Joanna Szczepkowska, znana polska aktorka, 28 października 1989 w Dzienniku Telewizyjnym powiedziała:
Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm.
Historyczne słowa. Parafrazując je sam dziś szumnie ogłaszam:
Proszę Państwa, 9 czerwca 2015 roku skończył się dla mnie serial Gra o Tron.
Przesadzam? Niespecjalnie. Piąty sezon zaczął się obiecująco i praktycznie do połowy bardzo mi się podobał. Potem wątki zaczęły się rozłazić, kluczyć i im dalej uciekały od książkowych oryginałów, tym gorzej dla serialu. Rozumiem, że to inna forma. Jasne, ale co innego skracać przydługie tematy (historia Aryi), a co innego zmieniać diametralnie sens oryginalnej opowieści czy niszczyć beznadziejnymi decyzjami dobrze narysowane postacie. Dalej będą spojlery ma się rozumieć.
Pierwsze czerwone lampki zapaliły mi się kiedy Sansa trafiła do Winterfell. Kto czyta ten wie, że to zupełnie nie tak jak w książce. Mniejsza o to. Scenarzyści mają swoje prawa. Problem w tym, że ten wątek pokrył się z książkowym: Ramsey dostał dziewuchę, która gwarantuje mu zamek i włości i teraz się nad nią pastwi. Sansa dostała za narzeczonego sadystę? Co za oryginalność. Nie mieliśmy takiej sytuacji od kilkunastu odcinków!
Potem ten nieszczęsny Jamie w Dorne i najgorsza (tak wtedy myślałem) scena walki w historii Gry o tron. Te pokraczne harce na dziedzińcu z bękarcicami Oberyna były tak słabe, powolne i mało dynamiczne, ze zabrakło mi tam dwukrotnego przyśpieszenia odtwarzania i muzyki z Benny Hilla. Jak ktoś ma nagrane – proponuję taki eksperyment. Wspomniany utwór stanowi rewelacyjny podkład dla tej żenady. (Aktualizacja: ktoś już to zrobił, dzięki ci internecie! To świadczy o tym, że nie tylko ja miałem takie odczucia. Proszę bardzo: klik.)
Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Po całkiem sensownym ósmym odcinku nadeszła prawdziwa katastrofa. To co się stało w obozie Stannisa to dramat. Nie w sensie empatii dla córki króla. Chodzi o konsekwencję w budowaniu postaci. Książkowy i (jak mi się zdawało) serialowy Ostatni Baratheon to facet zimny jak lód w obyciu, twardy egzekutor zasad, bezlitosny dla wrogów i przeciwników. Czasem nawet dla poddanych. Doskonały żołnierz i dowódca. Papierowy pierwowzór traktuje Mellisandre jak konieczny środek do osiągnięcia celu, ale kiedy uważa za słuszne – odstawia ją na boczny tor. Serialowy Stannis nie dość, że daje sobie wejść do obozu jakimś śmiesznym harcerzykom Ramseya to jeszcze zamienia się w fanatyka religijnego. Jego książkowa wersja (moim zdaniem) za samą propozycję spalenia córki wysłałaby Mellisandre w najlepszym razie za Mur. Nie mówiąc już o tym, że nawet karna ekipa samego króla albo by go opuściła, albo gorzej.
Mam wrażenie, że ta scena służyła sztucznemu budowaniu kontrowersji wokół serialu. W pierwszej serii śmierć Starka, potem Czerwone Wesele, dalej ślub Joffreya czy szarża wojsk Stannisa na dzikich. Tu chyba nie mieli pomysłu na kulminacyjny moment sezonu. Przemoc wobec dziecka, brutalny mord za przyzwoleniem rodzica. Wow, ale przełamujemy tabu! Sensu w tym nie ma za grosz. Konsekwencji też. To coś jakby Forrest Gump między turą w Wietnamie, a założeniem firmy krewetkowej popełnił nagle doktorat z fizyki kwantowej. Tu muszę oddać sprawiedliwość nieznającym oryginału. Przeczytałem kilka opinii osób, które znają tylko serial i dla nich to nadal jest spójna postać. Może to znajomość książki przesadnie (i mylnie) pogłębia w moich oczach postać Stannisa ekranowego. Może. Nadal wydaje mi się to kompletnie bez sensu.
