Detektyw
powrót do forum 1 sezonu

"True Detective" niespodziewanie wjechało na HBO w dwa tysiące czternastym roku i niedługo później było już nie tylko kultowym serialem, lecz zgodnie z głosami milionów ludzi na świecie – serialem, do którego poziomo mało co wcześniej doskoczyło i zapewne mało w przyszłości doskoczy. Największą klątwą następnych sezonów była jakość pierwszego.

Nic Pizzolatto dokonał rzeczy wybitnej – napisał tekst, który wciąga od pierwszych minut, ma świetnie skonstruowane, różne od siebie postaci, niespieszne tempo pogłębiające klimat i teksty, które przeszły do historii sztuki. Aktorzy, reżyser, operator, montażysta, kompozytor muzyki, scenografowie i osoby od kostiumów dołożyli swoją jakość, sprawiając, że bez wątpienia "True Detective" jest serialem wybitnym.

Główni bohaterowie, Rust i Marty, są zupełnie inni, lecz poniekąd łączy ich ta inność, bo ostatecznie dzięki różnym spojrzeniom rozwiązują swoją najtrudniejszą zagadkę kryminalną w życiu. Po drodze obserwujemy ich życie na przestrzeni wieli lat, zmiany fizyczne, ale przede wszystkim charakterologiczne. Obserwujemy, jak Rust próbuje uwierzyć, że po tragedii, która go spotkała, może jeszcze normalnie żyć. Widzimy, jak przez własną głupotę Marty dwukrotnie traci rodzinę. W końcu dowiadujemy się, co poróżniło ich szorstką, męską przyjaźń i znów przekonujemy się, że mogła to być tylko jedna "rzecz" – kobieta.

Rust to introwertyk czytający mnóstwo książek, człowiek z ponurą i porąbaną przeszłością, pesymistyczny filozof, który sam nazywa siebie realistą, człowiek bezustannie myślący, biorący odpowiedzialność za swoje czyny i nie owijający w bawełnę. Marty z kolei jest bardziej otwarty, chociaż mówić zbytnio nie potrafi. Jest towarzyski, lubiany, ciągnie go do zwichrowanych psychicznie małolat, nie zadręcza się swoją nie raz złą postawą. Większość osób z nim nie sympatyzuje, bo Marty jest odbiciem większości ludzi – egoistycznym, myślącym tylko o własnej korzyści i przymykającym oczy na prawdę. Prawda boli, ale niestety tacy przeważnie jesteśmy, dlatego wolimy Rusta, który się nie oszukuje i wie, kim jest.

Jak mamy go nie lubić, skoro jest autorem choćby takich słów?:

"Niech cię szlag, Marty. To miejsce i ci ludzie robią z ciebie zwierzę myślące tylko o własnej korzyści"
"Każdy zawsze ma wybór"
"Cały ten stan trzeba byłoby zamknąć w psychiatryku"
"Odchodzę. Pieprzę ten świat"
"Życie to jedno i to samo. Sen, który wszyscy śnimy w zamkniętym pokoju. Sen o tym, że jest się osobą. I jak to zwykle bywa w snach, na końcu czai się potwór"
"Świadomość to nieporozumienie. Natura stworzyła istoty niezgodne z sobą"
"Cały świat to jedno wielkie getto. Kosmiczny rynsztok"
" Nikt nigdy nie powinien mieć czegoś takiego. Tym razem nie odwrócę wzroku"

Z odcinka na odcinek wgłębiamy się też w tajemnicę Króla w Żółci, Carcosy i grupy zwyrodniałych morderców, aż do dramatycznego i dynamicznego finału. W końcu Marty, po tylu przeżytych latach i po strasznych wydarzeniach uświadamia sobie, jak zmarnował swoje życie (scena płaczu w szpitalu przy rodzinie jest jedną z najsmutniejszych w kinie ever – Marty nic nie musi mówić, a wiemy, że uświadamia sobie, iż całe życie szukał nie tego, czego potrzebował i robił to, co nie miało żadnej wartości). Wreszcie dostajemy ostatnie zdania od Rusta – pesymistyczny filozof trochę zmienia swoje nastawienie! Opowiada o głębokiej miłości odczuwanej w stanie na granicy życia i śmierci i kapitalnie puentuje:

" Jest tylko jedna historia – ta najstarsza. O walce ciemności z jasnością".

Jak się okazuje, kiedy spojrzymy w niebo, ciemność już nie wygrywa tak wyraźnie, a może nawet i przegrywa, bo niewielkie w skali wszechświata, ale mnogo rozstawione gwiazdy łamią mroki, rozświetlając je swoim blaskiem.

ocenił(a) serial na 10
LukaszJarosz25

PS. Jeszcze zapomniałem wspomnieć o noirowej konstrukcji serialu, w której intryga sama w sobie jest prosta. Najlepsze opowieści kryminalne mają w gruncie rzeczy proste intrygi, gdzie meta się liczy, ale byłaby niczym, gdyby nie ciekawa droga.

ocenił(a) serial na 9
LukaszJarosz25

Ładnie napisane, warto zaznaczyć że dzisiaj taki serial już by nie powstał.
Uprzedmiotowienie kobiet, toksyczna męskość i tego typu hasła by się przewijały, brak mniejszości dwaj hetero biali mężczyźni w głównych rolach i inne ,,problematyczne" wątki.
To była chyba końcówka złotej ery telewizji o której wspominał twórca breaking bad.

ocenił(a) serial na 8
Daner_

Bez sensu. Przecież Czarnych w USA jest jakieś 10 %

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones