Niestety, nie kupuję takich filmów. Specyfiką fantastyki zachodniej lat 40, 50, 60 jest pisanie o totalitaryzmie, którego autorzy niestety nie mieli okazji poznać i zrozumieć.
Coż to za totalitaryzm mamy w tym filmie? Doskonała komunikacja, czysto, schludnie, wspaniałe maniery ludzi, wspaniałe ubrania i ogólnie cukierkowo. W zasadzie można żyć idealnie i sam się dziwię po co tym ludziom te książki? Czegoż im tam brakuje? Policja jakaś grzeczna do tego...
Ja znam inny totalitaryzm z PRLu - nieład, bylejakość, demoralizacja, strach, pałowanie ludzi, często bieda itd itp. Popatrzym - Sowieci, Ukraina, Kuba, Korea - wszędzie wygląda to podobnie. Co ten film ma wspólnego z totalitaryzmem i trzymaniem za jaja obywateli? Niewiele. "Opozycja" w tym filmie sobie chodzi w krainie, gdzie mieszkają Book People i nic im się złego nie dzieje. Nikt ich nie nęka, mają świetne warunki bytowe, mają co jeść itd itp - co za bzdura!
I na koniec inna uwaga. A dlaczego książki? Coż w nich jest takiego wyjątkowego? Kilka tysięcy lat temu były ryciny na ścianach jaskiń, potem jakieś papirusy, potem książki, w tym czasie różne podania ustne, potem filmy, teraz mamy ebooki, emaile itd itp. Czy naprawdę realne jest społeczeństwo, w którym by ludzie nie marzyli? Czy w jakimkolwiek totalitarnym znanym nam kraju nie istnieje chociażby najbardziej prymitywna forma sztuki i snucia opowieści? Oczywiście, że nie. Czy w PRLu lub u Sowietów zakazano bajek, baśni, nawet filmów (byle zgodnych z jedynie słusznym tokiem myślenia), opowiadań, utworów wszelakich itd? Nie. To się kupy nie trzyma.
Tylko poprzez palenie książek ludzie nagle nie mają pragnień, marzeń, nie opowiadają historii, nie pasjonują się filmami, obrazami czy bajkami? Cóż za naiwne uproszczenie. I nagle jak pozwolimy im czytać książki to wszystko wróci do normy? Nieporozumienie. Kompletnie jest ten film nielogiczny i nie opisuje żadnego zamordyzmu.
Szczęśliwie główna aktorka, z racji wyglądu, ratuje ten film - i to jak dla mnie tyle ;)
O to właśnie chodzi. Większość systemów totalitarnych opartych na przemocy, prędzej czy później upada. Nowe systemy totalitarne polegają na tym, żeby społeczeństwu wmówić, że bez książek i wolności będzie im lepiej. Bez używania siły.
Tak samo jest teraz, w ramach walki z rzekomym terroryzmem, pozwalamy coraz bardziej na ograniczanie naszej wolności i jeszcze jak idioci się cieszymy, że będziemy bezpieczniejsi... jasne ;]
Podaj mi przykład takiego "nowego systemu totalitarnego" opartego na zakazaniu książek i wolności.
USA - może nie zakazują książek, ale ogłupiają obywateli. Przez 12 klas mają tyle materiału co my w ciągu 6, a Harvard i inne elitarne uniwerki obecnie są tylko dla patriotów (po praniu mózgu) i obcokrajowców z kasą. Zakazują też puszczania niektórych filmów, które mówią źle o politykach i o USA. A wolność? Samo słowo "Guamtanamo" wystarczy. Sieją tam strach bo wtedy łatwiej kontrolować masy.
Może Obama to zmieni, ale mam wrażenie że to wojsko ma pełną władze.
Ogłupiają obywateli to wszędzie. A u nas nie ogłupiają? A w ZSRR nie ogłupiali? :) Mniejsza z tym.
Temat ogłupiania jest realny i traktują o nim różne filmy/powieści, ale na pewno nie F451! Obywatele z F451 nie wykazują właśnie niemal żadnych cech życia w państwie totalitarnym i ogłupiającym. I to jest porażka tego filmu. Społeczeństwo z F451 żyje dostatnio, bezstresowo, nic ich nie martwi, niczego im nie brakuje (kto żył w totalitaryzmie wie, że to kompletna bzdura by tak wyglądał taki system). Nie mogą czytać książek. Oj straszne. Wolałbym nie móc czytać książek (ale mogąc oglądać filmy, słuchać muzyki itd i nie mieć ograniczonych żadnych innych praw) niż żyć ponownie w PRLu.
Z całym szacunkiem drodzy Państwo, jesteście w błędzie.
Otóż absolutnie nie można porównywać totalitaryzmu w PRL czy ZSRR z tym przedstawionym w Fahrenheicie. Socjologia wyszczególnia totalitaryzmu typu hard, w których obywatel poddany jest całkowitej kontroli fizycznej, a więc podsłuchom, inwigilacji, itd... Na jego umysł oddziałowuje się propagandą, której poddają się tylko słabe intelektualnie jednostki, lub jednostki o dużym potencjale, ale niestabilnych poglądach.
