PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=620185}
6,8 74 tys. ocen
6,8 10 1 74142
6,5 33 krytyków
Anna Karenina
powrót do forum filmu Anna Karenina

Porównanie

ocenił(a) film na 7

Mi film ten dał do myślenia. Analizuję w jakim świetle przedstawieni są mężczyźni... Aleksiej Karenin - mąż Anny, człowiek wyjątkowo oddany, który do końca broni swoją żonę, ukrywa jej wybryki, chroni ją przed surową oceną społeczeństwa. Za swoje dobro w zamian zostaje znieważony i zraniony do żywego przez Annę. Nie uszedł mej uwadze fakt, że ten sam człowiek ma w sobie nadprzyrodzoną dobroć, co daje się zauważyć, kiedy bierze w opiekę córkę swojej żony z nieślubnego łoża. Nie można zapomnieć, że dziecko to przypominać mu będzie do końca życia o bólu jaki zadała mu Anna wraz z ojcem córki (a swoim kochankiem - Wrońskim).
Nie uszło mej uwadze zachowanie brata Anny - Stiwy. Tu mamy przykład zupełnie odwrotny w skutkach. Człowiek, który również ma rodzinę, szuka cielesnych uciech wśród innych kobiet. Kiedy fakt staje się oczywisty dla jej żony, ta chce rozwodu. Nie od razu, ale jednak, żona wybacza mężowi skok w bok, co pokazuje jak silne uczucie żywi do swojego męża i do swojej rodziny. Potrafi wznieść się ponad to, kosztem własnego cierpienia, godności...
Kiedy porównamy te dwa przypadki, nie próbujmy wyciągać morału. Kazałby on mężczyznom być zimnym i samolubnym, bo tacy w tym filmie zdobywają laury. Ci dobrzy, skorzy do wyrzeczeń, zdolni wybaczać, zaznają tylko upokorzenia. Gdyby z tego filmu czerpali inspirację mężczyźni, świat nie zaznałby już porządku, a kobiece serce spokoju...

ocenił(a) film na 8
Izmala

Mnie też zaciekawili mężczyźni.
Aleksiej Karenin został pokazany w filmie jako człowiek dobry ale nie umiejący okazywać uczuć - to troche go wybiela. Czytelnicy powieści wiedzą, że wcale tak różowo nie było, a ostatnia scena Aleksego jako opiekuna dziecka wcale nie swiadczy op tym ze kochał Anne ponad wszystko. On po prostu postępował zgodnie z zasadami - bo tak trzeba, bo to będzie dobrze widziane. On nie kochał Anny tylko swój nieskazitelny wizerunek i swoją wielkoduszność.
Natomiast Wroński - myśliwy triumfator, osaczył i zniszczył jak klacz eksploatując do granic możliwości. Gdy romans się przedłużył, przerósł jego oczekiwania- zaczął uciekać z domu, odganiać od siebie problem. Może i kochał ale miłością namiętną, niedojrzałą.
Lewin - idealista w ksiażce cierpiał okrutne męki osiągnąwszy wszystko to co cenił,osiągnąwszy cel. A że był prawy moralnie, nie kochał się z wieśniaczkami na lewo i prawo tylko dumał o Bogu i sensie istnienia. Ale na niego przyszło opamiętanie, owo niejasno nakreślone na końcu filmu"zrozumienie" sensu życia. Książkowo fragment piękny, w filmie absolutnie niezrozumiały, a szkoda bo bardzo ważny.
Każdy z młodych oglądających film zapewne sympatyzuje z jednym z tych typów. Który wybór jest bardziej słuszny?Niewiadomo.

