jestem w połowie 7 sezonu i szczerze dłużej nie wytrzymam z tą nudną parą towarzyszy . Nurzą mnie
do tego stopnia że zastanawiam się czy nie porzucić tego serialu
to wspaniale nareszcie mam sens dalszego oglądanie bo szczerze nie mogłam ich znieść
Ja tam ich lubiłam ;) Amy była pierwszą osobą, która zobaczyła nowego Doctora i podoba mi się to, że razem tyle wytrwali. Zawsze będą połączeni ze sobą poprzez River. Mają wspólną prawie rodzinną historię :D
Też ich lubiłam :). Amy to moja ulubiona towarzyszka, bo to od 5 serii pokochałam ten serial :). Spodobała mi się baśniowość i magiczność która wtedy się pojawiła. A Amy urzekła mnie już jako mała dziewczynka czekająca na swojego Doktora :).
Ja oglądałam wcześniejsze serie i było mi smutno po odejściu Rose itp, ale jakoś Amy najbardziej przypadła mi do gustu. Można rzec, że era Matta to też era Karen. Z Jenną sobie długo nie pograł Matt. Teraz jakoś dziko będzie, bo nie lubię Clary a Doctorek też nowy.
Ja też Clary jakoś nie potrafię polubić :/. Jest zbyt... idealna. I taka trochę cukierkowa :/. I z początku Capaldi mnie nie bardzo ucieszył ale teraz, kiedy jestem po klasycznych seriach i trailerze to daję mu spore szanse :). Może wynagrodzi nudną Clarę :P.
Postać Clary była bardzo zagadkowa z tymi jej ciągłym powracaniem do życia i myślałam, że to jakoś tak inaczej wyjdzie. I teraz jest traktowana, jak to, która ocaliła Doctora. Tylko, że wszyscy pozostali towarzysze, zrobiliby dla niego to samo i też go ratowali raz po raz. Np. kiedy Doctor zamknął się w Arce, która potem wybuchnęła i tylko Amy mogła go przywrócić swoimi wspomnieniami. Różne były sytuacje. Także jak dla mnie to jakąś wielką zbawicielką Clara nie jest :D
No właśnie. Przecież to samo zrobiła Rose, Donna, nawet Martha. Większość towarzyszek ratowała Doktora, więc nie rozumiem o co tyle hałasu :/. Choć przyznam, że finał siódmego sezonu i tak zrobił na mnie wielkie wrażenie :D.
Bo to jest impossible girl. Rose, Martha czy Donna to były zwykłe dziewczyny. Clara i Amy były niezwykłe. Koło Amy kręcił się cały wszechświat i czas a Clara była impossible.
Rose była Złym Wilkiem! I sprawiła, że Jack jest nieśmiertelny - nie była zwykła :) A Donna? Widzieliśmy w "Skręć w lewo" jaka była ważna.
Ha, mnie nie musisz przekonywać, że były ważne, ale kiedy je poznajemy wszystkie są normalne. Zaś Amy i Clara od początku są niezwykłe.
No w sumie prawda :) Chociaż wg mnie Amy i tak była najbardziej irytującą towarzyszką.
Raczej chodziło cały czas o to z Amy, że jej córka miała zostać porwana i wykorzystana jako broń przeciwko Doctorowi. Stąd te czopki z zakonu od Ciszy. Ja też nie czaiłam bazy, czemu akurat data urodzin Amy jest taka ważna i skąd pęknięcia na jej ścianie. Dopiero potem się nieco wyjaśniło.
"Czopki z zakonu od Ciszy" - genialne. Ogólnie Cisza była świetna - ich wygląd, właściwości (to, że nie można było ich zapamiętać i że wpływali na całą ludność) i ta cała misja z River.
A wracając do towarzyszek - popieram, że Rose i Donna górą! Chociaż Clara też jest niezła :D
Hahaha tak mi się nazwało ich, bo w sumie Cisza to był cały zakon, a te stwory takie eee... niezaklasyfikowane :D
Też mi się podobał z nimi wątek. Na początku kompletnie nie ogarniałam, ale potem całkiem zgrabnie wyjaśnili to w ostatnim odcinku Matta Smitha.
Nie znosiłam dorosłej Amy, ale mała była urocza, a Rory zazwyczaj był spoko. Zazwyczaj.
Z Pondów to chyba najbardziej kocham Briana XD I, oczywiście, River.
Dorosła Amy była irytująca, mała urocza, Rory zależy, czasem zbyt często był kontrolowany przez Amy, Brian był fajny, a River jest zarąbista i zwykle nie myślę o niej jako córka państwa Pond tylko po prostu - River.
Brianowi to nawet spin-offa powinni zrobić XD Tak na poważnie: chciałabym jeszcze raz go zobaczyć, choćby stojącego po drugiej stronie ulicy podczas jakiejkolwiek przygody Doctora.
Też myślę o River jako River, nie jako Melody Pond.
Och, to byłoby piękne nawiązanie do Pondów, tak jak nawiązanie do Rose w 6 i 7 sez. Pater Noster gang powinien dostać swój spin-off :D