Recenzja gry

Crysis 2 (2011)
Cevat Yerli
Maciej Kowalski
Andrzej Chudy
Jakub Szydłowski

Z dżungli do dżungli

"Crysis" to przykład gry, która padła ofiarą zbyt dobrej oprawy graficznej. Mimo posiadania ogromnych map, doskonałej fizyki, znakomitego AI przeciwników czy możliwości kierowania rozmaitymi
"Crysis" to przykład gry, która padła ofiarą zbyt dobrej oprawy graficznej. Mimo posiadania ogromnych map, doskonałej fizyki, znakomitego AI przeciwników czy możliwości kierowania rozmaitymi pojazdami, większość graczy traktowała dzieło studia Crytek jak interaktywny benchmark, zwracając uwagę tylko na efekty wizualne oraz wymagania sprzętowe. Nie od dziś uważam, że pierwszy "Crysis" to gra, którą każdy fan "strzelanek" powinien znać i którą można postawić obok tak znaczących tytułów, jak "Half-Life 2" czy pierwszy "Far Cry". Na dwójkę czekałem z niecierpliwością i choć ustępuje ona pod pewnymi względami "jedynce", to i tak, w mojej opinii przynajmniej, twórcy stanęli na wysokości zadania.

Jako że pierwsza część zjadała komputery osobiste na śniadanie, sprawiając przy okazji, że oczy wypadały z orbit, to moją recenzję zacznę od wymagań sprzętowych i oprawy wizualnej. Właściciele nieco słabszych PC nie muszą się martwić, bowiem "Crysis 2" został znakomicie zoptymalizowany: do odpalenia programu wystarczy dwurdzeniowy procesor z taktowaniem (około) 2GHz, 2GB RAM, 9GB miejsca na dysku oraz GeForce 8600 GT na pokładzie. Co prawda przy tej konfiguracji gra ostrzega, że parametry sprzętu są zbyt niskie (podobno odpalenie grozi awarią), ale po zignorowaniu informacji chodzi bez problemu i wygląda naprawdę nieźle. Właścicieli mocniejszego sprzętu i wielbicieli graficznych wodotrysków muszę natomiast ostrzec, iż owoc pracy Cryteku na maksymalnych detalach troszeczkę rozczarowuje. Przede wszystkim w oczy szczypią niskiej jakości tekstury - twórcy starają się to ukryć różnego rodzaju filtrami graficznymi czy motion blurem, jednak fakt jest faktem: "Crysis" część pierwsza z bliska robił większe wrażenie.

Samo studio przyznało, iż słabsza oprawa wynikała z ograniczeń konsol (bowiem "Crysis 2" wyszedł niemal jednocześnie na PC, X360 i PS3) i po jakimś czasie wypuściło na komputery osobiste dwa patche poprawiające grafikę: pierwszy (o wielkości 1,6GB!) podwyższający jakość tekstur, drugi (550 MB) dodający obsługę DirectX 11. Jak wygląda gra po zaaplikowaniu "lekarstwa"? Niesamowicie. Większa ilość szczegółów, poprawiona głębia ostrości, bardziej zaawansowane mappowanie, odmienione rozmycia, poprawa animacji wody czy wreszcie tesselacja sprawiają, że niejednokrotnie przystajemy po to, aby tylko podziwiać widoki. Oczywiście wszystko ma swoją cenę: wymagania sprzętowe w ustawieniach "Ultra" są bardzo wysokie i tylko właściciele prawdziwych "potworów" będą mogli cieszyć tymi wszystkimi efektami. Warto jednak zainwestować, bowiem kilka razy złapałem się na tym, że przystawałem tylko po to, aby dokładnie obejrzeć sobie "zwykły" murek czy podłogę*. Żeby jednak nie było zbyt różowo, to muszę jednak wspomnieć o kilku błędach, które spotkałem na swojej drodze (nawet po zainstalowaniu wszystkich dostępnych łatek): kilka razy zaginęły mi tekstury rozmaitych obiektów, a wrogowie potraktowani materiałem wybuchowym potrafili... wbić się w ściany. Można jednak na to przymknąć oko.