ocenił(a) film na 2
Izmala

Ale ten film wykrzywił wizerunek Karenina. Właśnie jest zupełnie odwrotnie. Karenin nie powinien być tym dobrym. On się taki wydaje, ale to jest pozór. To człowiek pozbawiony wyobraźni, nie wie co to namiętność, emocje, żyje w swoim pedantycznie poukładanym świecie niewzruszonych zasad i gdy styka się z sytuacją, która go przerasta, kompletnie się gubi. Bo gdy ma stawić czoło własnym emocjom, zmierzyć się z nimi okazuje się, że nie może ich przeżyć, on je KALKULUJE. W książce jest to doskonale ukazane. Np. zastanawia się co zrobić w sytuacji, gdy zdradziła go żona i po kolei analizuje wszystkie przypadki zdrad ze swojego otoczenia - czy opłaca się wyzwać konkurenta na pojedynek? Nie, bo przecież można zginąć (tu się ujawnia dodatkowo jego asekuranctwo i tchórzostwo). A może wziąć rozwód? Nie, bo to będzie ujma dla jego honoru. Czyli sama zdrada Anny nie jest dla niego problemem, jego problem to pytanie - jak mam zachować twarz? Co sobie o mnie pomyślą ludzie? Jego litość też jest na pokaz, nie wypływa z głębi jego serca, tylko wynika z chęci wybielenia siebie przed Bogiem i przed salonowym towarzystwem. To człowiek oschły, nie wie co to prawdziwa miłość. Nawet w stosunku do syna jest rygorystyczny i zimny - każe mu się uczyć na pamięć Biblii, przepytuje go z proroków i jest zły gdy syn nie zna jakiegoś szczególiku. Tymczasem w filmie wychodzi na to, że jest ofiarą niemoralnych żądz swojej zdeprawowanej żony. Scena na końcu, gdy bawi się z synem na łące aż mnie wkurzyła, bo wyszło na to, że po śmierci Anny Karenin jakby wyzwolił się tego teatru. Co za bzdura, przecież on sam żył w teatrze, on był wręcz jego reżyserem. Więc to jest przekłamanie, że Anna była rzekomo jakąś jego przeszkodą w byciu dobrym. To może wynikać z powierzchownej lektury, ale jest szereg sygnałów, że Karenin to po prostu człowiek ograniczony, niewrażliwy, który nie potrafi przeżywać takiego bogactwa emocji jak Anna, osoba namiętna, której natura nie mieści się w ramach mieszczańskiej pruderii. Podczas lektury można wręcz odnieść wrażenie, że Tołstoj sobie drwi z Karenina.

ocenił(a) film na 7
adonae

Ja też mam podobne wrażenie, że reżyser chciał coś zmienić w swojej adaptacji i przedstawił Karenina jako tego dobrego. Anne z minuty na minute coraz bardziej nienawidziłam (w innych adaptacjach było zupełnie inaczej) i tylko- wiem, że to okropne czekałam, aż rzuci się pod pociąg. Współczułam i Kareninowi i Wrońskiemu ogólnie wszystkim mężczyznom w całym tym filmie. Film mi się podobał, ale nie oceniam go jako idealne odzwierciedlenie książki bo wypadłby bardzo blado.

użytkownik usunięty
wikiw99

Ludzie, nie denerwujcie mnie, jak jesteście tacy mądrzy to sami starajcie się zrobić lepszą adaptację. Właśnie o to chodzi w adaptacjach żeby pokazać własną wizję danego dzieła, a nie powielać schematy. Joe Wright ukazał esencje powieści, co mnie zachwyciło. Lepiej zrobić film, który odzwierciedla to, co autor książki chce przekazać przez treść dzieła niż odwalić chałturę w postaci czterogodzinnego filmu. Jakbym był Wrightem i wyczytywał takie głupoty o swoim filmie to bym albo się zastrzelił, albo zadał pytanie czy ludzie, którzy to piszą mają jakiekolwiek pojęcie o książce. Życzę wszystkim tu obecnym Wesołych Świąt oraz by okres świąteczny był czasem, w którym wikiw99 dokształci pod względem merytorycznym na temat Anny Kareniny :>

ocenił(a) film na 7
wikiw99

ja książkę czytałam i miałam takie same odczucia co reżyser... Anna była kobietą upadłą i irytującą do granic możliwości, a sam fakt samobójstwa tylko ją pogrążył w moich oczach... mimo że nie lubiłam Wrońskiego, było mi go żal... podobnie jak Karenina,.. głupie babsko... osierociła synka, zostawiła męża i opuściła kochanka - a taka dumna była twierdząc, że jest gotowa na konsekwencje, które w ostateczności ją przerosły i wpędziły w uzależnienie i obłęd

