Wcale mnie nie dziwi cisza tutaj w sprawie tego filmu. Jego konstrukcja jest tak koszmarna, a scenariusz tak idiotyczny, że po raz pierwszy od wielu lat miałem ochotę przerwać oglądanie. Mnóstwo przemocy, także wobec zwierząt. Widoczne od początku napięcia między antagonistami nie niosą za sobą niczego poza nudą. Plus za ciekawe łączenie scen, w których dopiero kolejne wyjaśniają niektóre z poprzednich, piękne irlandzkie pejzaże i dobrą muzykę. W finale przynajmniej trzem osobom potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarska. Mam wrażenie, że wszystkim bohaterom przydałaby się solidna opieka psychiatryczna. Kto zniesie do końca i jeszcze doceni za coś więcej, będzie moim bohaterem.
A ja uważam, że to bardzo dobry film.
Możliwe spojlery!
Ogromnym plusem dla mnie jest zadbanie choćby o taki szczegół, jak komunikowanie się Michaela i ojca w j.irlandzkim. Taka drobna rzecz, ale jednak podbija fakt, jak dumnym i tym samym (możemy się domyślać) trudnym ojcem jest Ray. Zamknięty w swoim domu (podejrzewam, że hodowla to było jego całe życie a nawet 500 letnia rodzinna spuścizna), szczególnie teraz, gdy jest niedołężny, musiał oddać kija pasterskiego swojemu synowi, od którego wiele wymaga i który chyba nie spełnia jego oczekiwań.
Michael sfrustrowany, pokiereszowany przeszłością, ugrzązł z irytującym ojcem i poczuciem winy wobec matki i byłej dziewczyny. Zrobi wszystko, by albo ojca wreszcie zadowolić, albo, żeby mu zamknąć buzię. Jest samotnikiem, można wywnioskować, że z pewnymi zaburzeniami lub po prostu w depresji.
Młody to też postać tragiczna. Wie, że nic innego niż przejęcie gospodarstwa go nie czeka, rodzice się rozwodzą, a on sam zdaje się przekraczać granice, by po prostu zaistnieć w oczach zajętych sobą matki i ojca. Robi co chce, nawet da ojcu po mordzie, bo mama go kocha i mimo odkrycia ukradzionych baranów, utuli do snu.
Jeden zabił matkę, bo chciała odejść od ojca, który teraz jest jego utrapieniem, drugiego matką jest silna, rządząca w domu kobieta, która, nota bene, była kiedyś miłością pierwszego. Dwa pokolenia, dwa życiorysy, ale jeden mały, zamknięty świat.
Co do przemocy wobec zwierząt, jest jej dużo, ale bez niej nie byłoby filmu. Sama mieszkam w Irlandii i wiem, jak hodowcy podchodzą do swoich stad. To są dla nich tylko pieniądze, tradycje rodzinne i uznanie w środowisku. Miłości do zwierząt przeważnie tam nie ma, i co prawda nie spotkałam się z okaleczaniem owiec, ale konkurowaniem ze sobą poszczególnych hodowców owszem. Jeśli na spacerze natknę się na dogorywającą lub ewidentnie chorą owcę, to mogę być pewna, że aby odpowiedni człowiek podjął się działania, to musi być właściciel (choć i z tym ciężko bywa, bo o ile nie jest to choroba zakaźna i konieczne odsunięcie jej od stada, to w sumie może cierpieć). Miałam 3 takie przypadki i żaden z nie-właścicieli nie chciał pomóc zwierzęciu.
Może inaczej na ten film patrzę, bo trochę ten klimat znam. To takie przeniesienie wojny gangów narkotykowych, tylko w pięknej scenerii i oczywiście nieco łagodniejsze. Mechanizm jednak jest ten sam. Walczysz o to, co jedynego masz, bo ani nie uciekniesz, by nie zawieść ojca, ani nie uciekniesz, by po prostu wyjść z tej bańki.