Sezon pierwszy mnie oczarował i rozłożył na łopatki. Duet Jane i Maury jako kombinacja: "ja + ona kontra świat" był absolutnie przekonujący i uroczy. One były po prostu kompatybilne ze sobą, co jest rzadkim zjawiskiem. W serialu pojawiły się fatalne niespójności jak wplatanie losowych chłopczyków do życia bohaterek, ale przymknęłam na to oko i szczerze byłam przekonana, że JTam pójdzie po rozum do głowy.
Ale tak się nie stało.
Krótka piłka. Jestem w połowie sezonu czwartego. Pytanie do fanów Rizzles: warto oglądać dalej?