Panowie, trzymajcie się jak najdalej od takich bab

adonae

Sądzisz go chyba na podstawie słów Anny o nim... Rozumiem, że to żaden ideał nie był, ale co jest dziwnego np. w rozważaniu co zrobić i zastanawianiu się nad konsekwencjami różnych opcji? Piszesz, że nie wie co to prawdziwa miłość. A Anna albo Wroński to niby wiedzieli?

ocenił(a) film na 6
Georgiana_1

'Rozumiem, że to żaden ideał nie był, ale co jest dziwnego np. w rozważaniu co zrobić i zastanawianiu się nad konsekwencjami różnych opcji?'

Nic. Tyle, że Karenin rozważał te opcje w podobny sposób, w jaki rozważa się na ten przykład wybór najlepszej pralki w sklepie - kompletnie bez emocji, na zasadzie czystej kalkulacji. Jego w ogóle nie ubodła zdrada Anny w sensie emocjonalnym, bolał go jedynie urażony honor pana domu, któremu żona przyprawia rogi i tym samym naraża na pośmiewisko. W przemyśleniach Karenina nie pojawia się ani na chwilę żal, że poślubiona mu kobieta wolała innego, jego obchodzi jedynie ewentualna utrata twarzy w oczach społeczeństwa.

ocenił(a) film na 5
adonae

Nie oglądałam filmu, ale zupełnie inaczej odebrałam postać książkowego Karenina. Nie jest może człowiekiem idealnym, "nie wie co to namiętność, emocje, żyje w swoim pedantycznie poukładanym świecie niewzruszonych zasad ", ale czy to go dyskwalifikuje? Moim zdaniem on po swojemu kochał Annę, a że tego nie okazywał, no cóż - kwestia wychowania i charakteru. To Anna wmówiła sobie, że on nic nie czuje, że romans z Wrońskim to w zasadzie jego wina, bo jest zimny i zły. Było jej z pewnością wygodniej żyć z tym przeświadczeniem. Tak, Karenin gubi się w bolesnej dla niego, nieznanej sytuacji, a że nie wie, jak ma się zachować, przypomina sobie, co zrobili inni. Nikt nie ma gotowych recept na zdradę, każdy jest wobec niej tak samo bezbronny i zagubiony. Liczy się też z tym, że rozwód będzie ujmą, również dla Anny. Przecież ostatecznie zgodził się i na to, i na oddanie Annie syna. A że ona poczuła nagłą potrzebę martyrologii, to już naprawdę nie byłą jego wina. Egoizm Anny najbardziej uderza mnie w momencie, kiedy wyjeżdża sobie z Wrońskim na jakiś rok, zostawiając syna mężowi. Zastanawia mnie, co on mógł powiedzieć temu już nie tak małemu chłopcu (miał 8 czy 9 lat chyba) - że mamusia go już nie chce? Przecież nie wiedział kiedy, ani nawet czy wróci, a jeśli, to czy zechce się zająć synem. Mówi mu więc, ze mamusia umarła. Potem Anna przypomina sobie raptem, że ma syna, biegnie go odwiedzić. Nie przyjmuje do wiadomości, że sama się wykreśliła z jego świata, którego teraz nie można niszczyć, dziecko przecież swoje przecierpiało. Burzy więc to wszystko, sprawiając, że w głowie malca zaświta pewnie myśl, ze to tata jest wszystkiemu winny, bo nie pozwala mamie się z nim spotykać. Na koniec: nikt nie kazał Annie za Karenina wychodzić. Z tego, co Tołstoj sugeruje, to Obłońscy wmówili w niego konieczność tego małżeństwa. Prawdą jest, ze miał mentalność mieszczanina, że był pruderyjny, że nie potrafił okazywać uczuć. Ale wrażliwość Anny, czy to, że jej " natura nie mieści się w ramach mieszczańskiej pruderii" nie dawała jej żadnego prawa do krzywdzenia Karenina (i wszystkich wokół), nie usprawiedliwiała zdrady, ani nie stanowiła o tym, ze była lepszym człowiekiem.

ocenił(a) film na 2
undula

Piszesz, że natura Anny nie dawała jej prawa do krzywdzenia innych.

