Najlepsze były epizody z pastorem, w tych częściach gdy gra się Billym gra jest natomiast czasem irytująca gdy po raz kolejny bohater ginie w jakiś głupi sposób a Indianinowi przydarza się to nader często.
Też mi się Call of Juarez bardzo podobało, pamiętam jak kilka lat temu w wakacje gra mnie przyciągnęła siłą magnesu. Podobały mi się zarówno etapy z Rayem jak i Billym, które w powszechnej opinii są słabe. Mi się takie etapy skradankowo-platformówkowe bardzo podobały i były urozmaiceniem od strzelania w etapach z Rayem. Do dziś pamiętam kradzież konia, skradanie się na farmę, czy eliminację wrogów z łuku w nocy podczas burzy. Gra ma kilka bardzo ciekawych patentów gameplayowych, no i westernowe klimaty nie występujące często w grach. A do tego świetna, nastrojowa muzyka.