę
będą szukały uzasadnienia dla tych dziewięćdziesięciu minut.
no to musisz być totalnym durniem skoro nie potrafisz dostrzec przesłania tego filmu które jest oczywiste.
A teraz zachęcam do spokojnego przeczytania mojego posta, zastanowienia się nad jego znaczeniem z uwzględnieniem również swojej recepcji utworu i poświęcenia jakichś trzech minut na refleksję. No, chyba że konkluzja jest osiągalna przed rozpoczęciem procesu myślowego i mam do czynienia właśnie tym, kim, ponoć, muszę być. Znajomość interpunkcji nie będzie konieczna do wykonania zadania, więc możesz bez obaw przystąpić do roboty. :)
Główne przesłanie filmu to : " co byś nie zrobił i tak na to samo wyjdzie"
Uzasadnienie jest proste. [mikrospojler]
Gdyby siedzieli i nic nie robili prędzej czy póżniej znależli by się przy wyjściu.
Podjęłli morderczy wysiłek więc znależli się przy wyjściu .
Policjant , który musiał losowo przechodzić przez dane pomieszczenia też znalazł się przy wyjściu.
no chyba nie bardzo, bo przecież w filmie chodzi o to, co zrobisz walcząc o przetrwanie. Musieli połączyć siły, żeby wyjść z sześcianu, a jednak niektórzy popadali w odrętwienie, pozbyli się ludzkich odczuć.
Z tego co zrozumiałem, to sześcian był tajnym projektem jakichś służb specjalnych ((to chyba się w dwójce wyjaśnia) , więc film nie jest wcale tak głupi.
Postacie nie zostały dopasowane losowo. Oni wrzucili ich tam, by zobaczyć jak będą współdziałali. Taka zabawa dla rządu itp.
Główną rolę odgrywała dziewczyna znająca się na matematyce, aby nie powpadali w pułapki, policjant miał się wkurzać na niedogodności i rządzić grupą. Psycholog i chory psychicznie chłopak byli po to, aby wszyscy ich nienawidzili, bo w sumie chory był tylko zakałą i przeszkadzał reszcie, zaś psycholog go broniła. Ogółem to polecam ten filmik , widziałem go dość dawno temu ale nie stracił w moich oczach :)
Same brednie. Film nie jest o żadnym sześcianie. To jest właśnie problem płaskich umysłów takich jak umysł coldwatera, które nie potrafią wyjść poza proste schematy. Tłumaczyć mi się nie chce. Wyjaśnień, na czym ten film polega jest w internecie mnóstwo.
Mały hint: pisząc "modelu" miałem na myśli podstawowy termin większości logik, czyli
M = {elementy języka, reguły, interpretacje}.
Co do tego jak to się ma do mojej wypowiedzi, to pozwolę sobie zastosować manewr lustrzany i powiedzieć, że "tłumaczyć mi się nie chce" - ale wierzę, że Twojego, jakże wielowymiarowego, umysłu wystarczy na to, by odnaleźć sobie w tymże samym internecie wyjaśnienie tego, o czym piszę. Gdy już się to stanie - a następnie zazna okraszenia chwilą zastanowienia, zauważysz, że twórcy tego filmu zabawili się z widzami na gruncie metajęzykowym i to o tym właśnie piszę na początku wątku.
P.S.: Walnąłeś byka w moim nicku. :)
Szukanie metaforycznego sensu, tych mniej oczywistych przekazów i indywidualne interpretowanie ich, to jeden z najciekawszych motywów związanych z jakimkolwiek dziełem, a więc również filmowym. Nie rozumiem dlaczego negujesz tę postawę, choć jest ona naturalna i generalnie na tym to polega. Moim zdaniem 'Cube' nie jest pozbawiony sensu jako takiego, nie jest to nieprzemyślana, posklejana kupka scen, w których każda kolejna zaprzecza poprzednim. Na płaszczyźnie tej widocznej, jest on logiczny i zrozumiały.
Filmy, w których przekaz jest jednoznaczny i oczywisty, nie zapadają nam na długo w pamięć ( no chyba że urzekną nas ich zupełnie inne czynniki ). Ten należy do grupy filmów, które można przekładać na poszczególne grunty i w zależności od nich dokonywać różnych interpretacji ( koledzy przedstawili Ci już dwie od siebie niezależne ).
Reasumując, nie zgadzam się z Twoją krytyczną oceną filmu, ponieważ na mnie zrobił wrażenie.
Z utęsknieniem czekam na kogoś, kto przeczyta ze zrozumieniem mojego początkowego posta...
Nie wiem, jak się "neguje postawę" - negować to można tezę. Postawę można co najwyżej oceniać, zatem, skoro nie wiem, jak się to robi, zapewniam - nie czynię tego.
Wskaż mi miejsce, w którym opisuję "Cube" jako [cytat]: "[...] nieprzemyślaną, posklejaną kupkę scen, w których każda kolejna zaprzecza poprzednim.", to pociągniemy ten wątek, bo nie widzę sensu, by spowiadać się z imputowanych zdań.
Teraz weźmy się za słabsze z imputowanych twierdzeń. Nie piszę, że "Cube" jest pozbawiony sensu "jako takiego". Piszę, że jest pozbawiony "konkretnego". Czyli czapkuję przed twórcami, że sprytnie podali nam metanarracyjną maszynkę do generowania własnych sensów, bo sam zabieg jest fajny (choć działa tylko raz - dlatego kręcenie kontynuacji uznaję za kompletną katastrofę, ale to inna historia). Jak fajny jednakowoż by nie był, uważam, że jest ze strony twórców pójściem na łatwiznę. I teraz najważniejsze - bo chciałbym w końcu ukrócić te paroksyzmy, które wywołałem u moich adwersarzy. Czy ja gdziekolwiek wartościuję sam ten zabieg? Czy piszę, że jest mało bystry? Nie widzę tego powyżej. Doceniam spryt twórców - powtarzam się już - w zakresie żonglowania strukturą dzieła - pomysł świetny. Jednocześnie WŁAŚNIE ze względu na ten zabieg uważam film za dzieło wyjałowione w pewnym stopniu. A wyjałowienie to wynika NIE z braku sensów, tylko z braku położenia akcentu na którykolwiek z sensów. Reasumując: gdy podzielimy treść "Cube" na formę i treść (wiem, ten zabieg może wydać się nieco skomplikowany, ale zapewniam, że w naszych postmodernistycznych czasach tak po prostu się czyni i od momentu, gdy bierzemy się za metapoziomy narracji jest to uzasadniony sposób analizowania), to forma jest faktycznie błyskotliwa (nie mogę odmówić!), ale treść - miałka. I to nie jest samo w sobie złe. Takie czasy. Mnie się po prostu to nie do końca podoba, do czego też mam tzw. święte prawo. Gdy oglądałem ten film po raz pierwszy, oczywiście rzuciłem się na szukanie interpretacji, próbowałem odnaleźć owo "przesłanie". Po znalezieniu sobie kilku najprostszych i pomyśleniu o tym wszystkim obejrzałem film ponownie. Z każdym następnym razem coraz mocniej czułem, że twórcy nie mają dla nas konkretnego przesłania, tylko błysnęli nam po oczach swoim pomysłem na zbudowanie niczego innego jak "ontologiczno-epistemologiczno-eschatologicznego samograja" - takiego "generatora sensów" i po wpadnięciu na ten (skądinąd ciekawy) pomysł, odpuścili sobie "przesyłanie" czegokolwiek. I wolno im. Większość dzieł sztuki obecnie jest pustką obudowaną cudzysłowami, bo teraz tak wypada. Mnie to się nie do końca podoba - stąd mój, mocno sceptyczny, ale przecież nie potępiający, ton.
Lubię filmy, w których chodzi o coś na prawdę, a nie pozornie. Gdy na przykład oglądałem sobie takie "Quills", to pod koniec byłem jedną wielką frustracją, bo z jednej strony De Sade był zły, ale był nośnikiem masy bardzo ludzkich tęsknot, których nie wolno tak miażdżyć butem, jak czyni to jego przeciwnik, który "w zasadzie" jest zacny i porządny, ale tak naprawdę jest sto razy gorszą świnią, etc, etc. Ot, taki przykład filmu, który pod koniec przystawił mi lufę do głowy i ZMUSIŁ mnie do postawienia sobie naprawdę konkretnych, etycznych i socjologicznych pytań. Było to czasowo niewygodne, ale takich podniet oczekuję od kina (akurat "Quills" może nie jest przykładem najlepszym, ale akurat teraz na szybko przyszedł mi do głowy).
To tyle. Nie chce mi się już dalej tłumaczyć, o co mi chodziło, bo to troszkę żenujące, tak po prawdzie.
I to jest właśnie w tym filmie najlepsze, oglądasz go 1, 2, 3 … 10 i dalej szukasz właściwego sensu i logiki, zaczynasz myśleć coś jak bohaterowie filmu, o co tutaj tak naprawdę chodzi? i to jest jedyny prawdziwy motyw, który jest bardzo podobny do rzeczywistości - przynajmniej tak mi się wydaje, skoro prawdziwe życie nie ma większego sensu to czemu wszystkie filmy powinny być sensowne, cube to coś więcej niż zwykły film, coldwaver to co ty uważasz za słabą strone filmu ja uważam za jego najmocniejszą, mam kilak różnych przemyśleń i interpretacji, jednym z nich po obejrzeniu była myśl że to wszystko jest tylko snem! a sama historia jest prosta kilka różnych charakterów biega sobie po pokojach jak króliki doświadczalne próbując znaleźć wyjście i sens tego wszystkiego przy tym wpadając w pułapki żeby było trochę kolorowo i ciekawie, jeszcze jedno, co jest w tym filmie fajne to że cały film był kręcony w jednym pomieszczeniu, sześcianie ciekawy efekt z tego wyszedł, a jeżeli chodzi o kontynuacje to hypercube zmiażdżył mnie jeszcze bardziej niż jedynka – co się rzadko zdarza! cube zero nie trafił do mnie kompletnie jest zaprzeczeniem dwóch pierwszych części i coś co było ciekawym efektem w pierwszej części i po części w drugiej było podane jak na tacy w zero – chodzi mi właśnie o ten sens i wyjaśnienie