No właśnie - dawała czy nie dawała? Zadając to pytanie dotykamy esencji tej powieści. Tu nie ma gotowych odpowiedzi. Ty potępiasz Annę, ja na przykład staję po jej stronie - i obie mamy w pewnym sensie rację. Nie będę się już rozpisywać, bo to jest temat, nad którym głowiło się i będzie głowić jeszcze wielu filozofów. W skrócie: chodzi o tragiczny konflikt, jaki rozgrywa się codziennie w każdym z nas. Rzucić się w wir życia, poczuć upragnione spełnienie i jednocześnie postąpić wbrew konwenansom i zasadom moralnym czy pozostać wiernym sztywnym regułom, podporządkować się etycznym schematom i jednocześnie stracić szansę na wielką życiową przygodę, wielką namiętność? W gruncie rzeczy o tym jest ta książka, o tragizmie tego rozdwojenia: ja, moje pragnienia, moje dążenia versus oczekiwania innych i moje powinności wobec nich. Z tej sytuacji nie ma ucieczki, konflikt nie znajduje rozwiązania tak jak nikt nigdy nie udzieli odpowiedzi na pytanie: "jak żyć". Konkluzją Tołstoja jest więc smutne przekonanie, że jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji to śmierć. Bo tylko śmierć może człowieka wyzwolić, zwalić mu z barków ten ciężar tragicznego wyboru.

Co mnie wkurzyło u Wrighta to właśnie ta łatwość, z jaką uzyskał gotową odpowiedź - potępienie Anny. Reżyser mający choć zbliżoną do Tołstoja wrażliwość i umiejętność przenikania tajników ludzkiej natury nigdy by tej postaci w ten sposób nie zdradził. Interpretacja w stylu: Anna była zła, Karenin był ofiarą zamyka nas właśnie na te filozoficzne rozważania, o których pisałam powyżej. Bo jeśli jednoznacznie wystąpimy po stronie Karenina, okażemy się zimnymi formalistami, niewolnikami sztywnych reguł życia społecznego. Nie o to tu chodzi. Tu chodzi o zrozumienie Anny i jej tragicznego położenia. Przy czym oczywiście trzeba mieć świadomość, że popełniła błędy, że jej postępowanie miejscami było lekkomyślne i nieodpowiedzialne, ale te błędy nie powinny zaprowadzić nas do potępienia, ale do współczucia. Współczucie i zrozumienie - tego mi zabrakło. Widz nie współczuje Annie, bo jak ma niby współczuć nieokrzesanej, nadwrażliwej, cynicznej kobiecie jak przedstawił Annę Wright? To chwyt poniżej pasa i wielka niesprawiedliwość z jego strony.

ocenił(a) film na 6
adonae

A to już znowu, adonae, jest wyłącznie Twoja interpretacja tego, jak powinno się odbierać zachowanie Anny.

"Widz nie współczuje Annie, bo jak ma niby współczuć nieokrzesanej, nadwrażliwej, cynicznej kobiecie jak przedstawił Annę Wright?"

Nie może. I ja z tego dokładnie powodu w ogóle nie współczułam Annie książkowej,

Mam takie stare wydanie AK, jeszcze z czasów PRL, które rozbite jest na dwa tomy - pierwszy kończy się, gdy Karenina i Wroński wyjeżdżają do Włoch. I owszem, w tomie pierwszym byłam w stanie sympatyzować z Anną, bo widziałam w niej nieszczęśliwą kobietę, mocno rozdartą między miłością do syna i (przynajmniej początkowo) szacunkiem do męża, a nagłym wybuchem namiętności.
Jeśli chodzi o Annę z tomu drugiego, to mym największym marzeniem było, żeby ta koszmarna baba czym prędzej skróciła moje czytelnicze męki i wreszcie rzuciła się pod pociąg.
Przed wszystkim, Karenina okazuje się być dziecinnie wręcz niedojrzała i wbrew szumnym deklaracjom, niezdolna do ponoszenia konsekwencji swych decyzji. Mimo całkiem niezłej życiowej sytuacji (zakochany mężczyzna, zdrowe dziecko, piękny dom na wsi zakupiony tuż po długim wyjeździe za granicę), ona wciąż uparcie stara się wcisnąć do społeczeństwa, które jej nie akceptuje, bo zaakceptować nie może (vide scena w operze). Możemy oczywiście jej współczuć ówczesnych norm obyczajowych, ale umówmy się - Anna doskonale wiedziała, co wyniknie z jej związku z Wrońskim i obrażenie się na arystokrację, która nie akceptuje w swym gronie cudzołożnicy jest mało rozsądne. Poza tym, Karenina nie robi właściwie nic, żeby tę sytuację wyprostować - to Wroński łamie sobie głowę nad kwestią rozwodu, ona jest najszczęśliwsza, gdy nie musi o tym myśleć.
Przejdźmy do najważniejszego problemu - miłość Anny. Miłość chora, zaborcza, która faceta nieco mniej oddanego niż Aleksy odstraszyłaby od tego rodzaju kobiety znacznie wcześniej. Ciężko powiedzieć, czy jej psychozy zostały wywołane przez środki farmakologiczne, czy też opium jedynie umocniło tę część jej osobowości - ale nawet jeżeli zrzucimy wszystko na uzależnienie, to musimy pamiętać, że już we Włoszech wykazywała ona skłonności do zagarniania Aleksego tylko dla siebie. Dla mnie ciężko mówić o miłości tam, gdzie partnera traktuje się jak niewolnika, odmawiając mu prawa do choćby minimum intymności.
No i jeszcze scena, która jak dla mnie pogrąża Kareninę całkowicie - uwodzenie Lewina. Bez żadnej potrzeby, z pełną świadomością, że jest to mąż Kitty (tej samej Kitty, która ciężko odchorowała utratę Wrońskiego na rzecz Anny), z czystej próżności i kokieterii, jeśli nie jakiegoś głęboko skrywanego okrucieństwa.

Czy książkowa Anna jest nieokrzesana? Nie. Nadwrażliwa? Powiedziałabym raczej, że niezrównoważona emocjonalnie. Cyniczna? Od pewnego momentu zdecydowanie tak. I choćby z tego względu uważam, że Knightley odwaliła na ekranie kawał dobrej roboty.

ocenił(a) film na 2
maryboo

A więc twierdzisz, że była cyniczna i postępowała niedojrzale.

Ja tak nie uważam. Albo może inaczej - ok, załóżmy, że taka była. W zasadzie masz rację. Nie ulega wątpliwości, że w pewnym momencie Anna zaczęła zachowywać się irracjonalnie, dostała jakiejś psychozy, stała się obsesyjna, chorobliwie zazdrosna o Wrońskiego. Ale tutaj znów, podobnie jak w pierwszej części książki (mam to samo wydanie), mamy dwa wyjścia:
a) ocenić ją jednoznacznie jako wyrachowaną, cyniczną egoistkę i uznać te cechy jako składnik jej osobowości i charakteru. Ty tak właśnie zrobiłaś i nie dziwię się, że przestałaś współczuć Annie.
b) spróbować zrozumieć, dlaczego taka się stała. Dlaczego stała się tak zaborcza, tak nieznośna? Czy to tylko objaw zepsutego charakteru czy może kryje się za tym coś więcej?

Ja jestem za opcją b. Paradoksalnie, w pierwszej części książki miałam wątpliwości, czy na pewno popieram Annę w tym co robi. Ta jej wielka namiętność gdy wybuchła wydała mi się prawie zwierzęca, pierwotna. Troszeczkę mnie to zraziło, ale już podczas lektury drugiej części ani na chwilę nie zwątpiłam w tę postać. Obserwowanie jak zmierza się z wewnętrznymi demonami, jakie sama sobie wymierza katorgi, jak dąży do autodestrukcji - to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Anna jest postacią głęboko tragiczną, której nie można jednoznacznie oceniać, którą trzeba zrozumieć.