Grafika jest jednak dla mnie tylko i wyłącznie dodatkiem do rdzenia rozgrywki, ponieważ jeśli gra charakteryzuje się słabym gameplayem, to nawet fotorealizm nie pomoże jej w zdobyciu serc graczy. Dlatego też skupmy się tym, co oferuje "Crysis 2" zaczynając oczywiście od dania głównego, a więc trybu singleplayer. Kampania dla pojedynczego gracza rozgrywa się trzy lata po wydarzeniach znanych z pierwszej części. Tym razem wcielamy się w rolę członka oddziału specjalnego, który po zatopieniu jego łodzi podwodnej przez obcych, zostaje uratowany przez ciężko chorego Proroka. Barnes "obdarowuje" Alcatraza egzoszkieletem, nakazuje mu odnalezienie byłego członka Crynetu - Nathana Goulda - po czym popełnia samobójstwo. Myślicie, że dotarcie do jakiegoś "jajogłowego" to bułka z masłem? Wręcz przeciwnie, bowiem Nowy Jork to samo centrum wojny z kosmicznymi najeźdźcami, a na Proroka polują oddziały CELL, dowodzone przez Dominica Lockharta. Okazuje się bowiem, że Barnes zarażony był śmiercionośnym wirusem i wojsko dostało rozkaz zlikwidowania go jako potencjalnego zagrożenia biologicznego. A że teraz nosimy jego skafander, to wszyscy biorą nas poszukiwanego. Jakby mało nam było kłopotów...

Nie ukrywam, że fabularnie "Crysis 2" rozczarowuje. Od razu rzuceni jesteśmy na głęboką wodę, nie wiedząc o co tak naprawdę chodzi i uczucie zdezorientowania towarzyszy nam niemal do samego końca Jeśli spodziewacie się wyjaśnienia największych zagadek z pierwszej części lub/i dodatku - zapomnijcie. Nie poznałem odpowiedzi na żadne z pytań postawionych przeze mnie po napisach końcowych "Crysis" i "Crysis: Warhead". Dopiero na samym końcu kampanii autorzy scenariusza łączą cienkimi nićmi wszystkie wcześniejsze wydarzenia, ale dla mnie to troszeczkę za mało i widać wyraźnie, iż już wtedy twórcy w planach mieli trzecią część. Czy w niej dowiemy się czegoś więcej? Kto wie. Sporym minusem jest również polska lokalizacja. Nie podoba mi się przede wszystkim brak konsekwencji: "Crysis" wydany był z polskimi napisami, "Warhead" również, natomiast "Crysis 2" jest w całości po polsku. A w obsadzie niestety nie wszyscy spisali się na medal. O ile Sadowski, Machalica czy Milowicz są OK, to Agnieszka Matysiak w roli Tary Strickland sprawiała, iż miałem ochotę walnąć pięścią w monitor. Gdym miał możliwość zastrzelenia ważnych dla fabuły postaci, to po pierwszym zdaniu posłałbym jej serię w plecy. Całe szczęście warstwa dźwiękowa i muzyczna pozwala zapomnieć o dialogach z tą kobietą, bowiem jest wręcz wyborna. No a za motyw przewodni odpowiada sam Hans Zimmer!

Fabuła rozczarowuje, ale na szczęście "Crysis 2" ma sporo asów w rękawie. Przede wszystkim: mapy. Zniszczony Nowy Jork prezentuje się po prostu wspaniale, a każda lokacja zapada w pamięć i oszałamia bogactwem szczegółów. Odwiedzamy znane z pocztówek czy kolorowych czasopism miejsca, skaczemy po dachach wieżowców, biegamy po (nad?) Central Parkiem, toczymy boje w metrze - i wszystko wygląda wspaniale. Nie chodzi nawet o monumentalizm lokacji, ale bardziej o te wszystkie szczególiki tworzące wrażenie autentyczności: parkometry, żółte taksówki, sklepy z pamiątkami, porozrzucane gazety, kosze na śmieci, słupy ogłoszeniowe itp. Wszystko tu jest na swoim miejscu. Z uwagi na to, że w lokacje trzeba było włożyć więcej pracy niż w przypadku "jedynki" mapy są jednak dużo mniejsze. Co prawda dla mnie nie jest to żadną wadą, gdyż i tak "Crysis 2" pod względem wielkości zjada takie chociażby "Call of Duty: Black Ops" na śniadanie, no ale trzeba to powiedzieć - nowe dziecko Cryteku jest mniejsze i bardziej liniowe niż pierwsza część. Nie oznacza to, że zniknęły elementy taktyczne: ciągle przed rzuceniem się w wir walki warto prześledzić zachowania przeciwników czy rozejrzeć się w poszukiwaniu różnych dróg wejścia/wyjścia. Po prostu sposobów rozwiązania problemu jest mniej i najczęściej to programiści a nie nasza wyobraźnie wskazują drogę do celu.

W wykonaniu misji przeszkadzać nam będą przeciwnicy mniej lub bardziej "ziemscy". Oddziały CELL reprezentować będą głównie żołnierze uzbrojeni w karabiny szturmowe, strzelby czy snajperki. Ich inteligencja stoi na bardzo wysokim poziomie: podczas ataku korzystają z osłon, koordynują swoje ataki, próbują nas zajść z flanki czy wykurzyć granatem. Mimo iż do zabicia wrogiego żołnierza wystarczy krótka seria z karabinu czy strzał w twarz, to dzięki swojemu sprytowi (no i przewadze liczebnej) potrafią napędzić stracha. W drugim narożniku: Cepidzi, a więc dwunożna forma najeźdźców, których spotkaliśmy na wyspie Lingsham. Szybsi, mądrzejsi, bardziej wytrzymali i piekielnie szybcy. Są to przeciwnicy bardzo wymagający i nawet jeśli trafimy na małą ich grupę, to i tak musimy dokładnie przemyśleć swój atak. Występują w pięciu formach: pierwsza to kosmita uzbrojony w (kosmiczny) karabin maszynowy, druga - łowca, z doczepionymi do kończyn ostrzami, atakujący bezpośrednio, trzecia - dowódca, bardziej wytrzymały na ataki, czwarta - ciężki, opancerzony mech, zwiastujący poważne kłopoty, piąta - nie, tego Wam nie powiem, bowiem nie chcę psuć niespodzianki. Bez względu jednak na to, z którą ich formą mamy do czynienia, potyczki są zawsze emocjonujące. Od czasu do czasu trafimy również na robota, pełniącego rolę mini-bossa. Walki z czymś takim są ciężkie i pełne napięcia i aż chciałoby się... aby było ich więcej i były bardziej zróżnicowane, bowiem za każdym razem wykorzystujemy tą sama taktykę. Niestety, podobnie jak w przypadku "Crysis: Warhead", takiego prawdziwego bossa z krwi i kości brak...

W celu pozbycia się wszystkiego, co przeszkadzać nam będzie w osiągnięciu celów misji, w nasze ręce oddano cały arsenał rozmaitych broni. Mamy karabiny maszynowe, broń snajperską, strzelbę, wyrzutnię rakiet, broń energetyczną czy nawet rewolwer. Może niezbyt to oryginalne ale za to jak najbardziej efektywne. Większość broni możemy modyfikować, podobnie jak w przypadku części pierwszej, dodając np. tłumik czy granatnik, zmieniając celownik itp. Jest oczywiście również możliwość korzystania z broni stacjonarnej. W przypadku tej ostatniej mamy jednak malutką (ale jakże fajną!) zmianę: ciężkie karabiny maszynowe możemy wziąć do ręki. Nasz bohater z uwagi na wagę tej broni porusza się wówczas ociężale, ale posiada za to niesamowita siłę ognia. Jak dla mnie - rewelacyjna nowość. Największym orężem jest jednak sam kombinezon, który w tej części przeszedł lekką modyfikację. Zrezygnowano z wyboru super-szybkości i siły - teraz jak wciskamy bieg, to protagonista od razu korzysta z tej umiejętności, a kiedy uderzamy w coś/kogoś z pięści, to korzystając z całej mocy skafandra. Zmiana jak najbardziej na plus. Manualnie włączamy tylko tarczę, niewidzialność, nanowizję i widok taktyczny. Dodatkowo każdą z tych umiejętności możemy w trakcie gry rozbudowywać, wykorzystując katalizatory zebrane od martwych Cepidów. Dzięki temu możemy dopasować postać pod wybrany przez nas styl rozgrywki: jeśli preferujemy walkę w zwarciu, można np. "kupić" potężne uderzenie po skoku, natomiast jeśli naszym "konikiem" są skryte akcje, to na pewno skorzystamy z systemu śledzącego trasy wrogów.

Większość zmian w rozgrywce to kroki w dobrym kierunku. Jest jednak pewien element, który w "Crysis 2" mocno mnie rozczarował: pojazdy. W "Crysis" mogliśmy sobie pokierować samochodami, miażdżyć wrogów czołgami, przecinać chmury statkami powietrznymi, "Crysis: Warhead" dodawał do tego poduszkowca - a co w sequelu? W zasadzie nic. Są oczywiście hummery, którymi możemy rozjechać kilku przeciwników, wraca czołg, którym siejemy zniszczenie raz czy dwa, ale jak na grę rozgrywającą się w jednym z największych miast na świecie, to trochę... mało. Ulice pełne są blokad, przez które nie da się przejechać, nie pojawia nic, czego nie widzielibyśmy wcześniej. Szkoda, bowiem na etapie trailerów już widziałem oczami wyobraźni ulice Nowego Jorku, po którymi szaleję żółtą taksówką czy czerwonym wozem strażackim. A tu nawet do głupiego samochodu osobowego wejść nie można...

