Nie jest to mój typ serialu, odpaliłem trochę na zasadzie "Mam już tego Netflixa, a w sumie nic tu nie znam.....Friends, a coś kojarzę, niech będzie". Szczerze mówiąc, jestem pozytywnie zaskoczony. Zdecydowanie więcej scen autentycznie zabawnych, niż zakładałem. Także momenty mające być w jakiś sposób nostalgiczne, chwytające za serce, nie nudzą i nie powodują że myślisz "dobra, kończcie te bzdety". Bardzo na plus postać Phoebe, rzadko kiedy udaję się zrobić tak dobrego ekscentryka. Również Joey nie odrzuca, co często zdarza się przy postaciach "głupich, przystojnych mięśniaków". Po drugiej stronie barykady jest nieznośny wątek Rachel i Rossa, którym człowiek rzygał już w połowie 2 sezonu, a co dopiero przez 10. W dodatku większość scen z Rossem to jeden wielki cringe. Wciąż jednak serial ogólnie na plus, zwłaszcza na wieczór na takie "jeden odcinek przed snem". Nie ma wielkiej fabuły, więc jak się coś pominie to nic się wielkiego nie stanie, a ogląda się przyjemnie.
Ja właśnie dla wątku Rachel i Rossa oglądałem ten serial.
Uwielbiam te fragmenty i odcinki "nostalgiczne, chwytające za serce", np. ten w którym Ross zdradził Rachel i ona z nim zerwała ( chlip :( ) czy jak wspominała różne historie/retrospekcje tego co było kilkanaście odcinków/kilka sezonów wcześniej.
Z racji tego, ze jest 6 bohaterów to każdy znajdzie dla siebie swojego ulubionego.
Ja nie potrafiłbym wybrać choć postacie Joe i Phoebe lubię najmniej.
P.S. Co to "cringe"?
Miało być "wspominają" zamiast "wspominała" - nie wiem czemu filmweb nie pozwala na edycję tekstu po napisaniu