Jeszcze nerw mi się nie uspokoił po „palonku” na stosie, a już musiałem przeprosić się z bękarcicami Oberyna i ich nieszczęsnym machaniem pejczami na dziedzińcu w Dorne. Na arenie w Meeren dopiero się działo. Najpierw czerstwy pokaz gladiatorów wygrany cudem przez kapitana Friendzone’a. A za chwilę creme de la creme: atak Synów Harpii na Daenerys. Osz ty w marcepan! To było coś. Otoczeni z każdej strony przez przytłaczające siły wroga? Żaden problem. Grzecznie będziemy typować po jednym frajerze do golenia na raz. Bez sztucznego tłoku. Żołnierze z Westerplatte do nieba szli czwórkami, ale w Meeren prawdziwi twardziele idą solo. Żadnych zbiorówek. Ukoronowaniem żenady było (nomen omen) finałowe wejście smoka. Albo się robi wysokobudżetową produkcję, albo nie daje się takich scen. Od tandetnego CGI momentami krwawiły mi oczy. Kiedy Dany wsiada na Drogona i leci, jako żywa stanęła mi scena z Neverending story kiedy chłopiec leci na psie. Niedawno Masochista miał na youtube ubaw z Wiedźmina. W skali budżetu i rozmachu produkcji HBO – te sceny były tak samo badziewne. Szkoda słów.
Przypuszczam, że odcinek nr 10 obejrzę z rozpędu, ale już nad kolejnym sezonem mocno się zastanowię. Zostały tak naprawdę dwa niepopsute (jeszcze) wątki. Jon i Arya. Chociaż pewnie do czasu aż braknie pomysłów na szokowanie.
W USA funkcjonuje hasło „jumping the shark„. Oznacza to mniej więcej maksymalnie głupi i żenujący moment w serialu, po którym może być już tylko gorzej. Fabuła biegnie w coraz bardziej absurdalnym kierunku, a serial zamienia się w odcinanie kuponów bez pomysłu na ilość kolejnych sezonów i jak zamknie się to w pewną całość. Gra o tron właśnie przeskoczyła przez rekina. Z przytupem, robiąc po drodze dwa salta. Szkoda. Książki Martina z każdą kolejną częścią trochę mnie nudzą i mnożą niepotrzebne wątki, ale przynajmniej nie są głupie i czuć tam ciągle jakiś pomysł, jakiś sens. W serialu już tylko w ilościach śladowych.
http://zabimokiem.pl/jak-umiera-gra-o-tron/
Zgadzam się co do tego - ale z wyjątkiem postarzenia Toma, to nie był aż tak zły pomysł. Zamiast dziecka jest "duże dziecko", niedoświadczony, mało zaradny chłopak. Wsadzili mu żonę do pierdla, a on nie wie co robić - to mi się podoba, bo wątek z Wróblami może się ciekawie rozwinąć.
O innych wątkach pisałem już, więc tylko w skrócie. Sansa jako ofiara skrwiela-handlarza ludźmi, który wrobił ją w morderstwo, a później (po to tylko, żeby znaleźć pretekst do kolejnego konfliktu) sprzedał jak prostytutkę rodzinie znanej z obdzierania ludzi ze skóry. Ja to kupuję :P
Wątek Prawowitego Króla - jak niedawno pisałem, skrytobójcze zamordowanie brata nie było aż tak straszliwą zbrodnią, bo miał jeszcze do wyboru: ustąpić albo zdecydować się na bitwę przeciwko własnej, bądź co bądź, armii. A poprowadzenie jego wątku na Północy - niegłupie, a przynajmniej spójne. Król był przekonany, że to on jest Obiecanym Księciem z przepowiedni, a gdy zrozumiał, że coś jest nie tak i że tak naprawdę idzie w kierunku katastrofy, było już za późno. Nie mógł się wycofać, nie mógł zawrócić. Postawiony pod ścianą, chwyta się wszystkich możliwych rozwiązań. Ale jest już przegrany. Traci wszystko, łącznie z rodziną i dobrym imieniem, nawet Lady Makbet go opuszcza - i jedna i druga - ale Król i tak uparcie brnie pod Winterfell. Wie, że już dawno przegrał, ale musi swoją rolę odegrać do końca. Mnie to przekonuje.
Ale Dorne to już faktycznie totalna porażka. To jest po prostu żenujące. Już sam widok Jaimiego i Bronna w przebraniu dornijskich żołnierzy i ta konfrontacja z bękarcicami - jakbym oglądał jakiś tani sit-com.
Cieszy mnie, że generalnie się rozumiemy :)
Ale co do Tommena... Mały chłopiec może nie rozumieć i bać się zapytać, dlaczego jego tata i starszy brat umarli, a siostrzyczkę wysłano na wieczne wakacje. Mały chłopiec tego nie wie i się tym nie przejmuje, bo wszyscy są dla niego mili, mówią że jest kimś niesamowicie ważnym, obsypują go prezentami i dają do zabawy jakieś papiery, których nie umie przeczytać, ale fajnie się je podbija stempelkiem. Poza tym trochę boi się swojej żony, bo dla niego to już dorosła pani, ale zaczyna ją lubić po tym, jak okazuje się fajna, bo daje mu kotki. Kupuję to.
Ale żeby czternasto - piętnastolatek (bo na tyle mniej więcej wygląda mi serialowy Tommen), wychowujac się jako następca tronu w Królewskiej Przystani, pozostał aż tak naiwny tak długo? Zacząłby w końcu pytać. Pojawiłby się naturalny u nastolatka bunt i podważanie rodzicielskiej władzy Cersei. Dowiedziałby się, że jako króla czekają go niebezpieczeństwa, bo uświadomiłby sobie, dlaczego zginęli Joffrey i Robert. Z ciekawości przeczytałby papiery, i zobaczył, w jakich sprawach decyduje, i dzięki temu - na co ma wpływ, a co nie. Dowiedziałby się, że Myrcella musiała poślubić zagranicznego księcia, aby zawrzeć sojusz - i już lekcja o negocjowaniu warunków pokojowych, a także o poświęceniach, których trzeba dokonać na rzecz większego dobra...
Kupiłabym jeszcze bardzo rozpieszczonego i zaniedbanego wychowawczo jedenastolatka, ale czternaście i więcej lat to juz zdecydowanie inny poziom świadomości. Piętnastoletni król, który nie wie, że moze wydać rozkaz, i który otwiera się przed piękną prawie rówieśniczką (max. 3 lata róznicy) tylko po tym, jak zaczyna ona zachwycać się jego kotkiem (!) to juz pomyłka.
Nie każdy nastolatek się buntuje, niektórzy mężczyźni całe życie pozostają pod wpływem matki, albo szukają żony, która będzie w związku osobą dominującą i podejmującą decyzję.
A tu mamy bardzo dobry przykład konfliktu między teściową a synową. Matka zazdrosna o syna, który był tak mocno z nią związany, a teraz uczucia kieruje w stronę innej kobiety. Cersei jest tak naprawdę bardzo samotna i nieszczęśliwa, a jedynym, co ją w życiu cieszyło, były dzieci. Chce, żeby jej syn pozostał na zawsze jej małym Tomciem, chce zawsze być osobą nr 1 w jego życiu i nie może się pogodzić, że to się zmieniło i że teraz będzie miał własne życie. Przyszła inna - młodsza, ładniejsza i zabiera jej to, co dla niej najcenniejsze, czyli najbliższą osobę. Mniej ważna jest władza, kontrola nad królestwem - to przez utratę więzi z synem zaczyna jej odp*dalać.
W sumie... chyba w mojej głowie zrodził się pomysł, o co może chodzić. Tommena moze czekać niedługo jakaś bardzo makabryczna i straszna śmierć, do odegrania której twórcy nie chcą zatrudniać dziecka przez wzgląd na to, że będzie musiało ono ją odegrać.
osobliwe wieści tu prawisz skąd ten pomysł ? i dlaczego tyle zła i dokąd zmierza gra
to tylko teoria. po prostu próbuję sobie jakkolwiek zracjonalizować (inaczej niż: żeby było więcej seksów) ten debilny pomysł postarzenia Tommena.
Nie ma to jak płacz nad r@chawicą ze wściekiem macicy. Nie ma to jak płacz nad kazirodztwem zresztą nie żadnym gwałtem wziętym a za zgodą, aprobatą i uwielbieniem. Nie ma to jak płacz nad zwykłą szmatławą, moralnie upadłą ohydną babą. Do czego ten świat zmierza, że suki takie jak Cersei zeszmacone, bez empatii do innych ino do swych kazirodczych bachorów zawsze znajdą u kogoś politowanie?
Jak komukolwiek może pasować taki bzdet i głupota? Serialowy Littlefinger od momentu gdy spontanicznie zabija Lysę nie mając nikogo do zwalenia winy zachowuje się jakby z dziesięć razy upadł na głowę:/
Przyznał się Cersei, że wie o niej i Jaimem. Jego ogłupianie zaczęło się o wiele wcześniej.
Zgadza się, ale nie było przy tym tak "spektakularne" jak dzieje się od czasów przesłuchania, gdzie Dedeki przyznały iż LF widział już swoją śmierć.
Że co? Nie bardzo rozumiem tą odpowiedź? To Littefinger zginie? Myślałam, że on jest nieśmiertelny. Dzięki za spojler D&D.
Nieeeee, no co Tyxd
Oni przy komentarzu do tej sceny tak mówili. I że gdyby Sansa go swoim teatrzykiem nie uratowała toby już było po nim.
Źle mnie zrozumiałaś. Wiem, że nie da się przenieść prozy PLiO na ekran i zamknąć w kilku sezonach po 10 epizodów. Nie narzekam na niezgodność z książką. Narzekam, że tam gdzie owa rozbieżność się pojawia zazwyczaj razi słabymi pomysłami i wyraźnie odstaje od poziomu książek. Na przykład wątek Aryi jest bardzo skrócony w stosunku do oryginału, ale dla mnie prowadzony mistrzowsko. Bez dłużyzn i nudy.
A co do Stannisa: podtrzymuję, że to bez sensu. Nie zliczę ile razy w książce Stannis mimo swojej surowości podkreśla rolę Shireen w jego życiu. Kilka razy instruuje Davosa, że w razie jego śmierci, ma on doprowadzić księżniczkę na tron zamiast ojca. Renly czy Robert to byli jego bracia, ale tak naprawdę rywale i wiele w książkach sugeruje, że bardziej się kochają bracia Clegane niż bracia Baratheonowie ;)
Nie wiem skąd wniosek, że widzowie chcieliby w serialu każdą scenę z książki. Problem z 5 sezonem jest jedynie taki, że twórcy za bardzo ingerowali w postacie (których nie potrafią dobrze napisać) i że zmiany są nielogiczne.
Nikt przecież nie narzeka na to, że pominięto Brana w 5 sezonie (a ma rozdziały w TZS). To samo mogliby zrobić z wątkiem Sansy, dając jej np. dwie krótkie sceny, żeby widz wiedział o planach Baelisha. Nie musi być w każdym odcinku. W serialu jest mnóstwo niedopowiedzeń (np. jak doszło do sojuszu Boltona z Baelishem, bo nie wyobrażam sobie, żeby LF ryzykował namawiając do zdrady korony legalnego dzięki Lannisterom namiestnika Północy, i przyznał się, że ukrywa Sansę ściganą za królobójstwo i może tak po prostu wspaniałomyślnie oddać ją Boltonom). Każdy błąd w tym wątku jest wytknięty w tym temacie http://www.filmweb.pl/serial/Gra+o+tron-2011-476848/discussion/Sansa+w+5+sezonie ,2628283 więc polecam poczytać. To jest wątek, którego nie da się w żaden sposób obronić normalnymi argumentami, wszyscy tylko powtarzają, że książkowy wątek jest nudny, ale nie wiem co jest takiego ciekawego w powtórce z rozrywki w wątku Sansy. Albo powiązany wątek Brienne, która cały sezon, kilka miesięcy stoi pod Winterfell czekając na świeczkę, rzeczywiście "aaarcyciekawe".
Przez zmiany wprowadzone przez twórców postacie zaczęły się cofać w rozwoju. Baelish oddał cennego Starka w ręce Boltonów, o Stannisie nawet nie wspominam, bo jego postać jest niszczona od samego początku.
Jaime w Uczcie miał jeden z najlepszych wątków, postać się rozwinęła, Jaime okazał się świetnym politykiem i wreszcie zrozumiał jakim potworem jest Cersei, teraz porównaj jego działania w Dorzeczu (+ świetne dialogi z Blackfishem, Edmurem i Freyami) do książkowego pieska Cersei, który w przebraniu wbija do Dorne, żałosnych scen walk i jeszcze gorszych dialogów. A wystarczyłoby poprowadzić wątek książkowo.
Co do Stannisa jednak krótko się odniosę: "Wie, że nie może się wycofać. Wie, że ostatnia szansa wymyka mu się z rąk, i jeśli teraz jej nie wykorzysta, to i tak wszyscy zginą..."
Bez przesady, Davos dał radę wrócić na Mur. A najemnicy zdezerterować. Ze Stannisa, który jest jednym z najlepszych dowódców też zrobili idiotę. Miał jednego dziedzica, ostatniego (poza nim) Baratheona i w książce (co jest logiczne) rozkazał swoim żołnierzom walczyć do końca, żeby posadzić Shireen na tronie w razie jego śmierci. W serialu pali to jedyne dziecko, po którym dynastia Baratheonów wygasa tylko dlatego, że 20 dobrych ludzi Ramsaya (kolejna głupota) podpaliło jego obóz. Poza tym w serialu to była jakaś prywatna wojna Boltona ze Stannisem, w książce Bolton nie był sam, do Stannisa też dołączyło wielu ludzi, żeby pomścić Starków. Kolejna głupota to list od kogoś z Północy "Północ nie uznaje żadnego króla poza królem Północy" (czy to nie była Mormont, ta sama co w książce pomogła Stannisowi?). Ok, ludzie Północy nie są zbyt lotni, ale tytuł chyba teraz jest najmniej istotną sprawą. Ważne, żeby zjednoczyć się przeciwko Boltonom i uratować córkę Neda. A w serialu ta prywatna wojna Boltonów ze Stannisem w ogóle nie ma sensu.
W każdym wątku było coś nielogicznego, sezon 5 to porażka, i nie da się ukryć, że powodem jest odejście od książek.
Święta prawda. Żeby było śmieszniej dodam, że lordowie północy mają pojawić się w 6 sezonie. A przecież byli potrzebni wcześniej, teraz to już za późno. Przespali ślub Sansy -który rzekomo odbył się z powodu ich buntu o ile dobrze pamiętam te dwa zdania, które o tym powiedział Roose- i walkę Stannis vs Boltonowie. Nie wiem co teraz będą robić skoro 'pozamiatane'.
Też uważam, że teraz jest już za późno na lordów Północy, dokładnie tak jak napisałaś, nie dość że przespali ślub syna namiestnika Północy to jeszcze olali starcie Stannisa z Boltonami, a tak im niby zależało na pokonaniu Boltonów (o uratowaniu Sansy (ostatniego żyjącego Starka według ich wiedzy), o której wszyscy na Północy wiedzieli nie wspominając). To porażka i już nic tego nie naprawi.
Obstawiam, iż ten "powrót lordów Północy" to będzie po prostu wtrącone od niechcenia kilka scenek z nimi jak coś tam pieprzą o obecnej sytuacji politycznej (żeby nie było, że tfurcy zapomnieli o ważnych fabularnych tegesach, no bo przecież oni super) i w efekcie nie robią nic, a Północ i tak zaleją dzicy i Inni. A Innych pokona Jasiu i Danka na jaszczurach. Świat ocalony. Ale to zajmie jeszcze minimum 2 sezony, bo hajs.
nie tylko serial obniżył poziom. Książki też. Od Uczty dla wron pisarz wyraźnie nie wie jak to dzieło kontynuować i pisze byle co tak by to wszystko w sposób w miarę logiczny doprowadzić do finału (którego chyba każdy zorientowany w temacie się domyśla). Pierwsze 3 części były świetne, później już tylko nieźle.
Czy tytuł tego posta zawiera jest wielka literówę ('Gar' zamiast 'Gra') czy to zostało napisane celowo, i jeśli tak, to dlaczego?
ps: wiem, że to niezła gafa mówić o czyichś przejęzyczeniach (jak mniemam) i samemu przy tym popełnić błąd.
To wynik edytowania tekstu, miało być "Czy tytuł tego posta zawiera wielką literówkę"
Miało być Gra. Literówka. Mea culpa.
A gafy nie było, nie ma problemu, jesteś pierwszą osobą, która na to zwróciła uwagę. Do tego momentu nawet nie zauważyłem błędu. Dzięki za czujność.
To i ja się wypowiem - kolega SithFrog pisząc o przypadku Stannisa niestety nie ma pojęcia jakie dyrdymały wypisuje :) To co zrobił Stannis jest zupełnie logiczne i oczywiste - jednak, żeby to zrozumieć trzeba by troszeczkę się dokształcić i poczytać. Do Stannisa można by idealnie przyrównać postać Stalina - wydarzenia na frońcie wschodnim doskonale oddają to, że Stannis zachował sie odpowiednio do sytuacji. Miał do wyboru stracić wszystko i zginąć tak czy tak, lub spróbować poświęcić córkę ale wygrać wojnę - tu się kłania motyw poświęcenia syna przez Stalina w czasie WW2 :)
Natomiast co do efektów CGI to są całkiem okej - mam po dziurki w nosie efektów z lat 60, które ludzie (przez ten zwrot rozumiem gimnazjalistów i licealistów :P) zachwalają.
Uwielbiam dyskusję na poziomie "nie masz racji, bo jesteś głupi, poczytaj i zrozumiesz".
Co mam poczytać? :) Gra o Tron - przeczytałem wszystko, co do tej pory wyszło.
A ze Stannisem i Stalinem to już w ogóle przestrzeliłeś. Książkowy Stannis jest genialnym dowódcą. Potrafi wygrywać potyczki z przeciwnikiem, który ma przewagę liczebną. Swoich poddanych traktuje surowo, ale sprawiedliwie (sir Davos - obcięte palce za przemyt, szlachectwo za zasługi). Stalin to był bezlitosny tyran i dyktator, który życie ludzkie miał za nic i wymordował więcej swoich ludzi niż wrogów. Polecam wpisać w google "hołodomor".
No i najważniejsze, polecam poczytać w Grze o tron co mówi Stannis o swojej córce. Ot np. kiedy instruuje sir Davosa, że w razie jego (Stannisa) śmierci, ma doprowadzić małą na tron :)
W książce przypuszczam, że Shireene też spłonie, ALE ona została na murze z Melissandre i matką-fanatyczką, a Stannis pomaszerował na Winterfell. Prawdopodobnie wygra bitwę, bo czerwona kapłanka do spółki z matką spalą dziecko. To jest sensowne jeśli chodzi o spójność budowania postaci.
Kolego proszę cię, to że na historii w szkolę posłuchałeś trochę bajek na temat Stalina nie znaczy, że wiesz o czym piszesz :) Wydaje mi się jednak, że Martin zna lepiej histrie tej postaci niż szanowny kolega. Zacznijmy teraz od porównania - Stalin na początku lat 30 sproawdził do siebie wiedźmę, która mu poradziła jak uniknąć śmierci i nie dać się zabić swoim przeciwnikom politycznym (tu właśnie za tą wiedzę ginie Kirov - jest jednak chowany jak bohater, a nie zbrodniarz) - to skutkuje rozpoczęciem w ZSSR wielkich czystek. A teraz spójrz na postać Stanisa i pomyśl kiedy Stanis zaczyna mordować poddanych - kiedy pojawiła się u niego czerwona wiedźma.
Co do wielkiego Głodu na Ukrainie, to za to był odpowiedzialny Chruszczow i lęk ludzi przed Stalinem. Sama śmierć Stalina doskonale oddaje, że nie był takim zwyrodnialcem jak też o nim i wszyscy mówią. Przed śmiercią w 53 - podczas obiadu Abakumov, wygadał się Stalinowi, ile kosztuje obiad jedzony przez niego - co skończyło się tym, że Abakumov został postawiony w stan oskarżenia (nie to co np. imbecyl Tusk z jego słynnym i daniami u Sowy i przyjaciół - Kto śmiał nagrywać :D)
Stalin oczywiście, nie był genialnym strategiem i w tym ustępuje Stanisowi( jednak był genialnym politykiem, czego o Stanisie nie można powiedzieć)
Sama historia Westeros aż kłuje w oczy z nawiązaniem do historii świata w okresie Iws miezywojnia i IIwś :)
Co do Shireen w książce to jeśli ta już ma spłonąć to tylko po to, żeby wskrzesić Jona albo przywołać smoka (albo to i to na raz - wszak mur to smok) . Wracając jeszcze na chwilkę do postaci serialowego Stanisa chcę powiedzieć, że spalenie córki było spójne z wizją pokazanego tam człowieka - na końcu jest człowiek przegrany, który chce wygrać za wszelką cenę i posuwa się do ostateczności - jak się patrzy mania w klasycznym dwubiegunowym zaburzeniu :)
I co do poczytania to mi chodizło nie o GoTa(tfu bluźniercza swoją droga na SoIaF), a książki historyczne o XX wieku i książeczki psychologiczne / psychiatryczne, żeby zrozumieć sensowność przedstawionej postaci. Nie miało na celu obrażać kolegi czy coś - tylko zachęcić do próby zrozumienia otaczającego nas świata - jednak pisałęm tamten post w nocy i mogło wyjść trochę po chamsku - był to niezamierzony efekt :)
Natomiast co do Sansy, ma kolega 100% rację to było tylko po to, żeby zaszokować widza. Bolton zarówno książkowy jak i serialowy nigdy nie pozwolił by na skrzywdzenie fizyczne Sansy swojemu bękartowi, bo by się bał odwetu. w książce rodów północy i LF, a serialu przynajmniej LF :)
Co dalej, myślę że największy strzał w stopkę ze strony D and D jest dopiero przed nami - myśle, że w serialu mogą nie ożywić Jona - wszak Martin powiedział im, tylko kto ma wygrać żelazny tron, a nie kto ma żyć :)
Zgadzam się częściowo, a w sumie różnicę między nami zawarłem w zdaniu:
"Tu muszę oddać sprawiedliwość nieznającym oryginału. Przeczytałem kilka opinii osób, które znają tylko serial i dla nich to nadal jest spójna postać. Może to znajomość książki przesadnie (i mylnie) pogłębia w moich oczach postać Stannisa ekranowego. Może. Nadal wydaje mi się to kompletnie bez sensu."
Jeśli spojrzeć na Stannisa tylko przez pryzmat serialu to czemu nie. Ja nie potrafię znając książki.
Zgadzam się też i to bardzo dobrze powiedziane: Stalin nie był dobrym strategiem, ale świetnym politykiem, Stannis odwrotnie.
A z oceną Stalina zgodzić się nie mogę. Może jest demonizowany, ale uważam, że z jego inicjatywy zginęło więcej ludzi niż można sobie wyobrazić, a to jest jednoznaczne w ocenie. Mówienie, że za wielki głód odpowiedzialny był Chruszczow to jak mówienie, że za holokaust odpowiadał Eichmann, a nie Hitler :)
Ciekawe spostrzeżenia :)
Natomiast wracając do Stalina to owszem, wymordował bardzo dużo ludzi, ale w porównaniu z Mao to nadal lokalny watażka :) Do tego Stalin mordował bo się bał masonerii i tego co jest nad nimi ( to ci sami pogrążyli Rosję w 1917 w niebycie i próbowali stworzyć w niej modelowe państwo Sowieckie, doskonale zaprezentowane w Roku 1984 Orwella :) )
Ale mniejsza z tym, pozwolę się odnieść do kwestii holocaustu - nie demonizował bym tak Hitlera i wiązał go z holocaustem :) Pragnę przypomnieć, o czymś co wie garstka osób, gdyż jest to jak najgłębiej grzebane w archiwach i niszczone, a mianowicie w 1918 roku żydowskie gazety pod koniec I WŚ pisały, jak to w Kaiserowskich Niemczech, wymordowano słynne 6 milionów żydów - ale wtedy nikt im w to nie uwierzył, więc nie było nawet mowy o powstaniu państwa Izrael w Palestynie :D
Idziemy dalej, Hitler sam był w połowie żydem, miał matkę zydówkę. Co dalej - słynne Mein Kampf nie napisał Hitler tylko Rudolf Hess, w czasie ich wspólnego pobytu w Bawarskim więzieniu - to ten sam starszy Pan, którego Brytyjczycy zabili nie tak dawni, żeby nie zaczął mówić - tak w Wielkiej Brytanii też grasuje seryjny samobójca :D
Tak więc, mowa nienawiści do żydów była tylko mową i owszem byli represjonowani podczas wojny, jednak opowieści o Auschwitz to bajka :) - według oficjalnych danych Czerwonego Krzyża w oboziach zagłady zgineło jedynie 100 tysięcy Żydów - natomiast te pozostałe kilka milionów to byli niestety Polacy - o tym się jednak nie mówi (nie daj boże ktoś poruszy ten temat to jest podłym antysemitą). Natomaist owszem z europy zniknęło dobrych kilka milionów zydów w tym z Polski - jednak nie poszli z dymem a emigrowali do Izraela po Wojnie - stąd słynne "k...." w czasie wojny 7 dniowej, które sprawiło że Arabowie myśleli, że to jakiś szyfr którego nie mogli złamać i przyczyniło się do zwycięstwa Izraela w tej wojence.
Mam nadzieję, że dość jasno opisałem sprawę i owszem Stalin mordował ludzi i to na potęgę - to tak na zakończenie :)
Chyba nasłuchałeś się za dużo Korwina. Nie chcę wdawać się w polemikę z udziałem liczb, ale pisanie, że w obozach zagłady zginęło 100 tys. Żydów to jest jakieś umysłowe zaczadzenie. Bez obrazy, ale to jest piramidalna bzdura. Choćby tylko ze względu na fakt ile było obozów, jakie miały moce przerobowe i jak długo funkcjonowały, a Żydzi byli nominowani do ich odwiedzenia w pierwszej kolejności.
Zgadzam się, że przy skali holokaustu ludziom czasem umyka, że prócz Żydów ginęła tam masa innych nacji, ale nie można zaprzeczyć, że cały przemysł został wymyślony do eksterminacji tej konkretnej grupy ludzi, a przy okazji innych jak się nawiną. Hitler nie chciał eksterminować Polaków, bo miał dla nas inny los wymyślony.
Szanowny kolego SithFrog - te dane które ci podawałem natemat masowej eksterminacji żydów , wiem również z pierwszej ręki od dziadka, który podczas wojny był majorem AK (podczas wojny pomagał żydom, aż do czasu jak to ścierwo za udzieloną pomoc w czasie wojny nie wydało jego ludzi Sowietom :) ), a po wojnie sekretarzem partii w Mikołowie(międ Wizy innymi wysłał gen. Ziętka, który kradł na potęgę na "wcześniejszą emeryturę" publicznie na zebraniu partii mówiąc, że jest złodziejem :) )
Wybacz więc, ale wiem troszeczkę więcej niż rpzeciętny zjadacz chleba i ficjalne dane czerwonego krzyża są dla mnie doskonałym dowodem. Nie było czegoś takiego jak obozy smierci, to były obozy pracy - (takie jak np Brytyjczycy w XIX wieku urządzali w Indiach czy Afryce - jednak do nich się jakos nikt nie przypiernicza :) - tj przypierniczała się Rosja Carska, dlatego tez znikneła ). Owszem na małą skalę byli unicestwiani ludzie bezproduktywni, ale to były przypadki mimo wszystko - i używano do tego nie cyklonu B, a CO2 w psotaci zwykłych spalinek.