Ten totalitaryzm jest znacznie mniej niebezpieczny dla umysłu. Jest szalenie groźny dla życia, zdrowia fizycznego.
Totalitaryzmy typu soft są zaś ciężkim atakiem na umysł. Ciało nie odczuwa skutków działania systemu, co więcej, system na poziomie materialnym zapewnia obywatelowi wygodę kosztem odebrania mu jakiejś wartości intelektualnej. W tym wypadku KLUCZOWEJ - czytania.
Nie wiem kto z Państwa z taką łatwością wyobraża sobie świat bez książek. Ja tak rozwiniętej wyobraźni najwyraźniej nie mam i jestem przekonany, że literatura, od tej naukowej po beletrystykę z ogromną siłą kształtowała mój światopogląd.
Z pewnością byłaby to strata dla ducha i dla rozwoju. Niemniej, Twój światopogląd w dużej mierze kształtowałyby inne czynniki. Przecież przed powstaniem książek też ludzie się duchowo rozwijali. Do tego w Fahrenheit nie ma mowy o tym, by zakazane były pieśni, ballady, filmy, dokumenty, podania, sztuki teatralne, opery, arie, koncerty muzyczne itd itp. Do też potrafi bardzo wzbogacać.
Dlatego nadal nie wierzę w system, który akurat zabrania czytania książek, pozostawiając całą resztę w stanie doskonałym. To jest nierealna ułuda.
Zgadzam się z Tobą Reger. Bardzo trafne spostrzeżenie. Obecnie na świecie budowane są totalitaryzmy typu soft. Robi się ludziom papkę z mózgu, zwraca się ich uwagę jedynie na wartości materialne i proponuje się pogoń za nimi. To jest bardzo sprytnie rozgrywane. Ludzie zatracają się w tej pogoni, rodzina jest spychana na dalszy plan. Liczy się awans i związany z nim wzrost statusu materialnego - mniej więcej tak jak u Montaga...
W Stanach zakazują książek - Zakazany jest „Czerwony Kapturek", gdyż wg. ekspertów czy tam psychologów, Kapturek niósł do babci Wino, co miało niby promować alkoholizm wśród nieletnich.
Mi się film skojarzył bardzo mocno z antyutopią Huxley'a pt. "Nowy, wspaniały świat" - polecam. Była w Fahrenheicie nawet mowa o tabletkach (jeżeli dobrze pamiętam) itd. Dużo motywów myślę było podobnych do Huxley'a. Po drugie przyszedł mi do głowy Equilibrum, podobne motywy i wcześniej obejrzałem.
No właśnie obejrzałem dzięki tvp i w tej chwili strasznie ziewam, więc będę musiał udać się na spoczynek. Czemu te filmy puszczają tak późno w nocy?
Jakoś tak miałem często wrażenie, że to właśnie najciekawsze filmy są w publicznej puszczane po nocy. Tak jakby zarząd nie chciał, żeby ludzie te filmy oglądali. Nawet nie dają im szansy. Idę spać bo głupoty pieprzę.
Nie trzeba od razu pokazywac strajkow, bicia palami i octu na polkach zeby oddac idee totalitaryzmu. Sam fakt zabraniania ludziom czytania ksiazek jako narzucenie wlasciwiej z zalozenia rzadu ideologii i ograniczenie tego prawa jest wystarczajace i pokazuje psoces sterowania ludzmi i tworzenia z nich podporzadkowanych ludzkich robotow. Tak jak w tej scenie kiedy kapitan pyta montaga co robi w wolny dzien, on odpowiaa ze kosi trawnik, a gdyby prawo tego zabronilo to patrzylby jak rosnie.
PEACEandLOVE - z Twoją wypowiedzią jak najbardziej się zgadzam.
A proszę zwrócić uwagę, czy obywatele w Fahrenheicie korzystają z tych innych form życia kulturalnego, czy bywają w teatrach, w filharmoniach. Zdecydowanie nie. Książka jest tu symbolem - odizolowania człowieka od dziecidztwa kulturowego. Równie dobrze możnaby książkę w tym filmie zamienić na muzykę, malarstwo czy teatr, wymiar symboliczny pozostałby ten sam.
To nadal się nie trzyma kupy. Od dziedzictwa kulturowego nie odrywa człowieka totalitaryzm i zakazy a konsumpcjonizm! I na to są dowody. Zobaczmy klasę średnią i masy w USA, Niemczech czy Wielkiej Brytanii, zobaczmy przykłady historyczne. Nie w każdym bogatym społeczeństwie nastpuje odwrót od wysokiej kultury, ale tak bywa.
Natomiast przykłady chociażby Polski, Czech po II WŚ pokazują, że totalitaryzm nie prowadzi do braku zainteresowania wysoką kulturą w wyższym stopniu niż obecnie np w USA. Ba, ja pamiętam, że nawet więcej było wysokiej kultury w PRLu niż dziś. Audycje radiowe dla melomanów, naprawdę tanie książki, koncerty muzyczne w TV, dużo tańsze opery czy teatry (dziś bilet do dobrego teatru to nawet 100-150 zł!!!!!!).
