Jedną z najmocniejszych scen w tym serialu był gwałt na ciężarnej. Aż mi sie zimno zrobiło.
Nie podoba mi się to, co ten serial robi z Sereną. Jej zachowanie jest jak sinusoida, najpierw jest zimną suczą, potem łagodnieje, zrobi coś miłego dla kogoś po czym wraca do starych nawykow - i tak w kółko. Jest przez chwilę ofiarą i przez chwilę katem- i znów od nowa ten sam schemat. Byłoby miło, gdyby serial zaserwował nam jakąś przemianę Sereny, jakąś ewolucję tej postaci, a nie że tak się miota bez końca. Ta powtarzalność robi się już dla mnie naprawdę męcząca.
Ja w Serenie widzę kobiete bardzo zagubioną. Zmiany od początku serialu są widoczne. Moim zdaniem po prostu Serena jest zagubiona: to co się teraz dzieje to w bardzo dużym stopniu jej dzieło. Zaczyna dostrzegać, że popełnia ogromny błąd, ale ciężko jej się do tego przyznać i z tego wyrwać. Wie, że jest w ciężkiej sytuacji bez wyjścia. Poza tym wierzy, że będzie miała wymarzone dziecko i jakoś trochę kocha tego swojego męża. Ja w dużej mierze po prostu jej współczuję. Liczę, że na koniec sezonu Serena się obudzi i będzie jakaś rewolucja albo chociaż ucieknie. Z drugiej strony nawet jeśli ucieknie i będzie walczyć z Giliardem, to na zawsze zostanie tą, która przyczyniła się do stworzenia tego.
Ja to wszystko wiem i zgadzam się, ale serial robi się przez to strasznie męczący. Sądziłam, że po odcinku, w którym Serena dostała łomot coś w niej pęknie, a tu nic. Po wizycie w Kanadzie to samo. Scenarzyści nie wiedzą kiedy przestać kluczyć i wystawiać cierpliwość na próbę. To samo było w przypadku ucieczki June. Uciekła i ją złapali- czyli wszystko zaczynamy od początku...
Również żałuję, że June została złapana. Ale liczę na to, że końcówka tego sezonu da szansę na trzeci sezon kiedy June będzie już poza granicami, a Serena zacznie walczyć o siebie lub ucieknie. Bo zakładam, że trzeci sezon jest niemal pewny.