Do obejrzenia tego filmu zostałem tak naprawdę zmuszony, dziewczyna uwielbia serię Bridget Jones, więc wybór w walentynkowy wieczór mógł być tylko jeden. Poprzednie części oglądałem i cóż, były po prostu okey, nie trudno im odmówić uroku, ale nie są wybitne. Czego się spodziewałem po tej części? Odcinania kuponów i co najwyżej przeciętnej komedii, ale nie. To był dramat, filmy mówiący o tym jak życie jest ch****e, o stracie, starzeniu się i zagubieniu. Sam się mierze z podobnymi problemami, jak w sumie każdy i poczułem pewną więź z bohaterami. Jednocześnie odczuwałem jakieś dziwnie wsparcie, kilka razy się wzruszyłem.
Nadal nie jest wybitny, ale wart obejrzenia, po wszystkim pozostawimy we mnie poczucie, że jednak będzie dobrze, że warto żyć, a nie tylko przeżyć.
Tak, wzruszający film o radzeniu sobie ze stratą i o tym, że w każdym wieku można być szczęśliwym.
Dokładnie. Twórcy nie wpadli w pułapkę klepania kolejnej głupszej od poprzednich komedii. Poza tym, to film bardzo dla ludzi 197x, on fajnie pokazuje jak ewoluował nasz świat od lat 90.
I trzeba się postarać ze scenariuszem, aby taki Clever szczypiący w tyłek leciwą mamę Bridget był w tym zabawny, a nie przaśny jak Karolak w Listach do M.