Nie wiem dlaczego ten film jest tak gloryfikowany, jaki siedzi w nim smaczek i siła napędowa entuzjastycznych opinii. Dla mnie to zwykły knot bez pretensji do fabuły... Ahh! No tak! Dude! Przecież to wszystko o kolesiu, który jest wyluzowany za nas wszystkich! Człowiek, który siedzi jak kowboj po opercaji na jajach, to on stanowi ukryty archetyp pełengo luzu, jak mogłem tego nie wyśledzic!? Przeciez to odlot! Kupa żywego przykładu - jak miec unużany łeb w kiblu, chodzic po miescie w pidżamie i mówic wszystkim, że sie czuje cool...
Mam identyczne wrazenia, 4/10 to maksymalna ocena. Nie lubie Jeff'a Bridges'a czy John'a Goodman'a, tutaj myslalem, ze chociaz minimalnie przekonam sie do nich, niestety tak nie jest i pewnie nie bedzie.
Wiekszosc osob porownuje tez ten film do Pulp Fiction, zupelnie nie wiem dlaczego, poniewaz ta produkcja odstaje i to bardzo przy Pulp Fiction. Do tego nudnawe dialogi, przy ktorych nie smialem sie w ogole, akcja niby specjalnie "zakręcona" aby widz odnajdywal w tym filmie jakies tam ukryte szczegoly i szczegoliki. No i kiepsko to wyszlo...
Dude, koles, kolezka, typowy przyklad lenia jarajacy blanty, luzaczek pijacy caly czas "bialego rosjanina", ktory smiga przez cale nudne dwie godziny w brudnym podkoszulku, sandalach, tandetnym swetrze i pidżamowych spodniach. Owy "tandeciarz" wplatuje sie w historie, w historie pomylek, ktora po prostu nie trafia do mnie. Ok, ten film mial byc owiany kiczem i tandeta, ale... No wlasnie jest to jedno ale, ten kicz musi byc rozwarstwiony czyms specyficznym, ten kicz musi byc szerokopojeta wskazowka, ktora musi czyms widza jednak zadziwic, zaskoczyc, zaszokowac, tutaj tego nie znalazlem. Zdania na ten temat sa i beda podzielone jak na przykladzie Grindhouse'ów, gdzie w szczegolnosci pierwsza czesc rozwalila mnie.
Nawet jesli sa to bracia Coen, daje maksymalnie 4/10.
kompletnie nie rozumiem twoich zarzutów. Po pierwsze, jeśli czymś ten film stara się być to przede wszystkim współczesnym ujęciem filmu noir i fabuł pisanych przez Raymond'a Chandler'a. Po drugie film nie miał być owiany kiczem i (choć to subiektywne odczucie) kiczowaty nie jest. Ma raczej 'lukrowany' oniryczny charakter. Wiąże się to z powracającym motywem gwiazd, których centralnym skupiskiem zdaje się być lśniące centrum bowlingu. Poza tym cała fabuła jest opowiadana przez narratora, który przywołuje nam tę historię z swojej pamięci. Historię, która pomimo całego swojego skomplikowania (której Koleś zresztą nie pojmuje, ciągle tylko wspominając o "mnożących się wątkach" - jeden z wielu przykładów zabawnych dialogów) ostatecznie nie prowadzi NIGDZIE. I to nie niemoc twórcza Braciszków, ale ich świadoma gra z widzem.
To prowadzi nasz do kolejnej sprawy: "porównań z PULP FICTION". Które wbrew Twojej opinii nie są wcale bezzasadne. Pomimo całkowicie odmiennego charakteru tych dwóch filmów (PF to jak jazda po kokainie, BL wieczorna przydługa opowieść snuta przez staruszka po wyjaraniu blanta) filmy maja wspólny mianownik w sposobie dekonstrukcji i post-modernistycznego użycia motywów kina, które przez dekady amerykańskiej filmografii obrosły w schematy. W PF masz zabawę motywami kina gangsterskiego, za zaburzoną chronologią czasową, kiczowatymi dialogami. W BL masz zabawę motywami filmu noir, ze skomplikowaną intrygą, która na koniec filmu pozostawia bohatera w miejscu, stanie umysłu, w którym był dokładnie na samum początku filmu.
Nie będę Cię na siłę przekonywał, czy to film dobry czy zły, nudny czy ciekawy. To subiektywne opinie i nie można (wręcz nie powinno się) stwierdzać które są "jedynie prawdziwe". Ale cechy filmu o których napisałeś nie mają pokrycia w rzeczywistości i to akurat mogę Ci wytknąć ;)
Ale widzisz, oniryczny charakter czy ta świadoma gra z widzem, nie dociera do mnie. Nie wiem, moze jestem odporny na tego typu patos (ogarniajacy każdego) jaki zaprezentowali Coen'owie, ktory ma odnosic sie do wzbudzania w odbiorcy wyzej wymienione wrazenia.
Chodzilo mi tez glownie o ten element zaskoczenia widza, ostateczna konkluzję, a odnoszac sie min. do onirycznego zastosowania, brakowalo mi tej specyfiki wiążącej jakos te kwestie.
Motyw przewodni - skomplikowana historia, ktora w zwiazku z ukazanymi suplementami konczy sie na niczym, nie wzrusza mnie, nie ma tego następstwa, jakie powoduje ogólne zdumienie po napisach koncowych (przynajmniej u mnie ;p), a konstruktywnej destrukcji, jaka obraca sie w ten schemat (jak wspomniales) nie ratuje nawet dostrzegalny noi (tutaj tez kiepska perspektywa przy PF).
No i chyba dlatego nie przejawiam jakiejs traumatycznej sugestii po obejrzeniu tej produkcji i wiaze sie to tez z odrębnym punktem widzenia u innych osob, ale dzieki pozytywna krytyke mojej wypowiedzi.
Pozdrawiam :-)
Tak jest, czarny kryminał godny ery MTV. Każdy każdego próbuje wychujać. Jedynie główny bohater, chociaż z zawodu bezrobotny, wiecznie najarany i chodzący w pidżamie, ma jakieś zasady. I jak przystało na prawdziwy film noir, akcja dzieje się w dekadenckim klimacie zachodniego wybrzeża.
Mam wrażenie, że używasz terminów, których zupełnie nie rozumiesz. Postmodernizm, dekonstrukcja... To są szablony stosowane do wynoszenia w górę dzieł z którymi nie za bardzo jest co zrobić, a trafiają do pewnego typu umysłowości, etykietki jakie się przypina, choć tak naprawdę nie bardzo zdaje się sobie sprawę z tego, co miałyby znaczyć. Innymi słowy - są dobrą wymówką w dyskusji.
Nie jest to tylko moja opinia - wybitny semiolog i pisarz, Umberto Eco, stwierdził rzecz podobną, a jest osobą wyjątkowo kompetentną w wydawaniu sądów o stylach, formach, nurtach etc. Powiedział, że nie za bardzo wie co miałby oznaczać termin "postmodernizm".
Jeśli postmodernizm i dekonstrukcja miałyby mieć jakiś sens, to jako dystans do konwencji, zderzanie ich ze sobą, podkreślanie pewnej umowności, musiałyby coś odsłaniać, musiałaby z tej gry przezierać rzeczywistość poprzez zdemaskowanie formy. Taka jest proza Gombrowicza, który wiele ma w sobie z postmodernisty.
U niego gra form wytwarza sens naddany, forma się samoośmiesza, samowyśmiewa i ukazuje nie umowność jako umowność, ale psychologiczne, socjologiczne i czasami metafizyczne źródła tej umowności, lub chociaż dociera do elementarnych stylemów jakie kształtują tę formę w ludzkiej rzeczywistości, które odnoszą współczesne formy do dokonywanych wieki temu rozróżnień pojęciowych.
Natomiast czysta zabawa formą, nadanie filmowej rzeczywistości natury groteski i mówienie - patrzcie, to jest gra, jakie to genialne, to pokazuje jak forma i styl zniewalają rzeczywistość, jakaż świadomość sztuki, jest żałosne. Nie mówiąc, że w takim rozumowaniu: nadaję czemuś formę, to uzyskuje tę formę, a więc jest pokazaniem jak forma rządzi rzeczywistością (postmodernizmem, dekonstrukcją) zawiera się błędne koło. Jeśli tę formę się nadało, umieściło ją w jakiejś grze, to oczywiście, że ta forma będzie i gra będzie. Ale to ma pokazać coś głębszego - jak u Gombrowicza.
I teraz - jeśli ktoś chce bronić filmów Cohenów, przed zarzutem pustki i sztuki dla sztuki (wtedy te filmy bronią się tylko jako trafiająca do niektórych czysta, choć płaska, rozgrywka), to niech wykaże co one demaskują, co pokazują, co odsłaniają. Tym bardziej jeśli na usta mu się
cisną pojęcia w rodzaju postmodernizmu, lub - co w wielu przypadkach się spotyka - jest gotowy uznać kogoś kto uważa dzieła Cohenów za puste, za głupszego od siebie.
@Lost_in_Time
rozumiem, że -jak to się mówi kolokwialnie- pijesz do mnie, bo to ja użyłem tych słów. Skoro przytaczasz tu opinie Umberto Eco (człowieka o wiele lepiej znającego się na kulturze niż ja) i on nie bardzo wie czym jest ten "postmodernizm" to nie dziw się, że i ja nie potrafię podać definicji tego terminu. Jednak wg. mnie nie muszę znać podręcznikowej definicji nurtu w kulturze, żeby potrafić zakwalifikować do niego jakiś film. To tak jak z uczuciami, nie musisz wiedzieć co np. o "złości" piszę encyklopedia PWN, żeby wiedzieć, że jesteś wściekły kiedy jesteś wściekły.
Dziwie się Tobie, że najpierw stwierdzasz, iż nie bardzo wiadomo czym jest postmodernizm, a potem tak swobodnie definiujesz jego cechy. Na dodatek porównujesz film do literatury, co jest absurdalne bo to dwa zupełnie różne medium sztuki.
Przyznam, że czuje się dość niezręcznie odpowiadając Tobie, bo nie wiem czy te zarzuty kierujesz do mnie, czy ogólnie do zbyt-zagorzałych wielbicieli Coenów.
Ale tak, zgadzam się z Tobą, że Big Lebowski jest filmem płytkim (co zresztą już wcześniej pisałem), jest sztuką dla sztuki, nic nie demaskuje, niczego nie odsłania. Nie zgadzam się jednak, że film postmodernistyczny czy też nie) musi to robić. Sztuka służy także (a w zasadzie przede wszystkim) do rozrywki, do wywoływania emocji. I jeśli spełnia swoją rolę, chociażby za pomocą doskonałej formy, to już można mówić o znamionach wybitności, a przynajmniej ponadprzeciętności danego dzieła.
"kompletnie nie rozumiem twoich zarzutów. Po pierwsze, jeśli czymś ten film stara się być to przede wszystkim współczesnym ujęciem filmu noir i fabuł pisanych przez Raymond'a Chandler'a. Po drugie film nie miał być owiany kiczem i (choć to subiektywne odczucie) kiczowaty nie jest. Ma raczej 'lukrowany' oniryczny charakter. Wiąże się to z powracającym motywem gwiazd, których centralnym skupiskiem zdaje się być lśniące centrum bowlingu".
A możesz ująć to w "simple polish"?
Jaki film NOIR??? GDZIE??? Chandler :0
Za wiki: "Filmy noir kręcone na taśmie czarno-białej, odznaczały się mroczną atmosferą, niepokojącą tajemnicą, charakterystyczną grą światła i cienia, specyficznymi postaciami ? detektyw w filcowym kapeluszu i długim płaszczu, femme fatale z idealnym makijażem i papierosem w ręku..."
No i co to znaczy?? - "Wiąże się to z powracającym motywem gwiazd, których centralnym skupiskiem zdaje się być lśniące centrum bowlingu"
Gwiazdy to goodman i bridges, czy poetyzujesz, ze gwiazdy zbieraja sie na niebie w centralnym miejscu jak postacie??? Jesli to drugie, to chyba przeceniasz ten film, a sam powinienes napisac jakas nowa epopeje, bo "Pan Tadeusz" to chyba Cie mierzi, ze taki malo skomplikowany???
Dla mnie to ten film może byc nawet z gatunku "tuti fruti fin de siecle", ale jako całoś, to i tak uważam, że robi się tu w kogoś w balona, dosztukowując na prędce (na porzytek większej oglądlnosci?)teze że film, jako żywo przedstawia postmodernistyczną dyspersję obrazu, za sprawą kontrowersyjnej fuzji noir, epatującą spaczoną konturowością, z psychodelicznym oniryzmem (który podobno gdzieś tam głośno chrapie). To i tak dla mnie pozostanie on chała(bałą) i tyle.
@ Francez
Wypaczyłeś sens mojej wypowiedzi, nie wiem czy nie czytając uważnie czy nie czytając w całości.
Wyobraź sobie, że patrzymy na obraz, powiedzmy Straż Nocną Rembrandt'a. I nagle stwierdzasz, że obraz ten można zaliczyć do nurtu surrealizmu. Nie chodzi o to czy nam się podoba ten obraz czy nie. Gdybyś powiedział, że Straż Nocna jest obrazem surrealistycznym zwyczajnie byś się mylił i wtedy mógłbym się przyczepić. Moja odpowiedź na post Emze była właśnie takim "przyczepieniem się" gdy on stwierdził, że Straż Nocna jest obrazem surrealistycznym. ;)
Już pisałem, że to czy film jest dobry czy zły zostawiam indywidualnej ocenie każdego widza. Ocena jest subiektywna. Dla Ciebie film jest chałą, i tyle. Przecież nie będę jak debil udowadniał Ci, że jest inaczej bo twojego zdania nie zmienię. Tak jak Ty nie zmienisz mojego zdania.
>>Przypałowiec: A możesz ująć to w "simple polish"?
a czego nie rozumiesz?
>>Przypałowiec: Jaki film NOIR??? GDZIE??? Chandler :0
pisałem o dekonstrukcji i postmodernistycznym ujęciu motywów filmu noir, jeżeli fabuła BL konstrukcją nie przypomina Ci filmu noir to chyba niewiele ich widziałeś w swoim życiu.
>>Przypałowiec: Gwiazdy to goodman i bridges, czy poetyzujesz, ze gwiazdy zbierają się na niebie w centralnym miejscu jak postacie???
Powyższy cytat jeś dobrym przykładem nadinterpretacji.
Napisałem o gwiazdach w odniesieniu do onirycznego klimatu filmu. Gwiazdy są elementem dekoracyjnym kręgielni. Ponadto powracają w scenach narkotycznych snów Kolesia
>>Przypałowiec: Jesli to drugie, to chyba przeceniasz ten film, a sam powinienes napisac jakas nowa epopeje, bo "Pan Tadeusz" to chyba Cie mierzi, ze taki malo skomplikowany???
Nie mówię tu o wymowie i sensie filmu. Big Lebowski to film płytki i właściwie głupi. Chodzi mi o techniczne sposoby ukazania historii.
I czep się tramwaju jeśli nie umiesz dyskutować bez osobistych wycieczek.
Nie miałem wcale zamiaru ironizowac (może troszke;p)i pisząc o jego gatunkowej proweniencji, zrobiłem to z przymróżeniem oka, bo widząc że dyskusja zeszła w ten rejon, gdzie same rodzajowe sprawy filmu przysłoniły istotniejszą przesłanke - tzn. jaki ten film robi na nas wrażenie (i nie ważne w jakie ramy gatunku sie wpisuje).
Nie powiem Ci dlaczego ten film jest tak gloryfikowany. Mogę Ci ujawnić cząstkę prawdy, mojej subiektywnej prawdy, czyli dlaczego ja go uwielbiam. :) I nie chodzi wcale o głównego bohatera (chociaż pewnie też, do jakiegoś stopnia), ale o sposób, w jaki Coenowie opowiadają historie. Jestem w ogóle wielbicielką ich wyobraźni i ich poczucia humoru. I to jest według mnie decydujące. Albo komuś podchodzi ten rodzaj zabawy, albo nie. Tak jak na BL, nie śmiałam się na żadnej "prawdziwej" komedii. :) Lubię zapętlenie intrygi, jakie często stosują Coenowie. No i uwielbiam tę ich rzeczywistość, która funkcjonuje niejako obok naszej, w której zdarzają się rzeczy wciąż jeszcze prawdopodobne, ale na granicy prawdopodobieństwa, w której jeśli coś ma 0,1% szansy na zajście, to zajdzie na 100%. :D
Poza tym w BL jest wszystko to, co być powinno i wszystko na swoim miejscu. Obraz idealnie zestrojony z muzyką, brawurowe aktorstwo, interesujące postacie drugoplanowe (weźmy cudowną rólkę Johna Torturro!), mistrzowski montaż i pomysłowe triki (np. "uwięzienie" widza wewnątrz toczącej się kuli :)). To po prostu kawał dobrze opowiedzianej, zabawnej i świetnie przedstawionej historii. Tylko tyle i aż tyle.
Coenow sie albo lubi albo nie a jesli ktos nie lubi to wcale nie jest to rownoznaczne z tym, ze preferuje filmy plytkie albo jest glupi.
Ja do Coenow naprawde staram sie przekonac ale zupelnie mi to nie wychodzi. Najpierw "Fargo" w ktorym powinienem sie zasmiewac z tego, ze lobuzow sciaga kobitka w ciazy (0 reakcji) i z wielu innych "genialnych" rzeczy. Teraz "Big Lebowski" gdzie jestem zazenowany w momentach w ktorych chyba powinienem sie smiac i znudzony tam gdzie powinienem sie zachwycac.
Z jednej strony mam Deathproof, film ponoc dla znawcow kina, ktory normalnego czlowiekowi sie nie podoba. Tymczasem mnie naprawde przypadl do gustu, swietny Russel, dobre dziewczyny, zajjjebiste dialogi, pikantny taniec erotyczny, wykonczenie wspolpasazerki, rozjechanie slicznotek, w drugiej czesci to dziewczeta miazdza meskiego twardziela (oryginalnosc).
Z drugiej strony mam "Big Lebowski" taki straszny ponoc klasyk. Nudne dialogi niczym sztampa z kolegami po pracy, malo smieszny, dziwaczny, momentami zenujacy. Leze w lozku, ogladam Dude'a i odliczam minuty do konca. Boze jeszcze 24 minuty...
Z drazym sercem czekam na "No country for old men".
może tak "Barton Finka"
a jak ci sie spodoba to sam chetnie powrócisz do fargo i lebowskiego
powiem ci jeszcze że sam big lebowski nie zachwycil mnie po 1 seansie, teraz to jeden z moich ulubionych filmów
"Coenow sie albo lubi albo nie a jesli ktos nie lubi to wcale nie jest to rownoznaczne z tym, ze preferuje filmy plytkie albo jest glupi."
Wcale tego nie sugeruję.
"Najpierw "Fargo" w ktorym powinienem sie zasmiewac z tego, ze lobuzow sciaga kobitka w ciazy (0 reakcji)
Skąd przekonanie, że powinieneś się z tego zaśmiewać? Mnie to nawet nie przyszło do głowy. A "Fargo" w ogóle nie śmieszy mnie specjalnie. Lubię ze względu na inne walory.
ad "Barton Fink" sie zastanawialem ale 50 zl to naprawde jak za film ludzi, ktorych zaden obraz dotychczas mi sie nie spodobal.
Lubie Jarmusha, lubie Almodovara ale jak wlacze Coenow to mam wrazenie, ze ogladam nieudane filmy, ktorymi sie wszyscy zachwycaja.
"Fargo" - nie bylo smieszne (slyszalem ze powinno), infantylne dialogi miedzy pania stroz prawa a jej mezem zupelnie mnie dołowaly, do tego cipowaty maz starajscy sie wyciagnac pieniadze od tescia. Byc moze wlasnie to mi przeszkadza w Lebowskim i Fargo. Jeff Lebowski to łajza i do tego nieporadna, jego koledzy podobnie.
"Skąd przekonanie, że powinieneś się z tego zaśmiewać? Mnie to nawet nie przyszło do głowy. A "Fargo" w ogóle nie śmieszy mnie specjalnie. Lubię ze względu na inne walory."
Przeczytalem w recenzji tego filmu, ze powinienem sie z tego zasmiewac.
"Jestem w ogóle wielbicielką ich wyobraźni i ich poczucia humoru"
Byc moze w tym tkwi problem. Mam inne poczucie humoru, estetyki i Coenowie nie maja prawa mnie ruszyc. Z kolei rusza mnie Tim Burton, ta basniowosc, te ksztalty domow, ta kolorystyka, charakteryzacja ehhh...
Ech, no gdybym ja miała kupować każdy film, który chciałabym zobaczyć! Wypożyczyć nie da rady? "Barton Fink" to rzecz jednak inna niż typowa twórczość braci. I mnie akurat nie bardzo zachwyca. Ale to tylko dobry prognostyk dla Ciebie. ;)
"Jeff Lebowski to łajza i do tego nieporadna, jego koledzy podobnie."
Hm, no zgadza się. I to jest urocze. :) Coenowie to oprócz innych charakterystycznych cech, także galeria nietuzinkowych, niemal ocierających się o groteskę postaci. Kurczę, może żeby docenić takie życiowe postawy, trzeba nieco pożyć? ;) Trzeba przejść przez wszystkie stadia kontestacji. :) Swoją drogą mówisz jak The Big Lebowski, kiedy Dude przyszedł po dywan. ;)
"Hm, no zgadza się. I to jest urocze. :)"
Uroczy to moze byc szczeniaczek, urocze to moze byc male dziecko nieporadnie probujace wymowic imie starszego brata. Natomiast 40-letni facet z umyslem i zachowaniem 16-latka, kazacy nazywac siebie "Dude" nie jest uroczy, jest załosny
...chociaz byc moze o to wlasnie chodzi, byc moze filmy Coenow sa tak popularne poniewaz łechtaja obecna w niektorych slabosc do osobnikow nieporadnych, niedojrzalych, nieprzystosowanych, ogolnie slabych. Byc moze niektorzy potajemnie lubia od czasu do czasu wynoszenie bylejakosci na pomniki.
Lebowski i jego przyjaciele, maz "porwanej" z Fargo, maz policjantki bedacy jednej osobie duzym dzieckiem i pantoflem. Byc moze stosunek do takich postaci to tak naprawde stosunek do filmow braci Coen.
"Natomiast 40-letni facet z umyslem i zachowaniem 16-latka, kazacy nazywac siebie "Dude" nie jest uroczy, jest załosny"
No cóż, jeżeli tak śmiertelnie poważnie podchodzisz do na poły groteskowej postaci, która ma przede wszystkim bawić, to faktycznie nie dziwię się, że humor Coenów nie dla Ciebie.
"byc moze filmy Coenow sa tak popularne poniewaz łechtaja obecna w niektorych slabosc do osobnikow nieporadnych, niedojrzalych, nieprzystosowanych, ogolnie slabych."
Freudyzujesz. :) Powyżej napisałam dlaczego *mnie* podoba się BL i postać Kolesia nie była tam wcale na decydującym miejscu. Ale skoro już tak Cię ten bohater uwiera, to - owszem, uosabia też pewne życiowe postawy, choć oczywiście jest to postać przerysowana i jako taką należy ją postrzegać. Ale czy Dude jest nieporadny i niedojrzały? I co to znaczy niedojrzały? Coś za łatwo przychodzi ludziom przyczepianie innym etykietek i patrzenie z góry. Koleś wybrał taką drogę i nikomu nic do tego. A czy jest nieprzystosowany i ogólnie słaby? Far from it moim zdaniem. :) Jest wręcz świetnie przystosowany i na tyle mocny, by (pozornie) mocniejszych ignorować i nie dać się zeżreć drapieżnikom. Kto powiedział, że silny znaczy zawsze walczący i wygrywający? Wystarczy być jeżem albo muchomorem. :D
Nie wiem ile masz lat ani kim jesteś, ale jeśli właśnie zaczynasz "karierę zawodową" i pogardzasz jak The Big Lebowski tymi, którzy stoją na uboczu, to faktycznie daj sobie (na razie) spokój z filmami Coenów. ;)
"No cóż, jeżeli tak śmiertelnie poważnie podchodzisz do na poły groteskowej postaci, która ma przede wszystkim bawić, to faktycznie nie dziwię się, że humor Coenów nie dla Ciebie."
Problem polega na tym, ze podchodzac do Lebowskiego zarowno na powaznie i z przymruzeniem oka dochodze do wspolnego wniosku - jest zalosny. Traktujac film jako komedie - wogole sie nie smieje podchodzac do filmu na powaznie - ani sie nie wzruszam, ani sie nie dowiaduje czegos nowego, ani sie nie boje, ani mnie zwroty akcji nie porywaja, ani sie nie zachwycam dialogami. Widze bande nieudacznikow ktorzy powinni grac w komedii a graja w filmie na ktorym mozna sie usmiechnac ze dwa razy.
"Nie wiem ile masz lat ani kim jesteś, ale jeśli właśnie zaczynasz "karierę zawodową" i pogardzasz jak The Big Lebowski tymi, którzy stoją na uboczu, to faktycznie daj sobie (na razie) spokój z filmami Coenów."
Mam dobrze ponad 20 lat i nie gardze Lebowskim, tylko nazywam go łajzą. Nie gardze listonoszem jesli nazym go... listonoszem :)
"Coś za łatwo przychodzi ludziom przyczepianie innym etykietek i patrzenie z góry. Koleś wybrał taką drogę i nikomu nic do tego. "
Jak to nic do tego? "Nic do tego" to mozna by powiedziec, gdyby Lebowski byl moim sasiadem, nie mozna natomiast w sytuacji gdy jest postacia fikcyjna i ogladam o nim film. Wszystko mi do tego :)
Toć mówię - braci trzeba lubić. Tobie, jak widać, kompletnie nic nie podchodzi w ich wizjach. A poczucie humoru to wszak sprawa wybitnie indywidualna. Ja myślałam, że się uduszę jak rozwalają czerwone autko, chłopak siedzi milczący i wstrząśnięty, a Walter wrzeszczy "See what happens?". A potem właściciel zmasakrowanego samochodu, postanawia się "zemścić", mówiąc coś a la: "Rozwaliłeś mój samochód, to teraz ja rozwalę twój", a tam ledwo trzymająca się na kołach kupa złomu. :D
Łajzą to Dude jest na pewno. Ale to chyba jedyne z neutralnych określeń, jakich użyłeś w poprzednim komentarzu. A chciałam tylko zwrócić uwagę, że on taki jest, bo chce. A my, widzowie, nie musimy przecież go gloryfikować ani naśladować, możemy się uśmiechać, a jednocześnie brać z jego postawy to, co nam pasuje, np. luz i dystans. To się naprawde przydaje. :) Jak cię życie kopie w tyłek, to zamiast zawzięcie oddawać, można po prostu na tym tyłku usiąść i przeczekać. ;) A w trakcie wypić piwko albo pograć w kręgle. :)
"Tobie, jak widać, kompletnie nic nie podchodzi w ich wizjach. A poczucie humoru to wszak sprawa wybitnie indywidualna"
Na to wyglada, jednak "Fargo" ponoc smieszne nie bylo a jednak ludzie sie zachwycaja, wiec to moze nie do konca o samo poczucie humoru chodzi?
"Ja myślałam, że się uduszę jak rozwalają czerwone autko, chłopak siedzi milczący i wstrząśnięty, a Walter wrzeszczy "See what happens?". A potem właściciel zmasakrowanego samochodu, postanawia się "zemścić", mówiąc coś a la: "Rozwaliłeś mój samochód, to teraz ja rozwalę twój", a tam ledwo trzymająca się na kołach kupa złomu. :D"
A ja sie conajwyzej usmiechnalem ze wzgledu na dysproporcje. Smialem sie tylko dwa razy 1) gdy tchorzofretka "wpadla" Lebowskiemu do wanny i co sie zaraz potem dzialo 2) Gdy kolega na wietrze rozsypal prochy zmarlego i Lebowskiego "przypruszylo".
Dziekuje Diano, bylas ciekawym i cierpliwym rozmowca.