Tryb singleplayer to łącznie 19 misji, których przejście spokojnie starczy na kilkanaście godzin rozgrywki na naprawdę wysokim poziomie. Śmiem twierdzić, że kampania dla pojedynczego gracza jest jedną z najlepszych jakie ostatnimi laty pojawiły się w grach FPP: długa, zróżnicowana, dająca większą swobodę niż konkurencyjne tytuły, nie nudzi, no i pełna jest skryptowanych "epickich momentów", których nie powstydziłby się nawet sam Michael Bay. Gra co chwila atakuje nasze zmysły scenami tak widowiskowymi, że w konkurencyjnych tytułach stanowiłyby one wielki finał - tutaj to tylko kolejny dzień w pracy. Kilka razy złapałem się na tym, że po takim wydarzeniu wygodnie rozsiadałem się na fotelu czekając na napisy końcowe. Po ukończeniu "Crysis 2" warto przejść kampanię jeszcze raz, gdyż twórcy porozmieszczali na mapach różnego rodzaju pamiątki, nieśmiertelniki, wiadomości mailowe i kluczyki samochodowe, dzięki którym możemy nie tylko odblokować różnego rodzaju concept arty, ale również zdobyć nowe informacje o wydarzeniach z gry. Mi taki "scavenger hunt" do szczęścia potrzebny nie jest, ale na pewno niejeden gracz będzie chciał mieć "Crysis 2" ukończone na 100%.

Jeśli z gry dla pojedynczego gracza wyciśniecie ostatnie soki nie pozostaje nic innego jak udać się na globalne łowy. Za multiplayer odpowiadało oddzielne studio (Crytek UK), które wymyśliło łącznie 6 trybów. Nie ma tu może nic specjalnie oryginalnego, bowiem większość to różnego rodzaju wariacje na temat Capture the Flag, Dominacji czy zwykłego lub drużynowego deathmatchu, ale całość broni się oczywiście nanoskafandrami. Podobnie jak w "Call of Duty: Modern Warfare", po każdej potyczce zdobywamy doświadczenie, które pozwala nam osiągać coraz to wyższe stopnie (łącznie jest ich 50), odblokowywać nowe typy uzbrojenia czy kolejne zdolności. Pojawiły się nawet, również ściągnięte od Electronic Arts, kill-streaki (żeby nie było - nazwane inaczej), po których możemy np. wezwać statek powietrzny atakujący wszystkich wrogów, wzmocnić swój nanoskafander czy zakłócić działanie radarów przeciwników. Tutaj jednak programiści Crytek odrobili pracę domową, bowiem w dość sprytny sposób... cóż, może nie wyeliminowali, ale na pewno mocno ukrócili element "camperstwa". Aby bowiem wykorzystać bonusy związane z zabiciem określonej ilości wrogów pod rząd, z ich ciał musimy zerwać nieśmiertelniki - a jeśli schowaliśmy się gdzieś na planszy i zabijamy z zaskoczenia, to za bardzo tego zrobić nie możemy. I bardzo dobrze! Generalnie multiplayer nie jest niczym nowym, ale posiada parę ciekawych pomysłów, które wyróżniają go od konkurencji. Na trzynastu dostępnych mapach można spędzić od kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin i szkoda tylko, że bardzo często będziemy mieli przed oczami pewien bardzo znany tytuł od Activision.

"Crysis 2" to bardzo dobry sequel świetnej gry. Fabuła wciąż nie wyjaśnia największych tajemnic poprzednich części, ale sama kampania dla pojedynczego gracza, za sprawą dużej swobody i niezwykłej widowiskowości musi się podobać. Kapitalnie zaprojektowane lokacje, "epickie momenty" co kilka kroków, znakomita oprawa wizualna, świetna dźwiękowa (minus jednak za pełną lokalizację), dobre AI - czy można chcieć czegoś więcej? Chyba tylko pojazdów, które rdzewieją gdzieś na Lingsham. Przejście do betonowej dżungli było decyzją bardzo odważną ale programiści Crytek stanęli na wysokości zadania. Teraz trzeba tylko odkładać swoje ciężko zarobione pieniądze na część trzecią, która miała już swoją premierę. Czy jednak druga wizyta w Nowym Jorku będzie równie interesująca?

* Część z Was już się pewnie domyśliła, reszcie wyjaśniam: grę testowałem na dwóch zupełnie różnych konfiguracjach sprzętowych. Najpierw na sprzęcie "nie pierwszej młodości", później na komputerze najnowszej generacji (najpierw wersja podstawowa, następnie ze wszystkimi oficjalnymi patchami).
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wydany w 2007 roku "Crysis" miał na nowo zdefiniować pojęcie efektownej strzelaniny pierwszoosobowej.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones