Ten jeden moment, gdy Conan wypowiedział słowa "Na Croma!", przypomniał mi o kim jest
ten film. Gdyby zmienić imię głównego bohatera i pozmieniać nazwy krain, nikt by nawet nie
przypuszczał, iż ten film ma jakieś powiązania z twórczością Howarda. W ogóle nie
przemawia do mnie takie ukazanie Conana. Chyba nikt kto maczał w tym filmie nie wziął
nawet do ręki tej książki. Conan nie tylko biegle władał mieczem, ale był sprytny i zwinny, a
w filmie jakoś tego nie było widać. Także nie podobało mi się jego zachowanie względem
Tamary na początku, zachowywał się wrogo, a barbarzyńca miał słabość do kobiet,
zwłaszcza pięknych.
Rozumiem też, że reżyser chciał naturalistycznie przedstawić walki, ale bez przesady. Po
jednym uderzeniu głową w mur, jest tyle krwi ile w całym ciele człowieka. Miejscami tak to
wyglądało. Jedynym mocnym atutem tego filmu jest scenografia, która poza ostatnia sceną,
jest genialna.