Tak, prochy były dobre. :D I jeszcze przedtem, gdy kupowali urnę i pytali czy nie ma jakiejś tańszej. ;) No i wymyślili - supertanią. :)
Ja też dziękuję za dyskusję. To prawdziwa przyjemność tak sobie pogawędzić mimo różnicy opinii. :) Oj, rzadko się trafia na oponentów z klasą. :)
mhm to jest jeden z tych filmów w których nic się nie dzieje, bohaterowie to zwykłe lenie, a i tak się bardzo przyjemnie te filmy ogląda ;)
(zamknij się Danny)
@ Silentman
Ja tu wcale motywu film noir nie widzę zbyt wiele. Delikatna aluzja do tego gatunku przez zaplątanie fabuły(o ile to słowo jest tu na miejscu) to jednak trochę za mało. No bo jak porównywać komedię do noir gdzie mamy bać się i jednocześnie czuć podekscytowanie w związku z ciemną stroną ludzkiej natury?
@ Gwahlur
Że Coenów albo się lubi lubi albo nie to chyba najtrafniejsze słowa w tej dyskusji. Przy jednoczesnej zgodzie, że ich kino jest na poziomie nawet gdy nam nie leży.
Wiesz, ja na "Barton Fink" w ogóle się nie bawiłem dobrze, nuda jak dla mnie. Choć dostrzegłem tam wielki potencjał i nie dziwią mnie specjalnie zachwyty.
Tu (Lebowski) bawiłem się naprawdę setnie! Więc może któryś wreszcie film braci Cię ruszy :)
Deathproof to inna bajka, temu filmowi wystawiam 10/10 za genialne aluzje, genialne dialogi i genialny - jak dla mnie - humor. Ale inni niech wieszają sobie (wściekłe) psy i wystawiają 1/10, co się dziwić, że nie trafia do wszystkich?
Konkludując Coenów i Tarantino łączy(jak już szukać co ich łączy) to, że przynajmniej część ludzi dla których robią swoje filmy(bo to ważne - robią je dla ludzi) może przeżyć 'filmowy orgazm' oglądając dokładnie to czego chcą.
Efekt uboczny tego jest taki, że inna część męczy się przez cały film :D
@ Diana
Jak już napisałem w innym temacie przy Lebowskim, fajnie być choć raz po tej samej stronie :>
@sten44
odpowiem Ci jak Koleś: "Yeah, well, you know, that's just, like, your opinion, man" ;)
A serio to Coen'owie sami przyznali, ze inspirowały ich kryminalne wzorce Chandler'a, a sam tytuł filmu nawiązuje do tytułu książki "The Big Sleep" w/w pisarza.
Skoro tak to spoko, z resztą moje 'zbyt wiele' niekoniecznie musi znaczyć w cale :)
No, ale jakoś widzę specjalnego podobieństwa do kręgów Sherlocka Holmes'a czy Nosferatu :)
Nie wiem czy mam się wstydzić czy nie ale nie znam nic tego Chandlera, chyba że tego 'kolesia' - http://www.filmweb.pl/user/63036/Philip+Marlowe.html
;D
Do mnie ten film nie dotarł. Przez caly film irytowała mnie postać "kolesia". Rozumiem jego przesłanie, ale film nie jest dla mnie wybitny. Po godzinie chcialem wyłączyc ale wytrwalem do konca. Kilka glupich nniepotrzebnych scen. Ode mnie 4/10
Ale plusemm filmu napewno jest suondtrack...niektore fajne kawałki jak Como VA Santany albo Hotel California - Los Lobos
Ja tam uwielbiam ten film. Rozmowy Dude'a z Walterem i Donnym. Każdy gada wkręcony we własny temat, nikt nikogo nie słucha, cudna kakofonia (Chodzi mi o scenę z "I'm a walrus" - warto tego posłuchać w oryginale http://www.youtube.com/watch?v=d_2vlaYwFwQ ). Postać Sobchaka , który wszędzie wspomina Wietnam albo bierze za pewnik opinię Kolesia o porwaniu Bunny (sama się porwała - "nie po to moi koledzy ginęli w Wietnamie, żeby teraz ona..."). Walter urządzający podmiankę ze swoich gaci, załatwiający pomalowany palec od nogi ("Chcesz palec, będziesz go miał, amatorzy chcą nas wystraszyć"). Koleś, który odkrywa, co zanotował podczas rozmowy telefonicznej Treehorn. Jest tam pełno rozbrajających gagów i tekstów. Dla mnie bomba, trzeba tylko wkręcić się w powtarzane na okrągło frazy :)
A mnie ten komentarz nie dziwi. Znam osoby, które wcale nie są jakimiś ignorantami, a w tym filmie również niczego interesującego nie widzą. Wydaje mi się, że trzeba mieć do niego odpowiednie poczucie humoru i załapać konwencję, a nie każdemu się to udaje. Jak dla mnie to jest jeden z najzabawniejszych filmów świata, a Coenów na pewno najzabawniejszy :)
Najzabawniejszy film swiata to Monty Python albo brytyjski humor taki jak " Zgon na pogrzebie " albo czarne komedie z angielskim humorem takie jak "porachunki" czy "snatch"
No wlasnie. Ten film to po prostu rewelacyjna komedia (i tylko komedia). Nie doszukiwalbym sie tu niczego innego tak jak niektorzy na tym forum to robili. Kwestia poczucia humoru i tyle. Dla mnie to film przezabawny!
"trzeba mieć do niego odpowiednie poczucie humoru i załapać konwencję, a nie każdemu się to udaje." :) Zgadzam się, niektórych śmieszy, jak ktoś w kogoś rzuci tortem, innych komedie amerykańskie typu "White chicks" czy "Wieczny student" lub "How high". Innych "American pie" innych "Dude, where's my car". Jednak wydaje mi się, że na tle innych z gatunku wyróżnia się nietypowym humorem, powtarzalnością fraz, ciekawym pomysłem, dialogami, absurdem i pewną zabawą z widzem :) Scena, gdzie Dude przegląda się w lustrze i staje się człowiekiem roku jest pewnym mrugnięciem do widza :) Żałuję, że ten film tak długo się przede mną skrywał. Na pewno będę go jeszcze oglądać wielokrotnie :)
Dokładnie, postmodernizm, film noir, pierdu pierdu... to jest komedia i albo lubisz takie ironiczne poczucie humoru albo ten film cię znudzi. Żeby ten film docenić trzeba mieć chyba jakiś dystans do siebie, do świata, to taki anarchistyczny typ humoru, jak dla mnie to rewelacja ale znam wielu ludzi którym się nie podoba. To trochę jak z Monty Pythonem, albo to kochasz albo nienawidzisz.
mam nadzieję, że ten post pojaiw się na końcu,
cała dyskusja przypomina mi zarzuty pewnej mamy co do domniemanej makabry w "gnijącej pannie młodej"
ludzie, wyjmijcie te kije od szczotki z odbytu wypijcie 2-3 białe ruski i usiądźcie do tego filmu - chodzi o luz - lebowski jest wyluzowany, film jest wyluzowany, dialogi SĄ błytskotliwe
a wy do ciasnej anielki (to co chciałem naisać pewnie by wycenzurowali)
przestańcie marnować czas w robocie za biurkiem w ciasnym lokalu pisząc ospowiedzi na ten temat - tylko troche odkorkujcie napięcie - to jest śmieszny film - nie musi być mądry i spełniać warunki i przepisy ad film noir, jakieś tam konwencje etc. - ma się dobrze oglądać
Po filmie spodziewałem się o wiele więcej. Intryga nie jest ani skomplikowana, ani specjalnie wciągająca, a już tym bardziej nie jesty zaskakująca. Przynajmniej dla mnie. Film jest mało zabawny, a czytałem tu i ówdzie, że idzie boki zrywać. Na + zasługuje Jeff B. za główną rolę, którą zagrał IMO świetnie. Choć osobiście nienawidzę takich skończonych abnegatów jak Dude.
2/10 - myślałem, że jajo zniosę przy tym filmie. Kompletna chała. Nie lubię nawet Tarantino, a to było coś w rodzaju jego kopii z błagalnym wołaniem do Scorsese. Beznadzieja. Kolejny przykład jak reklama potrafi zrobić wodę z mózgu.
"Nie lubię nawet Tarantino, a to było coś w rodzaju jego kopii z błagalnym wołaniem do Scorsese."
Jaka bzdura. Pokaż mi gdzie w tym filmie Coenowie błagalnie wołają do Scorsese.
"Kolejny przykład jak reklama potrafi zrobić wodę z mózgu."
A ty jesteś tym jedynym mądrym, który przejrzał spisek i nie dał się omamić. A teraz ogłaszasz prawdę światu na marnym forum internetowym. Phi. Poszedłbyś z tym chociaż do jakiejś gazety.
Przyznaje się ,że po pierwszym seansie Lebowskiego ,wystawiłem 4.
Żadna scena mnie nie rozśmieszyła , nie wiedziałem czym wszyscy się zachwycają w tym filmie.
Do wczoraj. Ot tak , puściłem go sobie jeszcze raz i co ?
Jazda na maksa , genialne dialogi a zreszta co się będe rozpisywał każdy to wie....:]
Dobrze ci radze obejrzyj drugi raz ,a jutro masz szanse na kolejny seans z "Fargo" na Ale kino.
Do mnie ten film rowniez kompletnie nie trafil (fabula, dialogi, wykreowane postacie, poczucie humoru). Byl zwyczajnie nudny i nijaki - wiele filmow widzialem ale dawno nie mialem tak wielkiego kryzysu zeby w polowie filmu myslec o wylaczeniu go (obejrzalem jednak do konca - i co ? Zaluje duuude zaluje..!!)
4/10 i odradzam !!