Zastanawiam się, czy ktoś z Was ma podobne odczucia do mnie. Czy uważacie, że moment, w którym mama karmi główną bohaterkę mlekiem z butelki jest jedną z mocniejszych, metaforycznych scen, jakie widzieliście kiedykolwiek? I błagające słowa "Feed me, please"? Niezwykle to sugestywne, dwuznaczne, tak bardzo potrzebne i brakujące w ich relacji, >>mamo, daj mi miłość, pokaż mi że muszę żyć, nakarm mnie tym czego mi brakuje, zrób to co jest potrzebne<<.
No nie wiem. Pisałam to ja, na bieżąco, Dogłębnie Poruszona Jedną Sceną.
A z drugiej strony ten ogromny dysonans. Ponieważ była to matka, która kompletnie nie umiała jej dać tego czego ona potrzebowała. I chwilę przed tym jak ją karmila powiedziała "jak chcesz możesz umrzeć. Kocham Cię ale nie mam siły z Tobą walczyć".
Jedyna osoba, która na serio całym sercem o nią walczyła była obca dla niej kobieta, z którą Ellen walczyła pół życia, której nie szanowala i której się wypierala. A ona stała za nią...
Ale scena, także wobec wcześniejszych słów matki, bardzo bardzo mocna.
Dokładnie o tym mowa w moim powyższym wpisie, na tym polegała metafora tej sceny, że "była to matka, która kompletnie nie umiała jej dać tego czego ona potrzebowała".
Pozdrawiam czujących to samo, co ja.
nie odniosłam wrażenia ze Ellen walczyła ze swoją mamą a wręcz przeciwnie. Jej mama była po prostu zbyt wrażliwa i ,,słaba''(nie mówie tego paradoksalnie w negatywnym kontekście-taki typ osobowości) - kiedy Ellen była mała jej mama miała depresję poporodową ale nie wiedziała o tym i nie starała się szukać pomocy .Kiedy kobieta opiekowała się juz nastoletnią Ellen nie starczyło jej sił i determinacji by znieść chorobę córki. Sama Ellen natomiast wielokrotnie sprawiała raczej wrażenie ze bardzo chce pojechać do mamy i jej prtnerki. Po prostu ta nie miała dość odwagi i siły by widzieć znowu co się dzieje z córką. Absolutnie nie odniosłam wrażenia aby Ellen wypierała sie mamy czy jej nie szanowała- w taki sposób odnosiła się raczej do macochy. Po za tym kiedy chciała spokoju zawsze chciała wyjechać do matki-tak było na początku filmu i kiedy uciekła z ośrodka a to moim zdaniem świadczy właśnie o tym że matki nigdy się nie wypierała i ją szanowała.
chyba nie zrozumiałaś komentarza powyżej. Komentarz: "Jedyna osoba, która na serio całym sercem o nią walczyła była obca dla niej kobieta, z którą Ellen walczyła pół życia, której nie szanowala i której się wypierala. A ona stała za nią... " - dotyczy macochy a nie matki. O matce jest pierwsze zdanie.
Te mocne, jak piszesz słowa wynikały właśnie z najgłębszej miłości do dziecka i do siebie samej. Scena jest genialna pod każdym względem.
Zgadzam się, pociekły mi łzy na tej scenie i wiedziałam, że ona w końcu ją poprosi o to nakarmienie :)
Zgadzam się w 200%. Zdecydowanie najlepsza scena, film byłby dużo płytszy jako całość, gdyby nie ten właśnie moment. Pierwszy raz od dawna trafiłam na coś zdolnego wycisnąć ze mnie łzy (co mnie zdziwiło, bo prędzej jestem skłonna płakać na Gwiezdnych Wojnach, niż na dramatach obyczajowych). Nie wiem, może tylko część osób tak te scenę odbiera przez jakieś własne doświadczenia z rodzicami, ale nawet jeśli - dla mnie to bardzo ładna, bardzo uniwersalna metafora wzajemnego zrozumienia matki i córki. Te słowa "akceptuję, jeśli właśnie tego chcesz, bo cię kocham" brzmią jak rezygnacja, ale dla mnie to właśnie najwyższy, prawdziwy wyraz miłości i szacunku.
Najważniejsza scena. Wszystko już zostało powiedziane powyżej. Dodam tylko że cieszę się że kino ostatnio zwraca uwagę na problem braku ogólnie rozumianej miłości i komunikacji między córkami a matkami; mam tutaj na myśli chociażby "Ladybird" Grety Gerwig. Bardzo ważny, bardzo ciężki temat bo w szczególności tyczy się osób wychowywanych w tzw. "zimnym chowie" w latach 70 i 80tych a którzy potem stali się rodzicami dającymi swoim dzieciom wszystko oprócz uczuć...
Hmm nie wiem czy chodzi tu o ból i jakieś odchodzenie, bardziej zwróciłam uwagę na wychowanie tamtego pokolenia, na ich braki w miłości i uczuciach które potem przenoszą w relacjach ze swoimi dziećmi. Mogą być bardzo blisko nich, mogą się świetnie dogadywać a na poziomie uczuć i rozmów o nich - lód, zero.
Tak, weszłam tu, żeby napisać dokładnie to samo a tu tyle myślących podobnie :) Jedna z najlepszych scen, jakie kiedykolwiek widziałam. Warta tysiąca słów.
Mocna scena - film się ogląda lekko i z ciekawością, ale ta scena zmienia cały odbiór :)
ot luźny, amerykański filmik z ciekawie zarysowanymi postaciami i interesującą tematyką - jakich tysiące, a na koniec jak obuchem ! Scena jest kompletnym zaskoczeniem :)
Chyba masz rację, jednak takie sceny lepiej wyglądają w kinie europejskim niż amerykańskim.
A mnie ta scena trochę zniesmaczyła bo przypomina mi o całej kontrowersji terapii regresyjnej. W najbardziej skrajnej postaci tej terapii duże dziecko/nastolatka zmusza się do odgrywania dziwnych scenek które mają ,naprawić' problemy z wczesnego dzieciństwa.
wg mnie dwa najmocniejsze momenty tego filmu to wlasnie scena mamy z butelka i ta w ktorej matka jej mowi, ze akceptuje jej wybor i jak chce to moze umrzec. Ja nie odbieram tego jako cos zlego, dziewczyna uzyskala pelna akceptacje tego kim jest i zostal jej dany wybor. Dzieki temu mogla wreszcie po raz piereszy sama zadecydowac o wlasnym leczeniu.
Czytałam opis filmu i przypadkiem trafiłam na ten wątek i to o czym tu mowa wydało mi się tak niewiarygodne że postanowiłam obejrzeć. Muszę przyznać że owa scena wygląda mi na coś chorego, rozumiem że anorexia wiąże się z zaburzeniami natury psychicznej ale taka TERAPIA dla mnie byłaby WSTRZĄSOWA nie wiem kto wymyśla takie rzeczy. Ja rozumiem terapię poprzez opiekuńczość przytulnie i w przypadku takiej choroby karmienie kogoś ale jak osobę dorosłą a nie butelką bo może wynikać z tego że w takim razie na terapię może się składać zabawa grzechotką i zmiana pieluch bo to też troska i cofanie się do dzieciństwa. Dla mnie chore traktowanie dorosłego człowieka i raczej odbieranie mu poczucia własnej siły wartości i panowania nad sobą. Ale to tylko moje odczucie.
Dla mnie to Lily Taylor jako jedyna zbudowała dobra postać, przerasta pozostałych aktorów o głowę a rolę ma niewielką. Ta scena to dla mnie jedyny powód żeby ten film w ogóle oglądać. Jedyna chyba z treścią jakąś.
De facto odegrały ustawienia Hellingera. Piękna sprawa. ciekawe, że w kinie amerykańskim zdecydowali się na tak mądrą, głęboką scenę. Tym bardziej, że szukanie rozwiązań na problemy w dorosłości w traumach, nawet z okresu prenatalnego i niemowlęctwa często bywa obśmiewane. Pozdrawiam serdecznie wszystkich "szukających" ;)