Scneariusz nakreślony przez Bradburry'ego (przepraszam, piszę z pamięci to nazwisko) jest skrajnie nieprawdopodobny i nigdy się nie wydarzył do tej pory. Ten pan nie ma bladego pojęcia czym jest życie z zakazami, czym jest życie w państwie totalitarnym. To jest patologiczna wizja człowieka żyjącego w dobrobycie, któremu się wydaje, że coś wie.
Dobrze, to proponuję odwrócić bieg dyskusji -
Czy film traktuje o totalitaryzmie, czy o konsumpcjonizmie?
Zgoda. I o jednym i o drugim. Przeważającą siłą jest jednak zdecydowanie zakaz czytania książek (czy też korzystania z wysokiej kultury). Sceny konsumcyjne ograniczają się praktycznie do zachowania żony głównego bohatera, gdzie widać jak ulega praniu mózgu i wygodnemu trybowi życia. Poza tym dużo dowodów na konsumpcjonizm nie ma - pozostałe elementy życia bohaterów i otoczenia wydają się całkiem przeciętne.
Zwracam na koniec uwagę na jeszcze jeden błąd Bradburry'ego. Świat pisarzy-banitów. No bo jeśli traktować go dosłownie to jest to porażka w sensie pomysłu. Wszyscy wiedzą, gdzie ci pisarze (i chyba też miłośnicy książek nie-pisarze też tam mieszkali - już nie pamiętam dokładnie) mieszkają, nikt ich tam nie infiltruje, nikt ich nie przegania. No to znowu mamy kichę a nie totalitaryzm. A jeśli potraktować to jak przenośnię, to jak to odbierać - że pisarze zamykają się w swoich umysłach i w swoim świecie czekając na lepsze jutro? No tu by można w takim razie długo dyskutować czy do wyzwolenia bloku wschodniego bardziej przyczynili się ludzie kultury czy ludzie strajków i skakania prze płot ;)
Dodam jeszcze mały disclaimer. Moja opinia pewnie jest obiektywnie krzywdząca dla tego filmu, bo noty ode mnie zebrał kiepskie. Niemniej, ja od filmu zawsze oczekuję czegoś innego niż od książki. Jest wielce prawdopodobne, że być może książka by mi się podobała (akurat nigdy nie miałem okazji jej przeczytać) - trudno powiedzieć. Film natomiast, jako dzieło filmowe, za mało wykorzystuje atuty kinematografii. Gra aktorów jest zwyczajna, przeciętna, głównej bohaterki nawet dosyć drętwa. Tak naprawdę film, jako film, nie powala niestety swoim warsztatem (nawet jak na te lata - wystarczy porównać chociażby do Barbarelli, choć to inny film, ale tam włożono więcej pracy w scenografie, czy efekty, a więc można i w tamtych latach).
Nakręcić film, żeby przenieść po prostu książkę? To nie dla mnie.
Osobiście cieszę się, że Władca Pierścieni w filmie różni się od książki (co mu wielu ortodoksyjnych fanów Tolkiena zarzuca). Bo film to film. Z dobrych filmów obyczajowych mogę ocenić 10/10 np. "Godziny", bo choć mogły być zwykłym filmem o tym co w książce, to jednak gra aktorów i klimat w filmie jest niebywały. Niestety, reżyser w F451 nie popisał się moim zdaniem. Nawet jeśli scenariusz na podstawie książki mógłby chwycić za gardło, to już sama ekranizacja do niczego wyjątkowego nie należy. Nie wiem skąd u mnie tak niska ocena tego filmu, ale nie zachwycił mnie ani scenariusz, ani tym bardziej realizacja filmu. Podobnie jak "2001", w którym Kubrick nie tylko sknocił całą fabułę Clarke'a (choć to jeszcze nie jest grzech sam w sobie, bo mógł stworzyć świetny film), ale stworzył bardzo męczący film, w którym nie wiadomo czy słuchamy walcy wiedeńskich czy też oglądamy film psychologiczny.
Tak jak już tu kilka osób napisało: książki to jedynie symbol ucisku władzy na społeczeństwo. Podobała mi się scena z interaktywnym teatrem, który był tak zrobiony, że odpowiadająca żona zawsze mówiła to co ci z teatru mieli usłyszeć. Ta scena świetnie pokazuje wypranie mózgu przez media (czyli przez władzę). Topjes- napisałeś, że scenariusz jest nierealny, tylko że świat w którym żyje Montag, to utopia, więc jak ten świat może być realny?
przepraszam za jakieś błędy, jeśli są, ale godzina już nie ta, żeby wszystko widzieć
Wydaje mi się, że przedstawiony w F451 świat powinien móc się wydarzyć, czyli być na tyle prawdopodobny by móc zaistnieć. W większości filmów i literatury SF światy są nierealne, ale cenię te pozycje, których światy mogą zaistnieć (rozumiem przez to, że jestem w stanie sobie wyobrazić, że mogłoby dojść do powstania takiego społeczeństwa poprzez różne wcześniejsze wydarzenia). Wg mnie do społeczeństwa z F451 nigdy by nie doszło. Nie znam z historii tak absurdalnego zestawienia totalitaryzmu i poszanowania obywateli, które mamy w t tym filmie - jest porządek, kultura, ogromna ogłada itp. Dlatego właśnie twierdzę, że film jest nierealny. Idea piękny, przykład godny, ale wykonanie nietrafione. Pan Bradburry nie ma pojęcia o totalitaryzmie niestety.
nie chciało mi się czytac wszystkiego ale ad stanów.To Biblioteki sa bardzo szczegółowo monitorowane- ludzie czytający są dla rządu niebezpieczni bo są inteligentni.Inwigilacja jest do tego stopnia że jest specjalna lista książek które wypożyczają potencjalni ''wykolejeńcy ideologiczni''...Na tej liście znajduje się miedzy innymi Biblia i Buszujący w zbożu :).
ps.Zapewne FBI czy tam CIA teraz bardziej skupia się na amazonie...
ps2.jeszcze chciałbym dodac że pan topjes nie zrozumiał jednej,ważnej rzeczy...przecie ten film to na boga metafora tak jak i szulkinowskie filmy,alphavile godarda .To film artystyczny w konwencji 'dystopian' a nie hard sf ze szczegółowo zbudowanym universum i mechanizmami politycznymi etc.
Nie ma tu panów - to po pierwsze :) Ja to doskonale rozumiem. Ale takie górnolotne metafory są tym bardziej zbędne. Mam się intelektualnie brandzlować myślą o tym, że mamy pokazany totalitaryzm w wersji soft albo w wersji "elegance"? Nie kupuję takiego toku myślenia.
Film jak dla mnie ma coś przekazywać albo bawić albo cokolwiek zresztą ;) Jeśli kogoś ten film po prostu wciąga to super i naprawdę cieszę się. Natomiast mnie ten film ani nie wciąga formą samą w sobie ani niczego nie przekazuje. Kto żył w totalitaryzmie ten wie jak on wygląda i jak daleki jest of wizji F451. Kto nie żył - ten na pewno nie zbliżył się ani na jotę do poznania takiego życia dzięki temu filmowi. I to jest mój największy zarzut w stosunku do tego filmu.
Bo zrozumieć, że świat bez książek byłby światem gorszym i skazanym na degradację to zrozumie każdy inteligentny człowiek (a do takiego jest kierowany ten film). Do tego nie trzeba ponad 1,5h filmu. Wystarczy jedno zdanie :)
''Kto żył w totalitaryzmie ten wie jak on wygląda''
wiesz ja jestem młodzy (orwellowski rocznik;P)... ja jako ktoś związany z filmem/i sztuką w ogóle/ czuje się w tym obecnym systemie jak podczłowiek.Wykluczenie społeczne,powszechna gloryfikacja przeciętności,taniec z gwiazdami i inne kwiatki.Jest to w Farenhaicie wszystko o czym mówię.
W tamtym systemie(mówisz o socjalizmie zapewne tak stary toś ty nie jest;P) dbano przynajmniej o takie rzeczy jak ''zespoły filmowe'' .A teraz jak to Piotr szulkin powiedział ostatnio mamy ''prywatne folwarki produkujące masowo komedie romantyczne''.
"wiesz ja jestem młodzy (orwellowski rocznik;P)... ja jako ktoś związany z filmem/i sztuką w ogóle/ czuje się w tym obecnym systemie jak podczłowiek."
Złośliwi mówią, że nic się de facto nie zmieniło i dalej tkwimy w socjalizmie. I w sumie sporo w tym racji :)
"A teraz jak to Piotr szulkin powiedział ostatnio mamy ''prywatne folwarki produkujące masowo komedie romantyczne''."
Eee no bez przesady. Do napisania książki F451 jakoś nie trzeba było autorowi żadnego zespołu filmowego...
''Bo zrozumieć, że świat bez książek byłby światem gorszym i skazanym na degradację to zrozumie każdy inteligentny człowie''
teraz żyjemy w takim swiecie...nie wiem czy wiesz że większosc dzieci nie czyta nawet komiksów.
"teraz żyjemy w takim swiecie...nie wiem czy wiesz że większosc dzieci nie czyta nawet komiksów."
Ale ja piszę dlatego właśnie o inteligentnym odbiorcy. F451 nie jest dla tych osób, o których piszesz. One i tak by tego filmu nie zrozumiały. A dla inteligentnego widza tan film jest zbyt banalny.
Nie widze banalności jest takie słowo 'konwencja' które usprawiedliwia takie rzeczy... o to samo mógłbyś wiele dystopianowych,czy steampunowych filmów oskarżyc.Ja nie będę ukrywał że jestem Fanem zarówno F451 i np Alphavile godarda,szulkiny etc i czuję się w tym jak ryba w wodzie.F451 jest jednym z moich ulubionych filmów.Trzeba dac się zabierac twórcą.Problem leży pewnie wtym że oczekiwałeś czegoś innego... bo zgaduje że nie nazwisko Truffauta skłoniło cię do obejrzenia tego filmu.
Nie rozumiem w ogóle tego co mu zarzucasz bo podchodzisz do niego od zupełnie innej strony niż trza - od strony sf. To tylko konwencja do opowiedzenia czegoś...Czegoś co działo się pewnikiem wtedy i dzieje się dzisiaj.Takie filmy zazwyczaj odnosza się do zagubienia jednostek w społeczeństwie.Wg mnie np ''Proces'' kafki jest o takim zagubieniu a nie jak wielu twierdzi o totalitaryzmie.
Zasz filmy szulkina? Też im to zarzucisz?
''A dla inteligentnego widza tan film jest zbyt banalny. ''
No jestem raczej wyrobionym odbiorcą.Mam swoje poglądy na kino forme etc. i dalej bardzo lubię ten film.Tyle że ja postrzegam go jako film Truffauta a ty jako jakieś kuriozalne i banalne SF.
Chyba znaleźliśmy zatem sedno naszych różnych spojrzeń. Nie wiem kim jest Szulkin czy Truffaut i kompletnie mnie to nie martwi :) Aczkolwiek od razu zaznaczę, że szanuję Twoje spojrzenie na kinematografię i ten film. Ja jednak nie potrafię tak tego odczuć jak Ty. Od filmu oczekuję, że mnie czymś przykuje. Ten mnie ani nie przykuł pierwiastkiem subiektywnym ani niczego mi nie przekazał co by nie było oczywiste dla mnie.
To chyba tyle w sprawie argumentów :) Pozdrawiam i życzę miłego oglądania. A filmom Szulkina się z ciekawości przyjrzę.
Szulkin to pan który w polszy za komuny robił wybine sf/dystopian - ale też strikte artystyczne... ad jeszcze Truffauta to ten koleś takie jednostki nieradzące sobie w społeczesnstwie często portretował w swoich filmach np nieprzystosowanego chłopca w debiucie ''400 batów''.
aha polecam ci polski film ''szpital przemienienia'' na podstawie Lema.Szulkin zresztą tam gra.
Odyseja nie jest sknoconą ekranizacją książki, jest ekranizacją przerobionej książki, przerobinej tak, by jej wymowa była bardziej ogólna i filozoficzna, Clark pisał scenariusz wraz z Kubrickiem
nie pamiętam już tego filmu dokładnie, ale zauważ, że w PRLu tolerowano kabaret jako zawór bezpieczeństwa; a najbardziej przyczynili się agenci zachodu oraz decyzje polityków wschodu...
Pod wpływem dyskusji, którą wywołało to pytanie, doszedłem do wniosku, że film może nie być nawet krytyką żadnego konkretnego ustroju, a jedynie spojrzeniem na introwertyka, który w milczeniu służy światu, którego nie rozumie, gdyż sam patrzy na niego zupełnie inaczej. Coraz bardziej osaczany przez środowisko, z którym nie potrafi nawiązać kontaktu, wybiera w końcu ucieczkę w świat literatury.
Taka interpretacja tłumaczyłaby przydługą scenę w wiosce. Może taka treść była też jedną z idei przyświecających temu filmowi ( równorzędną z krytyką totalitaryzmu lub konsumpcjonizmu)?
Bardzo ciekawe spojrzenie. Być może zatem film nie jest krytyką totalitaryzmu jaki my znamy (faszyzm, komunizm, ostry socjalizm) ale krytyką konsumpcjonizmu (a więc ciemne strony kapitalizmu?), w której społeczeństwo samo odrzuca kulturę i "miło się wszystkim żyje". Bo tak naprawdę paleniem książek i pilnowaniem tego ładu może wcale nie zajumje się totalitarny rząd a marketing i PR wielkich korporacji? Może to o nie chodzi? Przecież dziś większy wpływ na nasze życie mają działy marketingu wielkich firm niż rządzący politycy.
A co do totalitaryzmu. Tak z zupełnie innej beczki. Obejrzałem właśnie "Dom Saddama" i jest to chyba jedno z najlepszych dzieł o tym jak powstaje totalitaryzm i dlaczego ludzie się na to zgadzają. Myślałem właśnie, że F451 będzie o tym i pokazałem film "młodszemu" pokoleniu, by zobaczyli, że np PRL to nie była tylko iluzja i "tak samo ale inaczej", ale że oprócz wszystkiego co dobre było zniewolenie podstawowych wartości ludzkich. F451 jednak nie pokazał totalitaryzmu. Polecam natomiast właśnie "Dom Saddama", gdyż w doskonały sposób pokazuje jak łatwo dochodzi do powstania takiego systemu i gdzie jest granica między tym, że żyje się ok, a tym, że skala zakazów przekracza poziom, który każdy z nas powinien mieć.
W tej interpretacji strażaków jako symbolu marketing jest jakiś sens, zwłaszcza, ze kultura popularna również potrafi zmieniać znaczenia niektórych słów. Dziś już nie dziwią np. w literaturze wampiry chodzące za dnia i nie pijące krwi, a w rzeczywistym świecie nazywanie domów handlowych galeriami.
Moim zdaniem, topjes, popełniasz błąd, ciągle pisząc o totalitaryzmie. W filmie nie użyto tego słowa i jak sam trafnie zauważyłeś nie uciskano fizycznie obywateli, nie było tego wszystkiego, co można zaobserwować w realnych totalitaryzmach. W filmie chyba tylko raz nazwano epokę, w której ludzie żyją ("dark centuries", o ile się nie mylę, co można przetłumaczyć jako "ciemne wieki"). Skąd więc te Twoje ciągłe porównania do Korei, Kuby itd.? Ktoś w recenzji czy opisie palnął głupio, a Ty powtarzasz. Przyjmij po prostu, że ten film to przestroga przed manipulowaniem. Koleżanki Lindy (oraz sama Linda) nie cierpiały książek, bo... tak im wmówiono. Ważniejsza od prawdziwej rodziny była dla nich "Rodzina" z telewizora. Jak bardzo były ogłupiane, masz pokazane w filmie, nie będę streszczał scen.
Poza tym czy nie możesz przyjąć, że książki są tylko symbolem?
Dlaczego nie burzysz się o to, że pomysł z ludźmi-książkami jest zdecydowanie nierealny (czy jest ktoś, kto potrafiłby zapamiętać taką cegłę jak "Ulisses" Joyce'a czy jego najtrudniejszą powieść - "Finnegans Wake")? Sam sobie odpowiedz.
Ostatnia rzecz: napisałeś, że w filmie dokonano naiwnego uproszczenia, bo ludzie nagle przestali interesować się sztuką. Kurcze, czy my oglądaliśmy ten sam film? A ludzie-książki, których ponoć było mnóstwo, to nikt?
W filmie nie zrobiono żadnego uproszczenia. Bo wszędzie, w każdych czasach, jakie by nie były, są ludzie tacy jak Linda, którzy pozwalają sobą sterować (ci ludzie ogłupieni są do tego stopnia, że donoszą na członków swoich rodzin), tacy jak Montag, którzy przechodzą metamorfozę, mają wątpliwości, i tacy jak ludzie-książki (w filmie tylko symbol), ludzie, którzy znają swoją wartość i nawet za cenę łatwego życia nie dadzą sobą kierować.
Pozdrawiam.
PS. W filmie akurat postawiono nacisk na książki (mocno mi serducho zabiło, kiedy zauważyłem płonącą powieść Kafki), ale też na inne formy aktywności. Montag nie znał bujanego krzesła, ludzie wolny czas spędzali zamknięci w domu, najczęśniej przed telewizorem. Rzeczywiście swobody mieli i tak wiele, ale nie zapominajmy, że książki były pierwszą rzeczą, którą należało zniszczyć. Po nich przyszłyby następne etapy ogłupiania i zniewolenia społeczeństwa. W porządku?
Przypomniał mi się złowrogi cytat:
"Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi." Heinrich Heine
Czytając komentarze i ja chciałbym wtrącić swoje trzy grosze:to nie do końca tak że jest to film traktujący o totalitaryzmie czy będący kalką "1984" - Bradbury nie szedł w swych ksiązkach w tą stronę - bardziej chodziło tu o degrengoladę umysłową - nie narzuconą żadnym nakazem !! . Oglądam ten film i to z czym mi się kojarzy to to co Bradbury przedstawiał np w "Kronikach marsjańskich" czy "K jak Kosmos":jakas taka miłość dziecka do dzieciństwa - kiedy noc była straszna, niebo niebieskie bardziej niż dziś, w szafie mieszkał potwor (no tu przesadziłem..), niechęć do spłycania wszystkiego, zabijania wyobraźni, braku refleksji, konsumpcjonizmu, jakieś takie odzieranie z magii co prawda rzeczy przyziemnych ale przez niewiedzę dla nas tajemniczych- proszę przeczytać Jego opowiadania gdzie juz poruszał ten temat (często cytował E.A.Poe). To nie ustrój pali książki - to my zabijamy chęć do czytania i chwili zastanowienia : zamiast wyobraźni - gotowy obraz i jego wykładnia. Bradbury nie cierpiał tej drogi amerykańskiego społeczeństwa z ich Dr. Peperem, McDonaldsem, bzdurnymi teleturniejami i stwiedzeniami "to jest takie a takie"- tu nie chodziło nawet o zniewolenie - tylko o niewiedzę. Niewiedzę czym są rzeczy które niszczymy lub odrzucamy i niechęć do ich poznania - co jest inne to jest gorsze od naszego jedynie słusznego stylu życia. A że Bradbury był w pewnym sensie naiwny - taki jego urok. Co do Lema w kilku postach poniżej - Lem też sie mylił i tu traktował sens książki i filmu zbyt dosłownie (ale i tak go uwielbiam)
Gratuluję użytkownikom udzielającym się w tym wątku. Naprawdę przyjemnie się go czytało - raz, że nie było żadnego obrażania czy insynuowania głupoty, a dwa - że poziom dyskusji był naprawdę wysoki. Obie strony przedstawiały rzeczowe argumenty, inteligentnie uzasadniały swoje stanowiska, zero trollingu(a nawet na minusie) - po prostu cymes. :)
Ludzie często są zgorzkniali, widzą tylko zło, ja postanowiłem zauważać i celebrować nawet drobne elementy dobra.
A co do filmu... Mnie się podobał. Był ciekawy, inteligentny i ambitny, ale równocześnie nie przefilozofowany. Z pozoru absurdalna wizja, ale dziś obserwuje się, jak się poniekąd spełnia - ludzie nie czytają.
Jednak jeszcze nie ma takiego zidiocenia, o czym świadczy ten wątek.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich dyskutantów!
To tez nie kłam,ana zasługa zakładającego... który nie zakładał wątku po to by trolic a tylko po to by wyrazic swoje danie <ukłony>.
Rzadko sie to zdarza.
Wizja Bradburego grzeszy naiwnością i pewnym psychologicznym nieprawdopodobieństwem postaci.Bradbury,który w jednym z wywiadów powiedział.że pisze książki po to,by powstrzymać rozwój ludzkości,nie wydaje się być głębokim myślicielem,choć poprzez umiejętności literackiego przekazu pozostaje dobrym pisarzem.Nasz wybitny pisarz S.Lem w swej "Fantastyce i Futurologii" powiedział o książce "Fahrenheit451":"Utwór ten jest zaledwie bladym cieniem powieści Orwella("1984")
Bradbury nie rozumie bowiem tego,że od rządów złych ludzi daleko gorsze są takie,które książek nie każą palić,jako ,że utraciły w świadomości społecznej wszelką wartość.Dopóki ludzie są zniewoleni przymusem czysto zewnętrznym np.tego typu,jaki trzecia Rzesza wprowadziła na terytoriach okupowanych,ciągłość kulturowej tradycji podlega najgorszym opresjom,lecz przeciez jest zachowywana wewnątrz osobowo"
Po pierwsze autor napisał, że ksiażki nie czytał, a po drugie dlaczego mialby przeczytać książkę skoro ocenia film???
Naiwność? Brak realizmu? Realizm i racjonalizm mam w życiu codziennym i dlatego chodzę do kina, oglądam filmy, by uciec od rzeczywistości. Setki filmów, które obejrzałem są naiwne i nierealne, a mimo to wiele z nich mnie zachwyciły i do wielu powracam.
Jaka tu kulturalna i inteligentna dyskusja - zastanawiałem się, czy to jeszcze fw, czy przesiadłem się na inne forum ;-). Uważam, że zarówno krytycy filmu, jak i jego obrońcy mają swoje racje. Ja oceniam film po tym, czy mi się go dobrze ogląda, a nie tylko na podstawie tego, jak bardzo jest wiarygodny, czy realistyczny. Przecież np. tak bzdurny obraz walki, jak w cenionym przeze mnie "Equilibrium", gdzie niczym nie osłonięty facecik (Ch. Bale), za pomocą 2 pistoletów rozwala ok. 30 (40? - nie liczyłem) otaczających go ze wszech stron wyszkolonych i uzbrojonych w karabiny maszynowe, siepaczy, sam pozostając nawet nie draśnięty, musiałby totalnie zaniżyć ocenę filmu. Ale tam akurat życie w totalitaryzmie jest przedstawione dużo bardziej wiarygodnie, niż w "F. 451". Niszczona jest wszelka sztuka i twórczość, wraz z ludźmi, którzy próbują ja uratować, a nie wyłącznie książki.
@Max66: Zwykle (niekiedy dopiero po latach) ale jednak odpowiedzią na represje jest opór bierny potem czynny.
O wiele łatwiej jest wychować sobię jednostkę "podatną" nieinwazyjnymi metodami. Np. dajmy dostęp do internetu, potem powoli (przez lata) zacznijmy go kontrolować i wreszcie kształtować. To co dzisiaj piszę może za lat 20 wyjść mi bokiem, jako jednostce niepodporządkowanej.
Jaka była tolerancja społeczeństwa 20 lat temu na wszechobecne reklamy a jaka jest dzisiaj.
Ile osób dało się wrobić w nowy wspaniały telewizor i sto programików w kablu? Może jeszcze pięć dodatkowych tylko za 10 zł.
I
le osób już dzisiaj musi mieć nowy kolorowy "społecznościowy" telefonik. Może 100 darmowych minut, zawsze się przyda.
Idź porozmawiaj z doświadczonymi wykładowcami. Ilu dzisiajszych studentów, jest w stanie usiedzieć godzinę i skupić się na jednym temacie. To już jest poważny problem i szkolnictwo wyższe zastanawia sie nad nową interaktywna formą nauki. Nauki przystającej do dzisiejszych czasów i słuchaczy.
Czy wiesz coś o całkach oznaczonych, albo o historii wojny 30-to letniej. Po co skoro można wklepać w Wikipedię i wyjdzie po sekundzie, nie trzeba kupiować żadnej książki, ba nie trzeba nawet jej czytać.
Wiarygodność?
Masy kształtuje się w rewolucjach albo powoli przez lata urabia jak glinę.
"Książka" to tylko symbol. Potrafisz czytać, potrafisz myśleć, o to już jest niebezpieczne. Dostaniesz Facebooka, ciesz się! Reszta niech ginie w ogniu zapomnienia. Czy jakakolwiek wypowiedź na filmwebie może sie porównać z np. "Lalką"?
Ostatnio oglądałem "Rodzinę Połanieckich", aż musiałem przeczytac powieść. Wczoraj ją skończyłem. Kilkaset stron, które przeniosły mnie w inny świat. Wirtualna jeszcze tego nie potrafi. Ale obawiam się, że mmoże za lat 5 już wystarczy, a za następne 5 całkowicie wyprze. Następne pokolenie będzie taką masą bezmuzgowców gadających emotikonami.
Niestety jako student mogę to też potwierdzić. Nie dawałem wiary w to co się działo na wykładach gdy na auli pełno studentów, każdy o czymś gada, w okół pełno szumu, nikt nie słucha. Miejsce to bardziej przypomina miejsce spotkań towarzyskich a wykłady obowiązkowe nie są. Przejąłem się dopiero gdy któryś z wykładowców mówiąc o naprawdę istotnych rzeczach po kilkukrotnych prośbach o ciszę nie doczekał się jej powiedział wprost, że nigdy do tej pory z czymś takim się nie spotkał, że z roku na rok jest coraz gorzej. Do tego dodał kilka kąśliwych ale trafnych uwag. Zdumiała mnie reakcja ludzi na sali, którzy patrzyli jak na debila, jakiegoś przewrażliwionego gościa. Po prostu nic do nich nie dotarło i dalej nic nie dociera. Brak wartości, ideałów. No i rozmowy wszystkich dotyczą tylko bzdur i pieprzenia trzy po trzy.
Eh, powstanie mediów, internetu stało się idealnym narzędziem. Teraz jeszcze namierzanie telefoniczne. Słyszałem także, że w jednym z krajów europejskich pojawił się pomysł zniesienia gotówki zastąpionej jedynie przez karty.
Obserwacje psychologiczne jednak się w 100% zgadzają z tym co się dzieje u nas teraz.
Zgadzam się z opinią w całej rozciągłości. Granica absurdu w filmie została przekroczona. System totalitarny został przedstawiony błędnie. Głowna hipoteza że bez książek ludzie pozbawienie są emocji jest zła, szczególnie właśnie w systemie totalitarnym.. Końcowy pomysł na stawanie się książką był dla mnie już ostatnim elementem pogrążającym film..
Co do zalet, jeden z nielicznych filmów science fiction, a może jedyny, gdzie przewidziano pojawienie się całkowicie płaskich telewizorów o formacie panoramicznym, bez zaokrąglonych rogów, w dodatku wiszących na ścianie.
Uroda Lindy Christie była olśniewająca.
Bardzo interesujący wystrój wnętrz..
Skytrain, poza miastem, tutaj było trochę gorzej :D
Pan S. Michalkiewicz do znudzenia powtarza, że totalitaryzm radziecki był o tyle "lepszy" od współczesnego, że wtedy każdy czuł, często na własnym tyłku bądź poodbijanych nerkach, że to jest złe i miał tego świadomość. Dzisiejszy marksizm, ten kulturowy czyli polityczna poprawność funkcjonuje (i ewoluuje) tak, by nikt się nie zorientował, iż jest "zoperowany", przy pomocy duraczenia w państwowych przymusowych szkołach i przymusowymi państwowymi mediami. Ludzie już nawet nie protestują gdy urzędnik z Eurokołchozu decyduje za nich, że żarówki są zabronione, jaka ma być długość knota świecy czy ilość wody w spłuczce sracza. Dzieje się tak dlatego, że kolejne ograniczanie wolności odbywa się stopniowo, na zasadzie gotowania żaby. Efekt jest podobny do radzieckiego: pracownik najemny w Polsce musi oddawać około 80 procent zarobionych pieniędzy stając się powoli niewolnikiem, choć o tym z PiSowskich mediów, czy jakiegoś Tefałsrenu się nie dowie. W USA prawo własności jest też stopniowo ograniczanie, np. poprzez przymus obsługiwania zboczeńców przez konserwatywnych właścicieli cukierni, gdy kilkaset metrów dalej jest druga cukiernia, której właściciel chętnie by zrobił dla takiej pary tort "ślubny". Bo zboczeńcy są elementem, jednym z narzędzi rozkładu tradycyjnego społeczeństwa i muszą być dopieszczani, a ich fanaberie zaspokajane. Czy naprawdę nie dostrzegasz, że żyjemy w totalitarnym świecie, gdzie za to, iż dasz klapsa swojemu dziecku, to dziecko Ci państwo odbierze? Podobnie ma się rzecz z tym, że jeśli w niektórych państwach, np. w Niemczech rodzic sprzeciwi się przymusowej demoralizacji dziecka w państwowej przymusowej szkole "edukacją seksualną" to spotka go taki sam los. Nawiasem pisząc to m.in. dlatego Niemcy tak bardzo plują na rząd Szydło, bo - co by o nim nie mówić - w Polsce, pod tym rządem aż takiego zamordyzmu nie ma.
A to, że wokoło są kolorowe sklepy z kolorowymi telewizorami po 60 cali i każde dziecko ma bajeranckiego smartfonika, a nie musi oglądać pustych półek i oglądać steraną matkę wracającą z pracy, a po pracy z 3-godzinnej kolejki żeby mogła na kartki kupić jakiś kawałek mięsa bądź kilka rolek srajtaśmy niczego nie zmienia. To jeszcze bardziej usypia czujność mas.
"Czy naprawdę nie dostrzegasz, że żyjemy w totalitarnym świecie, gdzie za to, iż dasz klapsa swojemu dziecku, to dziecko Ci państwo odbierze?"
To nie jest takie proste. Znajomy próbował już kilka razy, radośnie czekał, czekał... na to państwo... i nic, zupełnie nic. Zupełnie stracił nadzieję i załamany podupadł na zdrowiu.