Recenzja filmu

Gwiezdny pył (1982)
Andrzej Kondratiuk
Iga Cembrzyńska
Krzysztof Chamiec

O obrotach sfer. Także niebieskich

Potrafił na nowo dla Starej wymyślić elektryczność, dlaczego miał nie zrobić czegoś jeszcze większego? Dlaczego nie miał spotkać Boga jak Mojżesz na Górze Synaj?
UWAGA, SPOILER! 
TA RECENZJA ZAWIERA TREŚCI ZDRADZAJĄCE FABUŁĘ.

Postęp cywilizacyjny sprawił, że człowiek stał się dla natury obcy. Nie rozumie jej, nie potrafi odnaleźć się bez podstawowych gadżetów użytku codziennego na jej łonie przez dłużej niż kilka dni. A jeśli już zdarzy się, że jego życie całkowicie musi się zmienić w tym kierunku (choćby z racji ucieczki na lata przed zawieruchą wojenną czy bycie rozbitkiem), to wówczas nie radzi sobie wiele lepiej niż neandertalczyk, mimo że ma wiedzę i narzędzia. Spuścizną ewolucji człowieka jest jego adaptacja do otaczających nas warunków, podobnie łatwa jak u szczurów czy karaluchów (to także najtrudniejsze do wytępienia szkodniki na tej planecie). A gdyby tak podążać nie za ewolucją, nie za antyewolucją, ale za paralelną ewolucją własnego uniwersum? Nie z prądem, nie pod prąd, ale w stawie obok rzeki.

Nad takim stawem żyje dwójka autsajderów - Stara (Iga Cembrzyńska) i Stary (Krzysztof Chamiec). Choć w filmie w postać Starego wciela się aktor znany z komunistycznych propagandówek ("Kierunek Berlin"), to wiadomo, że pierwowzorem głównej roli męskiej był Andrzej Kondratiuk. Reżyser będący wizjonerem polskiego kina i "ten, który zdobył Igę Cembrzyńską". Jedyny znany mi polski reżyser potrafiący uchwycić liryzm w najbardziej błahych sytuacjach i najbardziej trywialnych rzeczach. Kondratiuk jest w polskim kinie refleksyjnym tym, kim Jan Jakub Kolski chciałby być, gdyby tworzył ze skrawka materiału, szanując każdy jego fragment, a nie zużywał beznamiętnie całe zwoje, które mu dawano, gdy zajmowano się produkcją jego filmów. Podobnie jak z poetami - sztuką jest napisać wiersz w stylistycznej, sztywnej formie, bo wtedy każde słowo się pieści, a złe usuwa, zaś sztuką nie jest rym biały, gdzie wchodzą całe zdania, jest za dużo powiedziane i nie widać wysiłku twórcy. Nie bez powodu wspominam o osobie reżysera "Historii kina w Popielawach", bowiem zdarzyło mi się być na spotkaniu autorskim pewnej filmowej osobistości, gdzie w jednej wypowiedzi postawiono znak równości między Kolskim a Kondratiukiem. Nie, nie ma tu równości. Być może dla fascynata filmów Juliusza Machulskiego obaj są niezależnymi, awangardowymi naturalistami, ale nie sposób nie zauważyć jak bardzo różne podejścia do materii filmu i filozofii życia reprezentują. Pomijając "Hydrozagadkę" czy "Wniebowziętych", z których Kondratiuk jest najbardziej znany współcześnie, na wskroś łatwo zauważyć, że jego późniejsze kino wytworzyło swój własny fenomen. Kondratiuk niczym Eliza Orzeszkowa opisywał kamerą przyrodę w sposób natchniony i pełen kunsztu (pomagało mu w tym wykształcenie ze szkoły filmowej). Niczym Charles Baudelaire potrafił w brzydocie odnaleźć piękno. A niczym Bruno Schulz otaczał swoje utwory aurą oniryzmu. To wszystko odnalazło się i w filmie "Gwiezdny pył", który w jego filmografii jest przysłonięty nieco przez wcześniejsze, socrealistyczno-pythonowskie komedie jak i przez późniejsze, nieco profetyczne dzieło ("Słoneczny zegar"). Moim skromnym zdaniem "Gwiezdny pył" to najjaśniejszy punkt jego twórczości.