Anna stała się taka nie dlatego, że coś sobie ubzdurała, że sama kreowała się na ofiarę czy coś w tym stylu. Ona po prostu nosiła w sobie olbrzymi, paraliżujący lęk. Chyba wiesz, że objawy lęku u człowieka są różne - najczęściej są to zachowania podszyte agresją, dla której nie ma wytłumaczenia, która nie ma adresata, więc taki człowiek wyżywa się na najbliższych. I nie można twierdzić, że to był jakiś jej kaprys, że sama nie wiedziała czego chce itd. To było pokłosie traumy, przez jaką przechodziła odkąd zdradziła męża. Nosiła w sobie tak głęboki konflikt (kochanka Wrońskiego - żona Karenina) i tak głębokie poczucie winy, że swoim destrukcyjnym zachowaniem musiała sama siebie przekonywać o słuszności swojego wyboru. Znów wracam do tego nieszczęsnego rozdwojenia, bo o to tu chodzi. Otóż Anna nie była z Wrońskim, a przynajmniej nie całkiem duchowo. Fizycznie owszem, ale jej dusza żyła w dwóch światach - starym świecie zasad, które zbezcześciła w imię egoizmu i w tym świecie nowym, pozornie szczęśliwym. Dlaczego pozornie - bo wciąż nie mogła wyzbyć się poczucia winy, że zostawiła męża, zostawiła syna, poszła za kochankiem, za żądzą, sprzeniewierzyła się Bogu i zasadom, w których została wychowana. Ta wina roznosiła ją od środka, sprawiała, że właśnie mimo "całkiem niezłej życiowej sytuacji" jak to ujęłaś, nie mogła być w pełni szczęśliwa. Bo wiedziała w głębi duszy, że jej postępowanie nie do końca było słuszne i że nigdy nie poczuje spełnienia gdy gdzieś tam w tyle głowy do końca życia będzie miała obraz zdradzonego męża i porzuconego syna. Dlatego moje współczucie dla niej się umocniło, bo nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez jakie męki przechodziła. Poczucie, że kogoś skrzywdziłaś, że przez ciebie ktoś cierpiał to ciężar, z jakim nic nie może się równać. Jedna z najgorszych traum, jakie człowiek może przeżyć w życiu. I w wyniku tej traumy ludzie robią różne rzeczy, między innymi zatruwają życie innym, ale to dlatego, że sami noszą w sobie ogromny lęk przed karą i przed potępieniem. I to moim zdaniem całkowicie usprawiedliwia zachowanie Anny.

Uwodzenie Lewina - to było preludium do rzucenia się pod pociąg, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. To był element procesu autodestrukcji, czyli chęci ukarania samej siebie. To dziwny i trudny do zrozumienia mechanizm psychologiczny, ale tak jest. Człowiek czuje do siebie takie obrzydzenie i wstręt, że pragnie być jeszcze bardziej znienawidzony, a tym samym ukaranym. Patrz strona 832 w drugiej części, chaotyczny monolog Anny mający w sobie coś ze strumienia świadomości (geniusz!) i jej spostrzeżenie - wszystko jest obrzydliwe, wszyscy się nienawidzą, ludzie czyhają tylko na potknięcie drugiego, świat jest zły. Anna spala się od środka sama siebie podpalając, obrzydzając siebie samej sobie. To jedyne wyjście, by zachować resztki równowagi, by całkiem nie zwariować od wyrzutów sumienia.

Cholera, Tołstoj nakreślił tę postać po mistrzowsku. Im więcej dyskutuję na temat Anny, tym dobitniej się o tym przekonuję.

ocenił(a) film na 6
adonae

'I to moim zdaniem całkowicie usprawiedliwia zachowanie Anny.'

Nie, nie i jeszcze raz nie. Wewnętrzne problemy człowieka z samym sobą nie są ŻADNYM usprawiedliwieniem dla niszczenia życia bliskich mu osób.

