Myślicie że Charlotte Gainsbourg specjalnie wzięła rolę w Antychryście, żeby zapomnieć o
swoim rodowodzie i nie kojarzyć się tylko z rodzicami?
Jak Wam się podobała w tej roli?
Wolicie ją jako aktorkę czy piosenkarkę? Ciekawe, jak "wypadnie" na koncercie podczas
Maltafestivalu, czy wykorzysta swoje zdolności aktorskie?
Charlotte jest niezłą aktorką. Ma jedna zaletę, która przy aktorstwie może troche przeszkadzać - świetny głos. Jest tak melodyjny i gładki, że do piosenek nadaje sie idealnie. Mnie osobiście denerwują trochę kwestie z jej amerykańskim akcentem w Antychryście, właśnie przez tę delikatność i zmysłowość. Wiem, że to trochę dziwne ale to zasługa dwulicowości granej przez nią w tym filmie postaci. Z jednej strony anielski głos, a z drugiej opętana kobieta. Co do kwestii rozwodu to rola w filmie von Tiera na pewno była dla niej formą terapii, tak jak i dla samego reżysera. Na koniec ostatnia kwestia. Wolę ją jako wokalistkę, jej Night time intermission bije na głowę każdą grę aktorską.