Ile razy oglądam ten film coraz bardziej gryzą szczegóły. Totalne uproszczenie, luźny mix wszystkich tomów. Co gorsza także wprowadzenie jakichś nowych wątków, całkowita zmiana charakterów postaci oraz (najgorsze) zrezygnowanie z humoru (wszechobecnego w mandze, przedstawionego w tak genialny, charakterystyczny dla Shirowa sposób).
Deunan ma (dodajmy, że od SAMEGO POCZĄTKU) status jakiegoś legendarnego SUPER żółnierza.
Briareos stał się strasznym sztywniakiem i na dodatek kompletnie nie potrafi się ruszać (w ogóle nie potrafi 10 % tego co w mandze)
Cały afera z GAJĄ, radą i stacjami bojowymi polega na czym innym (znowu płycizna).
Wprowadzenie nowych postaci, potrzebnych do totalnego spłycenia fabuły: wojska Olimpu oraz beznadziejnie wykreowanych generała Uranowa :) oraz KAPITANA HADESA (śmiech na sali). Swoją drogą niezły duet - generał i kapitan (pułkownik ani major nie chcieli się mieszać?) a może po prostu kapitan lepiej brzmi? Chyba tak.
Zrobienie z ESWAT klubu dla paralityków. W mandze była to elita elity, oddział dla NAJLEPSZYCH a w filmie potrafią tyle, co zwykła policja (a nawet ta lepiej sobie radziła w oryginale).
Może mało istotne, ale nie dla mnie – zaprojektowanie nowych gruntołazów (połączenie pierwszego modelu Gugesa z wersją D). Skok od razu na wersje Deluxe! A gdzie stary dobry Guges i inne?
Brak kotusów – te automaty są w swojej posturze, zachowaniu i głupocie po prostu konieczne w tej opowieści :)
Brak Magusa :(
Stacje bojowe - za duże, zbyt potężne, samo ich poruszanie się po mieście powoduje armageddon. W mandze były tak skonstruowane by nie zrobić dziury w trawniku.
Dialogi postaci, monologi z resztą też. W wersji japońskiej kompletnie nie do łyknięcia.
„Generał Uranos poddał się moment temu. Pragnie żyć z nami w pokoju.”
Tutaj już płakałem ze wzruszenia ;)
Film jest efekciarski, trzeba przyznać, sceny akcji zrobione są po prostu genialnie, animacja jest świetna (przynajmniej dopóki w kadrze nie znajdzie się jakiś człowiek :) maszyny wyglądają nieziemsko. Tylko co z tego... jedyny i szłuszny, mój ulubiony AppleSeed pozostaje ciągle tylko na papierze. I może lepiej by tak zostasło.
PS: Szczerze odradzam japońską wersję językową, ze względu na tragiczne brzmienie (czyli jak zwykle).