Kiedy w 2016 r do kin wchodziła trzecia filmowa cześć Bridget Jones, byłem zadowolony, że jej autorzy tworząc scenariusz nie skorzystali z wydanej w 2013 książki "Szalejąc za facetem". Wtedy myślałem, że zrobili coś zupełnie autorskiego, nie mogąc znieść tego paskudztwa autorstwa Helen Felding. Dopiero po latach dowiedziałem się, że skorzystali z jej felietonów, wydanych potem w książce "Dziecko". No i niestety, minęło kilka lat i przyszedł czas na "Szalejąc za facetem". Nie czytałem nic bardziej obrzydliwego od czasów lektury "Seksu w wielkim mieście". Wytrzymałem niecałe poł godziny tego filmu, dlatego nie oceniam. Ale przesyłam wyrazy współczucia wszystkim, który to coś się podoba.
Niestety teraz w Hollywood jest klimat na tego typu historie. W 2013 nikt nie chciał inwestować w opowieść o romansie 50-latki z chłopaczkiem, który mógłby być jej synem. Obecnie widzom zaczyna się wpychać do gardeł takie wątki, np. Babygirl z Kidman czy nowa Bridget. W imię tego, że przecież kiedyś ciągle pokazywano facetów w związkach z dużo młodszymi laskami.
Mnie wkurzają takie wątki, bo są kompletnie nierealistyczne. Tj. w przypadku Nicole Kidman ok, bo tam to był romans, który mógł się zdarzyć, ale tutaj? Wielka miłość i feromony 29 latka do 55 latki? Sure ;) Mi się zupełnie nie podobał ten wątek.