te trzy słowa atakują mnie, gdy myślę o projekcie (boć to nie "cały" film, raczej wariant snu show biznesowego) Bill Murray - Sofia Coppola. Opowieść prosta, co jest jej - przynajmniej dla mnie - zaletą. Sen - nie sen, sen we śnie....? Koniec końców chodzi o to, by - mimo zimy stulecia - odbył się w sławnym hotelu...