Witam. Mam pytanie do was: kto wymyślił bajkę, jakoby po seansach 4D,
bolały oczy? Ja byłem w IMAXIE w Krakowie i nic nie odczułem.
Ja po seansie jak zamykałem oczy wydawało mi się że jak je otworzę to będę w ciele avatara ;) Ale byłem spalony może to dlatego
Nic nie odczułeś ponieważ "Avatar" jest nakręcony w stereoskopii 3D idealnej dla ludzkich oczu... Dlatego też efekty 3D nie są ogromnie widowiskowe (nic przesadnie nie "wyskakuje" z ekranu), tylko maksymalnie urealnione. I dlatego też po takim seansie oczy nie bolą ;)
Mnie bolały. I głowa też. Ale może to był posylwestrowy kac ;)
A tak w ogóle lepiej podobało mi się 3D w Final Destination. I w Alicji której trailer puścili przed Avatarem.
Najlepiej nie być pod wpływem alkoholu bo inaczej swędzą oczy i przy większych akcjach obraz się rozmazuje.
hardcor to byłby iść na ten film po kwasie :P, tylko taka wizyta w kinie mogłaby się skończyć trwałym zmiażdżeniem psychiki ;)
Zaliczyłem kilka seansów w iMax. Raz na rok, zawsze wpadałem jakiś filmik obejrzeć.
Avatara (seans nr 1 z 3) też oglądałem w iMax (niestety analogowy, warszawski). Oczy na Avatarze nie bolały.
Natomiast po typowych iMaxowych filmikach, tych 30-40 minutowych bezfabularnych, z wystającymi z ekranu różnościami kłującymi w nos, oczy jak najbardziej bolały. Można też załapać się na drobniutkie zaburzenia równowagi.
w każdej legendzie jest troche prawdy ;)
a to dlatego że podczas seansu mogą szczypać oczy,
a w marnym kinie IMAX oczy porostu płoną.
Byłem na jakimśtam "pod taflą oceanu 3d" w katowicach - i cudem przeżyłem te 45 minut.... to był koszmar.
Natomiast Avatar w cinema w Toruniu i IMAX w łodzi << bez problemu!