Bajka o wielkich obozach zagłady to był mit żydowski(trzeba też jakoś było ukryć co żydowska hołota robiła w ZSSR - pisze kolega, że to Stalin mordował - jednak zapomina, że to było rękami NKWDzistów żydowskiego pochodzenia :) )
Gdyby allianci nie oddali Stalinowi Polski, to nigdy nie było by mitu zwanego Holocaustem - ale za zamordowanie Sikorskiego na Gibraltarze, wyciszenie Katynia i oddanie Polski Stalinowi (Stalin chciał Polski ze względów na zemstę za porażkę w Bitwie Warszawskiej, której nie przypłacił życiem) Sowieccy eksperci potwierdzili, że owszem Niemcy masowo mordowali żydów :)
Spoko, napisz mi jeszcze, że ataki na WTC to spisek żydów, a Kennedy'ego zabili kosmici. To jest ten poziom abstrakcji :) Bełżec, Sobibór, Treblinka. To nie były obozy koncentracyjne. Mogę się spierać i szukać dokumentów ile milionów ludzi tam "przetworzono", ale negowanie zjawiska w ogóle to jest naprawdę jakaś wyższa szkoła jazdy. Coś jak pisanie, że to Polska jest winna rozpętania 2 wojny, albo że to nie Niemcy najechali nas w 1939 roku tylko jacyś mityczni naziści. A może w Katyniu to jednak Niemcy? :)
A z ciekawości - Czerwony Krzyż to dane miał skąd? Ze swoich humanitarnych placówek na terenie 3 rzeszy? :)
Z mojej strony koniec dyskusji, bo nie zgodzimy się nawet na poziomie udokumentowanych faktów historycznych.
SithFrog to, że W11 to spisek żydów to tutaj nawet nie ma co dyskutować - wystarczy spojrzeć na wykres SPX 500 w tamtym okresie i 20 krotnie większ ilość opcji pu - ludzie kłamią
Klikneło mi się coś
SithFrog to, że W11 to spisek "żydów" to tutaj nawet nie ma co dyskutować - wystarczy spojrzeć na wykres SPX 500 w tamtym okresie i wystawienie 20 krotnie większej ilość opcji put w porównaniu z średnią w tamtym okresie - kilka dobrych bilionów dolarów zarobił ktoś wtedy na tym (polecam poczytać co to są opcje by zrozumieć) - ludzie kłamią, fakty historyczne można zmanipulować, jednak Rzymska maksyma prawna Qui Bono nigdy sie nie myli - wystarczy pójść za tropem pieniążków by zrozumieć to i owo :)
Co do Pana Kenedego - to wydał słynny "Executive Order 11110" - gdzie chciał odebrać FEDowi możliwość kontrolowani gospodarki za co go zastrzeli jak wszystkich poprzednich prezydentów USA którzy się sprzeciwiali decyzjom "Smart Money" :)
Co do reszty, skoro kolega usiłuje mi włożyć w usta twierdzenie, że za Katyniem stali Niemcy - kiedy jest to odpowiedź na posta, w którym stawiam hipotezę jakoby ZSSR potwierdziło Holocaust za przemilczanie ich udziału w Katyniu to jednak nasza dyskusja merytoryczna nie ma sensu :) Nie będę na siłę uświadamiał mas, skoro chcą być ciemne.
Na koniec pozwolę sobie zacytować klasyka i ojca propagandy "Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą." :) Tak wiec wrócmy jednak do rozmów o SoIaF'a, bo tam wszyscy mają rację bo prawdziwy sens zna tylko Martin :)
Ale gadać to można cokolwiek.
Jeśli chcesz kogoś uświadomić to podawaj dowody.
Niezłym dowodem jest to że ktoś miał interes i prawdopodobnie mógł coś zrobić.
Ale lepsze są faktyczne dowody.
Dodałbym jeszcze że znęcanie się nad głównymi bohaterami wcale nie jest pomysłem oryginalnym, wystarczy tu wymienić choćby takie filmy jak Girl Next Door (2007) czy Martyrs (2008), o których przypomniało mi właśnie torturowanie Theona przez Ramseya.