dawno się tak nie uśmiałem na żadnym filmie. przez większość czasu uśmiech nie schodził mi z mordy, zwłaszcza jak na scenie pojawiła się dziewczyna.
tak sobie myślę, że to w sumie też jest chyba sztuka zrobić taki film. polecam.
Też się uśmiałam, nawet nazwa trucizny była dowcipna ,"pekiński koktajl", "chińska szpryca",
a to ja nie wiem, nie oglądam filmów po polsku (ani też polskich, ale to z innych pobudek).
tu nie mogę się zgodzić. po jedynce do dwójki podszedłem z dużym entuzjazmem i srogo się zawiodłem. bardzo mało zostało magii oryginału, niestety.
no cóż, zawsze zostanie nam paryż.