Bardzo powierzchownie i infantylne zobrazowane życie Amy, spłycone zostały praktycznie wszystkie jej problemy. Film ani trochę nie oddaje piekła, jakie ona przeszła, a nawet sztucznie upiększa jej życie. Do tego romantyzowanie toksycznego związku i wybielenie Blake'a, co doprowadziło mnie do furii ostatecznej.
Wszystko w otoczce bardzo karykaturalnej gry praktycznie wszystkich aktorów. Czułam się jakbym oglądała zekranizowaną opowieść z wattpada o nastolatce w okresie buntu, a nie biografię o Amy Winehouse. Wyszłam z kina zniesmaczona i zdenerwowana, że wsparłam ten twór kupując na niego bilet. Absolutna porażka. Chociaż też nie wiem czego niby spodziewałam się po reżyserce groomerce, która nie jest największą ostoją moralności i zdrowych romantycznych relacji.
chciałem wybrać się z narzeczoną na ten film jako ogromny fan twórczości Amy, ale jeśli opinie tutaj zgadzają się z przełożeniem biograficznym to chyba sobie odpuszczę ): Amy to bardzo kompleksowa i ciężka postać jeśli chodzi o wczesne lata 2000, i raczej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby oglądać jak jej powszechnie znane problemy ( ie. bulimia, anger issues, niestabilność emocjonalna, toksyczna relacja, psychologiczna trauma w młodym wieku) giną w przesłodzonej i spłyconej otoczce fabularnej biografii.
Naprawdę bardzo odradzam, szczególnie, jeśli masz jakieś oczekiwania co do tego filmu . Aż nawet rozwinę swoją wcześniejszą wypowiedź.
Nawet ja, nie będąc jakąś wielką fanką Amy, byłam zdruzgotana tym filmem. Totalnie nie pokazali jak bardzo jej związek był toksyczny i przemocowy, jedynie wzmianka o współuzależnieniu i to dosłownie tyle jeśli chodzi o pokazanie tej chorej relacji, wylukrowali ją do granic możliwości. Ze zdrowiem psychicznym Amy tak samo. Mam wrażenie, że skupiono się bardziej na jej pozytywnych momentach i sukcesach, z przerywnikami na jakieś spłycone mental breakdowny, co totalnie odebrało jej głębię i złożoność. Wybielili bardzo postać Blake'a, ba, zasugerowano nawet w jednej scenie, że to on był ofiarą, a wszystkiemu winna jest Amy. Ojciec też za bardzo słodko-pierdzący, ale to chyba jakaś sztama z reżyserką, żeby nie psuć mu wizerunku.
Końcówka też dramat bo nie pokazali tragizmu jej ostatnich chwil. Miałam nadzieję choćby na zekranizowanie jej słynnego ostatniego występu przed śmiercią i pokazanie w jak opłakanym stanie była. Nic takiego. Ostatnia scena to uśmiechnięta Amy w trakcie odwyku. I tu kończy się film. Jedyne co to informacja tekstowa o dacie i przyczynie śmierci przed napisami końcowymi. Naprawdę czułam się jakbym oglądała jakąś ekranizację książki dla młodzieży o jakiejś nastolatce buntownicze.
Przepraszam, ale nie mam wrażenia, że go wybielono. Powiem więcej. Uważam, że jako przestępca był pokazany jako jeden z elementów jej życia i upadku. A to, że powiedział na widzeniu w więzieniu, że to ona jest winną... bo tak sobie ustalił z więziennym psychologiem? To on tak powiedział. Ja się z tym nie zgadzam. I z filmu coś zupełnie innego wynika. To on nie był wsparciem dla niej, kiedy ona go potrzebowała(ostentacyjne wyjście z klubu). Wykorzystał ją, za drugim razem, o czym rozmawiali z kumplem. Był takim "man fatale" dla niej.
No tak - ale Haribari chyba ;) jest fanką Amy i po prostu skoro na fanowskich stronach Amy winą za jej wczesną śmierć obwiniono już typa, to nie może teraz pokazywać jej ktoś coś innego...
Czy ja dobrze zrozumiałem, czy może cos mi umknęło ale czy naprawdę twórcy tego filmu próbują nam wmówić ze Amy nie miała żadnej styczności z ciężkimi narkotykami a jedynie co to popalała sobie trawkę???
Było parę wzmianek o (chyba) kokainie i amfie, m.in. scena, gdy dostaje prezent w postaci narkotyków od Blake'a w trakcie podróży poślubnej, parę ujęć jak pali, albo moment, gdy ojciec znajduje jej lufkę do palenia. Ale znowu, to było tak powierzchownie pokazane, że nie dało się odczuć tego z jakim uzależnieniem się borykała i jakie wywierało to na nią efekty. Właściwie jedyne co kojarzę to jej wytrzeszcz oczu w basenie po amfie i tyle z tego dramatyzmu xD Faktycznie bardziej się skupili na tym, że woli trawkę i stroni od innych używek, pojawił się chyba nawet tekst, że jest zwolenniczką zioła. Generalnie częściej ją właśnie z trawką pokazywali niż z czymś innym.
Mnie najbardziej zaskoczył finalny tekst ze AMY ZMARLA w lipcu 2011 roku na skutek zatrucia alkoholem po długim okresie trzeźwości… o.O to było przegięcie. Zabrzmiało to tak jakby nic nie brała przez długi długi okres i nagle się napiła i zmarła…
bo tak było. i często śmierć nadchodzi właśnie w takich sytuacjach gdy uzależniony jest długo czysty, wraca głodny i łatwiej mu przedawkować...
Było przecież pokazane jak kupuje i pali crack. Z resztą w prezencie ślubnym od Blake'a dostają wielkie kryształy cracku, którym się naćpali
gust to jedno ale dawanie tak niskiej oceny tylko dlatego że oczekiwałaś czegoś innego jest krzywdzące dla tej produkcji . to nie jest film dokumentalny żeby odwzorować jej życie. kino to sztuka, i tu pokazano jej życie tak a nie inaczej, nie skupili się na jej problemach czego Ty chyba oczekiwałaś. ja się świetnie bawiłem na tym filmie.
Zgadzam się z Tobą! Kilkakrotnie było powtórzone, że Amy chciała być zapamiętana jako ona, za to, kim była, za jej muzykę, że pisała z duszy o tym, co przeżywa. To zostało pokazane w filmie, z JEJ perspektywy. Amy nie chciała być pamiętana jako alkoholiczka i ćpunka. Film to hołd dla niej, dla pozytywnych aspektów jej życia, których może nie było wiele... Poza tym dzięki filmowi jej piosenki nabierają jeszcze większego sensu, można lepiej zrozumieć, dlaczego je napisała.
zgadzam się. Dałem 8. Film naprawdę dobry, lepszy niż wiele innych biograficznych produkcji innych artystów. Kilka scen (poznanie Amy z Blakiem w pubie) wartych zapamietania i dających do myślenia. A że nie wszystko było dokładnie ...
1 na 10? Czyli muzyka dno, aktorzy dno, historia dno, scenariusz dno, charakteryzacja dno... na prawdę, żeby dać 1 to trzeba mieć problemy emocjonalne dużo większe niż bohater. Jest to wersja wydarzeń, interpretacja czyjaś wizja... chcielibyście 2 godziny oglądać jak wciąga kreski i leży w wymiocinach bo tak było na prawdę? A może jest to obraz ku jej czci i całą resztę która wszyscy znają można sobie dopowiedzieć? Wszystko trzeba pokazać czarno na białym żeby był film? Zenada
Dziękuję za diagnozę problemów emocjonalnych na podstawie tego, że dałam 1 filmowi, który wg mnie na to zasługuje <3 Serio, to tylko moje odczucia i moje zdanie, nie musisz mnie za to atakować.
I tak, koniec końców zmarła na skutek przedawkowania alkoholu nie narkotyków. Cierpiała na rozedmę płuc. Nie przecpala się. W byle google można to sprawdzić ale lepiej dać 1 bo to przecież nie prawda i okłamali
Rzadko tu komentuję, ale aż musiałem. Opinia głupia i krzywdząca dla filmu. Blake wybielony? No mogli jeszcze pokazać jak jej wlewa alkohol do gardła, to by było ok? Gościa raczej nie da się lubić i występuje zdecydowanie jako postać negatywna. Film dobry, muzyka świetna.
Bardzo powierzchowne i infantylne ocenienie filmu, który miał bardzo dobre zdjęcia, kostiumy, aktorstwo (sam fakt zaśpiewania przez Marisę Abelę wszystkich piosenek w filmie) tylko dlatego, że chciało się zobaczyć inne spojrzenie na życie głównej bohaterki
Zupełnie się nie zgadzam ze wszystkimi zarzutami. Zupełnie inaczej odczułam film. Zdecydowanie Blake był powodem jej upadku. I nie, nie muszą mi na tacy podać jak bierze, pije, i robi z każdej dziury pod siebie, bo wyczytałam to między wierszami z emocji przekazanych przez aktorkę oraz charakteryzację. Nie odczytałam tego filmu jako łagodną wersję pełną pozytywów, wręcz przeciwnie, dla mnie ten film od początku do końca jest smutny. Na końcu płakałam mimo, że jej koniec nie był przedstawiony na tacy, nie musiał, bo samą treścią go odczułam.
Nie wiem czy gorsze nie było zrobienie z tatusia anioła stróża. Ciekawe jaki był jego wpływ na ten film?
Jak dla mnie ten film powinien się nazywać "Amy i Blake". Chciałam zobaczyć więcej, poznać ją lepiej. No niestety, nie było mi dane ;)