Sezon dziesiąty jest jednym z najzabawniejszych jakie widziałem. W życiu paczki przyjaciół zachodzi sporo zmian - Phoebe wychodzi za mąż, Rachel wyjeżdża do Paryża, Chandler i Monica adoptują dziecko i wyprowadzają się na przedmieścia, Ross awansuje w pracy; jedynie Joey jest taki jak zwykle, choć przez chwilę wdaje się w romans z najlepszą przyjaciółką, Rachel. Sezon 10 zamyka jak na razie całą serię, choć poszczególne wątki pozostawiają furtki na kolejne dokrętki - ale zobaczymy.

Mistrzowskie są odcinki, w których pojawiają się gościnnie aktorzy na co dzień występujący na dużym ekranie: Dakota Fanning jako oczytana dziewczynka uświadamiająca Joey'a, Greg Kinnear w roli błyskotliwego wykładowcy, od którego zależy awans Rossa, Christina Applegate czyli niezbyt rozgarnięta siostra Rachel, no i najlepszy z całego zestawu Danny DeVito - striptizer, który przeżywa kryzys;)

Najlepsze są oczywiście odcinki, w których dominuje Joey - zdecydowanie najśmieszniejsza postać "Przyjaciół". Wręcz nie da się nie śmiać, gdy uczy się francuskiego, występuje w teleturnieju, czy śmiertelnie boi się "arcydzieła" Phoebe - kukły wychodzącej z ram obrazu. Choćby dla niego warto sięgnąć po finałowy sezon. Zgoda, niektóre pomysły są odgrzewanie, ale ciągle bawią. Nawet mnie, wielkiego fana serii, który ogląda niektóre odcinki po kilkanaście razy.

Tradycyjnie urzeka ciepło serialu, jego niepowtarzalny klimat, siła, którą czerpią postaci z wzajemnej przyjaźni. Zapewne jeszcze nie raz wrócę do ostatniej jak na razie serii - aby odreagować trudy dnia i zagłębić się w świecie, w którym, mimo problemów i nieporozumień, zawsze wygrywają więzi łączące sympatyczną i zgrana paczkę tytułowych przyjaciół. Dobra zabawia i wzruszenia murowanie. Polecam!