Piszę to w połowie 12 odcinka. Ma całkiem trafny tytuł. Musiałem zrobić sobie przerwę, bo masa krytyczna została ostatecznie przekroczona. Katowałem się tą szmirą wyłącznie dla widoku dziewczyn i kalifornijskich krajobrazów przy okazji. Ten odcinek mnie już całkowicie zmordował. Przypomniałem sobie jedną recenzję internauty ze Stanów na IMDb. Zmiażdżył produkcję po obejrzeniu pilotowego odcinka, jako jeden z wielu zresztą. Jeszcze zanim skopiuję jego słowa, zwrócę uwagę na pewien maleńki szczegół, który on akurat pominął, a który mnie tak uderzył, że nie tylko pamiętam go, ale wytknę teraz: finał odcinka "The Jet Set". Oboje Annie i Dixon ponoszą określone konsekwencje swoich przewinień. Kara Dixon'a polega m.in. na zakazie eSMSowania. Ja pierdzielę! Zakaz wysyłania (a może także i odbierania...? :> ) eSMSów. To się dzieje w Beverly Hills, czy w Qaşr-e Qājār, ja się pytam...?
Tyle ode mnie, poniżej należyta rozwałka autorstwa kogoś stamtąd:
http://img360.imageshack.us/img360/3443/90210vs6.jpg