Przedstawiłaś powody, dla których Anna stała się taka, jaka się stała i zrobiłaś to pięknie. Problem w tym, że ja nie neguję faktu, że jej psychozy wynikły z poczucia winy. To jest całkiem oczywiście, bo nawet, jeżeli wspomniana przeze mnie chimeryczność i okrucieństwo siedziałyby w niej od zawsze, to z pewnością tym, co by je umocniło lub wyciągnęło na światło dzienne były właśnie zawirowania z Wrońskim w roli głównej. Ale mnie nie chodzi o przyczyny, ale o same czyny. Twoje uzasadnienie psychologiczne próby uwiedzenia Lewina jest fantastyczne, co nie zmienia faktu, że sam akt pozostaje obrzydliwy.
Człowiek sam decyduje o własnym życiu - banał, ale taka jest prawda. To, że nasze zachowanie ma jasne podstawy w psychologii (a tak jest przecież z postaciami Tołstoja, bo pod tym względem facet był geniuszem) nie oznacza, że mam je z definicji akceptować i im przyklaskiwać. Czy Anna miała powody, by nieustannie dręczyć Wrońskiego? Być możne tak, bo to m.in z jego powodu przytłaczało ją poczucie winy. Czy to z automatu rozgrzesza ją z jej postępków? Nie, bo każdy z nas musi ponosić konsekwencje swoich wyborów.
To, że nie znoszę Anny nie ma nic wspólnego z, jak to raczyłaś ująć, jednoznaczną oceną. Doprawdy, zdaję sobie bardzo wyraźnie sprawę z tego, że jej życie uczuciowe było w pewnym momencie bardzo poplątane i kładło się cieniem na jej decyzjach. Ale mam nieszczęście mieć w rodzinie równie trudny przypadek zawirowań uczuciowych i przez to tym wyraźniej widzę, jak bardzo niedojrzała była Karenina gdy przychodziło do zmierzenia się z własnym sumieniem i konsekwencjami swych czynów. Uciec, ukarać innych za swoją słabość jest zawsze najprościej. Spróbować sprostać temu, co postawił na naszej drodze los (a także nasze własne postępki) to znacznie większa sztuka.

ocenił(a) film na 2
maryboo

Poza tym, że wcale nie przyklaskuję postępowaniu Anny (bo to brzmi tak, jakbym ją dopingowała - dalej, bierz co chcesz, zdradzaj męża, porzuć syna! - a jestem od tego jak najbardziej daleka; ja po prostu staram się z nią utożsamić i zrozumieć) - przyjęłam do wiadomości Twoją interpretację tej postaci i wiem mniej więcej, z czego wynika.

Tyle, że świat ludzkich pragnień i uczuć jest tak skomplikowany, a ich siła jest tak wielka, że po prostu nie potrafię wymagać od Anny tej wspaniałomyślności, odpowiedzialności, dojrzałości i tak dalej. Wiem, co chcesz powiedzieć - człowiek ma odpowiadać za swoje czyny, a nie być beztroski jak dziecko. Mimo to nie umiem być taka surowa. Bo istnieje też inny banał - człowiek ma prawo iść za głosem serca i dążyć do bycia szczęśliwym. A to, że przez swoje namiętności czasem wplątuje się w sytuacje beznadziejne i rani przez to bliskich wcale nie musi być jego winą. Z tego powodu nie musi moralnie za swoje postępowanie odpowiadać - tak uważam. Nikt nas nie zapraszał na ten świat, zostaliśmy jako ludzie wrzuceni w ten kocioł rozmaitych ścieżek i wyborów i nie można potępiać człowieka za to, że się w nim pogubił.

Ale to tylko moje zdanie. Choć nieskromnie dodam, że według mnie Tołstoj podobnie patrzył na losy Anny. Dlaczego tak sądzę? ano dlatego, że postać Karenina - takiego właśnie wspaniałomyślnego męża, człowieka, który zdobył się na wybaczenie, który pojednał się z kochankiem swojej żony (!), a więc człowieka niemal kryształowego - uczynił postacią całkowicie antypatyczną, niewzbudzającą cienia litości, ba, brutalnie obnażył jego hipokryzję i emocjonalną płyciznę. To jest bohater, który w moim odczuciu zasługuje jedynie na wzgardę. A przecież to jemu powinno się współczuć, jego żałować, bo to w końcu on jest ofiarą. Więc biorąc pod uwagę sposób, w jaki Tołstoj nakreślił tę postać, wina Anny wydaje się dla mnie jeszcze mniejsza.

ocenił(a) film na 6
adonae

Człowiek zawsze musi odpowiadać za swoje wybory. Tak po prostu jest i nie mają na to wpływu żadne nasze pobożne życzenia czy usprawiedliwienia. Tyle tylko, że jedni potrafią sprostać konsekwencjom swoich czynów, a inni nie. Anna należy do tej drugiej kategorii. Adonae, wybacz, nie mogę się zgodzić z prawdą zawartą w Twoim poście, bo wynika z niego, że do szczęścia powinno się dążyć za wszelką cenę i jeżeli przy okazji zrani się wszystkich, których się kocha, to w sumie nie powinno się mieć z tego powodu większych wyrzutów sumienia - wszak błądzić jest rzeczą ludzką. Ano jest, ale po to dano nam rozum i wolę, żeby nie być jako to bezmyślne zwierzątko, co ślepo słucha swych popędów. Oczywiście, że Anna miała prawo w pewnym momencie załamać się psychicznie. Ja nie mam do niej pretensji dlatego, że czuła się zagubiona, ale dlatego, że z owego zagubienia zrobiła sobie zarazem pancerz-wymówkę za wszystkie spotykające ją nieszczęścia i broń do atakowania wszystkich, którzy darzyli ją uczuciem oraz/lub byli zupełnie niewinni jej psychoz.
Tołstoj nie lubi Karenina, tak samo jak nie lubi Anny czy Wrońskiego, tylko każda z tych postaci uosabia inny rodzaj "grzechu" - Karenin to formalista pozbawiony uczuć wyższych, Anna i Wroński to egoiści dbający jedynie o swe pragnienia (choć Aleksy przechodzi swoisty proces naprawczy podczas związku z Kareniną), a Obłońscy to dysfunkcyjne małżeństwo które spinają wyłącznie dzieci i konwenanse. W całej AK jest tylko jeden związek, który w opinii Tołstoja symbolizuje dobro i piękno - Lewin i Kitty i to oni jako jedyni dostępują zaszczytu szczęśliwego zakończenia. Ot, taki trochę bajkowy motyw w jakby nie było bardzo życiowej powieści - ci szczerze kochający i bogobojni kończą happy endem, a występni i zakłamani nigdy nie zaznają spokoju i czystej, niczym niezmąconej radości.

ocenił(a) film na 8
Izmala

Zgadzam się, mężczyźni stanowią istotny i dosyć interseujący wątek. Nie tylko dwaj wyżej wymienieni. Wroński swoją drogą też jest sprzeczny. Z jednej strony- podrywacz, w każdym porcie inna dziewczyna, bardzo obiecująca kariera wojskowa. Z drugiej- zakochuje się w Annie, dla niej odrzuca awans, który pomógłby w owej karierze.Przyjmuje w swoje ramiona mężatkę, chociaż dobrze wie, że to prowadzi ku katastrofie- przecież wychował się wśród tych konwenansów. Wie, że bd musiał znosić, dziwkarsie opinieo swojej kobiecie. Jest przy łóżku Anny po porodzie, mimo że jest prawdopodobne (nie zna karenina) że jej mąż go rozszarpie.Trzyma się z dala od łózka, mimo że jest zrozpaczony, bo wie że nie otrzymał zgody. Rzuca dla Anny wszystko, wyjeżdza z nią. Gdy ta chce wrócic, wracają, gdy anna zostaje odrzucona, próbuje jakoś łagodzić tego skutki, namawia tamta kobiete (nie pamietam jak sie nazywała) żeby jednak odwiedziła Annę. Kiedy ta jest dobita, ma depresję związaną z tym wszystkim, rozumie ją, cierpliwe znosi napady irytacji i wahania nastrojów, nie zostawia jej z tym, jest przy niej. Nie jego wina, że zdepresjonowana Anna zaczęła podejrzewać romans.
Jeszcze inna postać- Konstatnty dmitricz (ruda małpa :P). On z kolei mimo odrzucenia dalej trwa przy uczuciu do jednej dziewczyny, chociaż zdaje sobie sprawę, jak znikome są szanse że go pokocha. Czeka długo i cierpliwie aż Kitty dojrzeje, z podlotka zamieni się w kobietę, dostrzeże w nim dobrego męża i kochającego mężczyznę