Moim zdaniem serial bardzo słaby. Postaci nie są przerysowane, tylko zwyczajnie proste. A tłumaczenia, że "HALOOO, to powstało na podstawie komiksu!!!!!11" naprawdę nie są przekonujące. Twórcy mieli mnóstwo sposobów na to, żeby przedstawić postaci w sposób bardziej złożony (chociaż to oczywiście musiałoby się też wiązać z dobrą grą aktorską, której ja niestety nie dostrzegłam podczas oglądania Riverdale), jednocześnie nie odbiegając przy tym od komiksowego warsztatu.
Jedynym aktorem, który wypadł według mnie całkiem nieźle był serialowy ojciec Jugheada. Nie było to nic ekstremalnego, ale jako aktor przekonał mnie do swojej postaci jako alkoholika-kryminalistę, który jednak kochał swojego syna.
Problemy nastolatków z Riverdale są bardzo typowe. To nie jest złe, zły jest sposób ukazania tych problemów w serialu, sztuczny i nieprzekonujący. Podobnie jak gra aktorska (Cole Sprouse też, pomimo wielu pochlebnych ocen, jakie dostaje. Śmiem twierdzić, iż do dlatego, że rola w Riverdale zrywa z jego disnejowską przeszłością i słodyczą małego Bena z Friendsów. Ale - według mnie - nie zagrał dobrze).
Niestety, Riverdale to zmarnowany potencjał. Szczególnie, że sama zagadka kryminalna była bardzo przewidywalna. Domyśliłam się, kto jest mordercą już w połowie sezonu.
I uprzedzę pytania: TAK, obejrzałam WSZYSTKIE odcinki jakie do tej pory się ukazały.