Stary i Stara żyją sobie. Sobie żyją. Ogień płonie, ptaki śpiewają, woda szumi. Nie mają dzieci, bo nie jest to ich sposób na szczęście, dłuższe życie, spuściznę po nich czy rozwiązanie kryzysów partnerskich. Mają psa i kota, które są gatunkami nie dogadującymi się naturalnie, ale w środowisku człowieka jest im o to nietrudno. Sami więc zachowują się jak pies z kotem: Stara się dąsa i jest intelektualnie zależna od Starego, a Starego wszędzie pełno, ma pomysły jak korzystać z tego, co ma dostępne, i jak rozwiązywać problemy. Ma się też wrażenie, że chroni Starą przed światem i... świat przed Starą, bo lepiej zrozumie się z (obcymi) ludźmi. Ostatecznie, nie widzą bez siebie życia, bo i Cembrzyńska z Kondratiukiem byli na uboczu i bliżej natury, byle tylko ze sobą i dla siebie. Pamiętam jak w filmie "W chmurach" bohaterka kreowana przez Annę Kendrick mówi, że czasami czuje, że jej sukces zawodowy nie ma żadnego znaczenia dopóki nie znajdzie faceta. Cokolwiek nie oddać feministkom i ich walce o równouprawnienie, ma się wrażenie, że Stara bez Starego byłaby tak samo nieszczęśliwa jak Cembrzyńska bez Kondratiuka. Mieli to szczęście w życiu, że dobrali się i jako kochankowie, i jako przyjaciele. Wspomniałem wcześniej, że życie pary w filmie "Gwiezdny pył" jest niejako ewolucją "obok". Starzy mają swój własny ekosystem, swoje własne codzienne prace i swoje własne, małe radości. Świat zewnętrzny jest im potrzebny, bo nie można mu zaprzeczyć i byłoby ciężką głupotą nie korzystać z jego dobroci. Znamienna jest scena, gdy Stary czyta newsy w gazecie i symbolicznie wręcz wrzuca tę gazetę w ogień. Tu, nad stawem, te informacje są warte mniej niż rozpałka, bo przecież możliwość rozpalenia ognia jest jednym z największych osiągnięć człowieka w całej jego historii i Stary też go już ujarzmił dla Starej. Mężczyzna buduje maszynę wzmacniającą myśli. Na starość zapragnęło mu się też "kapitalistą zostać i mieć swoją elektrownię". Nie naprawia rzeczy prostych, do którego stworzono ludzi prostych. Jest kreatorem. Nie tylko wynalazcą, bo ta nazwa ma znacznie węższy zakres znaczenia. Te i inne ustrojstwa buduje, by zaimponować swojej kobiecie i ją uszczęśliwić, mimo iż jego eksperymenty przypominają bardziej zabawy małego dziecka z ojcem w poznawanie zasad mechaniki bądź elektryczności. Tym bardziej jest to czytelne, jeśli weźmie się pod uwagę reakcje, także te werbalne, jakimi na te doświadczenia reaguje Stara. Mężczyzna czasem ściera się z innymi ludźmi i jest niczym wspomniany już pies - dogada się z człowiekiem, bo potrzebuje coś od niego; stara się rozładować sytuację sporną. Z wzajemnością jest zainteresowany człowiekiem prostym. To nie rzadki znowu zamysł zakładać, że człowiek prosty jest bliższy naturze bądź Bogu (w zależności od tego, czy wierzymy w naukę czy wyznajemy religię). Jego rozmowy "ludowonaukowe" z Jabłonką (Janusz Gajos) ociekają soczyście sarkazmem i inteligencją na poziomie superego. Widać jak Stary wpływa na światopogląd Jabłonki swoim autorytetem i jednocześnie jak wzbudza jego zaufanie, pozwalając mu się otworzyć, mimo że początkowo doszło między nimi do scysji. Jest też tu kapitalna satyra na gospodarkę socjalistyczną, przypominająca Bareję ("Handel wymienny - najlepsza rzecz w drugiej połowie XX wieku"), czy nawet mocna fanga w nos ówczesnemu ustrojowi ("Tak ma wyglądać uprzemysłowienie?!"). Także przeurocze zdanie, że "PRZYJACIÓŁKĘ tylko czytam, bo tu piszą jak zrobić, żeby człowiek w ciążę nie zaszedł" jest jednocześnie krytyką cenzury, ale i "kondratiukowym" wyciśnięciem z człowieka każdej dostępnej mądrości.

Cały film jest jednocześnie kojący i niespokojny. Co rusz, można się zastanowić czy Stary i Stara nie przygotowują się na nadchodzącą śmierć. Nawet w samym filmie miał miejsce dialog dotyczący oczekiwania na Sąd Ostateczny. Takie wrażenie też odniosłem podczas mojego premierowego spotkania z "Gwiezdnym pyłem". Muzyka (samego reżysera) w momencie wprawienia maszyny wzmacniającej myśli w ruch i sama reakcja Starego wskazują, jakby zrozumiał, że to "coś" ma mieć miejsce tu i teraz, że nie ma odwrotu oraz że to coś wielkiego. Potrafił na nowo dla Starej wymyślić elektryczność, dlaczego miał nie zrobić czegoś jeszcze większego? Dlaczego nie miał spotkać Boga jak Mojżesz na Górze Synaj? Od razu podkreślę, że nie jestem wyznawcą żadnej religii, tak duchowo, jak i formalnie, lecz - wychowany we wszechobecnej kulturze judeochrześcijańskiej - rozumuję czasem w jej kategoriach. Nie sądzę by z Kondratiukiem było inaczej. Po podłączeniu Starej do maszyny kobieta zaczyna recytować Dekalog. Dziesięcioro przykazań jawi się jako pierwotna doskonałość - pierwszy kodeks człowieka, który odzwierciedla normy moralne niezbywalne od tysięcy lat. I po ósmym przykazaniu Stara nie kończy Dekalogu, ale dopowiada swoje przykazania życia w miłości. Jako człowiek z dala od społeczności zna podstawowe prawa tejże, ale jednocześnie miksuje je z najważniejszymi kwestiami swojego życia. Ma założoną na głowę aparaturę, przypominającą koronę cierniową Chrystusa, co dodaje upiornego, ale niezwykle poetyckiego wydźwięku całej scenie. Jednocześnie nadaje prawa miłości ze Starym czyli jedynej rzeczy istotnej w jej życiu i ponosi w imię tej miłości ofiarę za ich oboje. Nawet mówiąc o tej scenie teraz, nie potrafię stłumić w sobie podniecenia nią. Przepiękny finał miłości wielkiej, ale na uboczu. Której nikt nie zobaczy, o której nie napiszą w gazetach i książkach. A która to miłość jest prawdziwa i zapieczętowana na wieki. Mógłbym w tej recenzji rozpływać się o tym jak świetnie Kondratiuk wynajduje kadry natury, jak wspaniale wykorzystuje naturszczyków do ról drugoplanowych. Mógłbym wspomnieć o tym jak historia zawarta w arcydziele pod tytułem "Gwiezdny pył" w jakiś sposób łączy się z innymi jego ostatnimi filmami, tylko po co? Równie dobrze Stara mogła dokończyć Dekalog na ostatnim przykazaniu i efekt byłby znacznie uboższy. Jak wtedy gdy "czarny lód się nagrzeje i będzie zimna woda". Pozostańmy więc przy tym, że jest to piękny film o miłości dwojga ludzi, u których pożądanie już wygasło, ale na szczęście łączyła ich jeszcze przyjaźń. Tylko tyle i aż tyle.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones