Każda postać ma tu swoje pięć minut. Warstwa scenariuszowa została wybitnie poprowadzona, bo wciąż bazuje na materiale sprzed dwudziestu lat, a jednak przekłada go jakby współcześnie, zachowując zarazem kunszt oryginału.
Tommy nabrał wyrazistości i stał się cynglem mafii, który nie chce zadawać sobie niektórych pytań. Sarah została jego sumieniem i ostoją normalności. Salieri otrzymał tło z młodości, kiedy wraz z Morello byli kolegami. Paulie, tak krytykowana postać, że zbytnio uproszczona, ma swój moment, kiedy mówi, że chciałby już pójść na emeryturę, odejść z tego syfu, założyć pizzerię i mieć święty spokój. Sam nie jest tylko zerojedynkowym zdrajcą, w końcu sam chciał uratować prostytutkę i nawet w samym finale kryje się w nim jakaś głębia, konflikt. Frank dostaje zgrabną opowiastkę-metaforę z psem i Salierim.
Generalnie rzecz biorąc, scenarzyści odwalili kawał dobrej roboty.