PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=682673}
5,8 292
oceny
5,8 10 1 292
Bound by Flame
powrót do forum gry Bound by Flame

Bound by Flame to kolejny średniak ze stajni Spiders. Wydawać by się mogło, że będzie to kolejny kroczek do przodu dla tego studia. Ale nie jest. Chociaż ma dość podobną listę wad i zalet co Mars: War Logs, do tego pod względem wszelakich technikaliów czy interfejsu widać jakiś postęp to jednak przyjemniej grało mi się we wcześniejszą produkcję wyrobników ze Spiders.

O fabule można napisać tyle, że jest. Po prostu. Główny wątek jakoś nie przykuwa uwagi i nie wciąga. Dialogi są nudnawe i niekiedy przydługie, postaci też zbytnio w pamięć nie zapadają. Czeladnicy próbują sprawiać wrażenie, że uniwersum Bound by Flame jest bardziej rozbudowane niż jest w rzeczywistości stąd sporo dialogów w których totalnie nie wiemy o czym bohaterowie rozmawiają. Sądzę, że nie minie nawet tydzień jak nie będę pamiętał o co chodziło w tej grze.

Rozwój postaci jest prosty, podobny zresztą do tego z Mars: War Logs. Oparty na trzech drzewkach: wojownika, łotrzyka i piromanty. Drzewko wojownika oferuje możliwość walki mieczami, młotami i toporami, zaś łotrzyka sztyletami. Ostatnie drzewko oferuje zestaw ognistych czarów co różni się od technomancji z Mars opartej na elektryczności. Same zaklęcia są dość podobne, tylko efekt wizualny jest inny. Oprócz tego co poziom dostajemy punkcik na swego rodzaju perki, które mogą zwiększyć nam liczbę punktów zdrowia, dać większą szansę na znalezienie przedmiotów przy pokonanych przeciwnikach, zwiększyć obrażenia zadawane danym rodzajem broni itp. itd. Ponownie też mamy możliwość zastawiania pułapek, jak i strzelania do przeciwników podręczną bronią strzelecką - tutaj jest to kusza. Podobnie jak w Marsie jest i możliwość podkradania się do przeciwników, ale czy ktoś w którejś z tych gier to wykorzystywał?

System walki jest specyficzny i trzeba się do niego przyzwyczaić. Albo go polubimy i zaakceptujemy, albo znienawidzimy i szybko porzucimy grę. Przyznam się, że byłem tego bliski. Model walki różni się od tego co widzimy w innych tego typu grach czy nawet od tego z Mars, gdzie starcia opierały się na turlaniu i bardzo przypominały te z Risenów 2 i 3. W Bound by Flame walka opiera się na timingu i umiejętnym wyczuciu kiedy możemy zablokować by później zripostować. Ktoś tu próbował jednak zrobić bieda Soulsy i totalnie położył balans rozgrywki, więc przez większość gry idzie się jak mucha w smole. Sporo tutaj przepakowanych przeciwników i nie piszę o bossach. Na każdym etapie jest kilka rodzajów takich wytrzymałych oponentów. I tak się przedzieramy mozolnie przez kolejne korytarze wypełnione tego typu przeciwnikami. Były momenty w których ten system sprawiał trochę frajdy, ale szybko była ona zacierana przez masę frustrujących rzeczy. Każdy oponent potrafi nam bardzo szybko zredukować ilość zdrowia, zaś my jedynie skrobiemy ich pasek życia milimetr po milimetrze... O ile większość przeciwników ma nas na kilka ciosów tak my musimy ich zadać kilkadziesiąt. Jeśli dzierżymy inną broń niż sztylety nie dysponujemy unikiem, by unikać ataków wroga musimy śmiesznie pokracznie biegać wokół niego. Responsywność równa się zeru, więc nawet jak widzimy, że wróg szykuje się do potężnego ataku to już wiemy, iż nie zdołamy go uniknąć. Walka w Bound by Flame, chociaż w założeniach prezentuje się interesująco to na dłuższą metę frustruje, męczy i nuży. Ostatecznie dużo przyjemniej walczyło mi się w Mars: War Logs, gdzie model walki, chociaż niezbyt odkrywczy, był jedną z większych zalet. W Bound by Flame zaś walka to zło konieczne, jest to jeden z gorszych systemów walki z jakimi miałem do czynienia.

Miejscami irytuje zbyt częsty respawn przeciwników, nawet nie trzeba wychodzić z danej lokacji, wystarczy odbiec trochę dalej by wrogowie w danym miejscu ponownie się odrodzili. Z drugiej strony można traktować to jako źródło dodatkowego expa. Bestiariusz jest w miarę różnorodny i ciekawy. Na bagnach walczymy ze stworzeniami, które faktycznie wydają się pasować do tego miejsca. Są tam jakieś owady, roślinopodobne pnącza czy potwory ukryte w beczkach. Dużo walczymy też ze szkieletami i innymi ożywieńcami wokół których toczy się główny wątek. Są i bossowie, ale walka z nimi nie prezentuje się nadzwyczajnie i nie zapada w pamięć. Może poza ostatnim mega przepakowanym bossem, który daje raka. Mega szybki, zdolny nas zabić serią ciosów nie do zablokowania w trzy sekundy. Do tego jedyny skuteczny sposób na jego pokonanie to rzucanie kulami ognia. Jaki debil tak to zaprojektował?! Na szczęście znalazłem fajny trainer, taki lek na raka.

Crafting to kolejny element, który został zrealizowany podobnie jak w Mars: War Logs. Każda broń czy element pancerza posiadają odpowiednią ilość slotów. I tak do broni przeważnie można dodać jelec i głownię, do rękawic nałokietniki, do butów nakolanniki, a do kirysu naramienniki, taszki oraz klejnot bądź trofeum. Wszystko to wygląda inaczej w zależności od rodzaju wykorzystanych składników i daje różne bonusy. Można więc delikatnie spersonalizować pancerz do naszych preferencji. Ogólnie ulepszanie przedmiotów chociaż proste to daje satysfakcję.

Oprawa była przestarzała już w dniu premiery i ratuje ją tylko cel-shadingowy sznyt. Do tego dochodzą niezbyt duże, korytarzowe lokacje poszatkowane loadingami. W 2014 roku równie niewielka ekipa Piranha Bytes wydała Risena 3, grę, która pod względem oprawy nadal trzyma się całkiem nieźle. Świat próbuje udawać wrażenie żywego, ale wszechobecna sterylność i statyczność szybko psuje ten efekt, postaci tutaj pojawiają się nagle w odpowiednich miejscach w odpowiedniej porze jakby się teleportowały. NPC głównie stoją w miejscu, z częścią z nich w żadną interakcję nie wejdziemy i nawet wrażenia na nich nie robią nasze uderzenia, bo też broń przez nich przenika. Muzyka niespecjalnie mi się spodobała, na dłuższą metę jest nadęta i męcząca. Za to animacje walki są całkiem efektowne, inne w zależności od rodzaju oręża, choć nie ma tego za wiele.

Bound by Flame na papierze sprawia wrażenie gry bez zarzutu, wszystko wydaje się być na swoim miejscu, tylko złożone do kupy jakoś tej kupy się nie trzyma. Cały czas czuć, że czegoś tutaj brakuje. Jakiegoś pierwiastka, jakiejś iskry twórczej, które spoiłyby to wszystko i ożywiły świat czyniąc go choć odrobinę wiarygodnym. Nie ma też własnej tożsamości. Czy to w kwestii fabuły, czy to w kwestii gameplayu wszystko już gdzieś kiedyś było. Motyw z opętanym bohaterem, któremu towarzyszy demon, motyw z armią umarlaków zagrażającą światu, to wszystko było. Widać, że nie jest to produkcja, na którą wyrobnicy ze Spiders mieliby jakąś wizję. Zaczerpnęli najpopularniejsze rozwiązania z innych gier i starali się to przerobić na swoją modłę. Wielu deweloperom zarzuca się, że cały czas robią tą samą grę. W przypadku Piranha Bytes można w dużym uproszczeniu pisać, że ciągle tworzą Gothica, zaś Bethesda - Arenę, a BioWare ciągle tworzył Baldur's Gate'a. O ile jednak te studia ustanowiły fundament, swój znak firmowy, na którym budują lub budowały kolejne produkcje, tak gry Spiders tego fundamentu nie posiadają. Jest tylko sama nadbudowa, dlatego też ich gry, nie posiadające własnej tożsamości, są najczęściej porównywane do gier innych producentów. Gdyby walka była inna, nawet jeśli byłaby taka sama jak w Mars: War Logs to bym Bound by Flame polecił. A tak, przy tej masie nijakości i bezbarwności całości produkcji nie ma sensu się przez nią przedzierać. Nie warto.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones