Recenzja filmu

Autostopowicz (1986)
Robert Harmon
C. Thomas Howell
Jeffrey DeMunn

Z piekła rodem

"Mama mówiła, żebym nigdy tego nie robił" - te odnoszące się do kwestii zabierania autostopowiczów słowa, wypowiedziane zostają przez Jima Halseya w złej godzinie. Już parę minut później stanie
"Mama mówiła, żebym nigdy tego nie robił" - te odnoszące się do kwestii zabierania autostopowiczów słowa, wypowiedziane zostają przez Jima Halseya w złej godzinie. Już parę minut później stanie się jasne, że mamine przestrogi to nie czcze gadanie, a Jim gorzko pożałuje, że udzielił pomocy stojącemu na poboczu drogi, przemoczonemu do suchej nitki nieznajomemu. John Ryder okazuje się pozbawionym skrupułów psychopatą, który zamieni życie tego Bogu ducha winnego chłopaka w koszmar...

"Autostopowicz" Roberta Harmona to klasyczny już dziś thriller, który sprawnie łączy w sobie wartki film akcji z rdzennie amerykańskim gatunkiem, jakim jest kino drogi. Scenariusz praktycznie z miejsca wprowadza widza w samo centrum budzących grozę wydarzeń. Identyfikujemy się przez to mocniej z bohaterem historii, nieco naiwnym młodzieńcem, który zmuszony jest błyskawicznie nauczyć się dawać sobie radę w sytuacjach ekstremalnych. Zgodnie ze słynnym powiedzeniem Hitchcocka, zaczyna się od trzęsienia ziemi, dopiero potem napięcie zaczyna rosnąć. Podobnie jak Jim, dopiero z czasem zdajemy sobie sprawę, że jego przeciwnik nie jest zwykłym szaleńcem i nie odpuści, dopóki nie osiągnie swego celu. Bez mrugnięcia okiem morduje całe rodziny, nie zawaha się przed wyrżnięciem w pień całej obsady posterunku policji. Czego tak naprawdę chce? Skąd się wziął? Tego możemy się tylko domyślać. On sam twierdzi, że przybywa z Disneylandu, ale to jedynie dowodzi, że facet posiada świetne poczucie humoru.

Półtorej godziny, jakie zabiera seans "Autostopowicza" to, jak przyzna każdy miłośnik kina, inwestycja nadzwyczaj udana. Przez większość czasu (dobra, kłamię - przez cały czas) akcję śledzi się tu w prawdziwym podnieceniu, siedząc w fotelu jak na szpilkach. To, że dzieło Harmona jest przeżyciem w takim stopniu sugestywnym, to w pierwszej kolejności bez wątpienia zasługa niesamowitej kreacji Rutgera Hauera, który jako nieprzewidywalny, przypominający zwykłego włóczęgę Ryder, dosłownie elektryzuje publiczność. Każde jego pojawienie się na ekranie to moment doniosły. Jest jednocześnie posępny i zabawny, niepokojący i frywolny. Jego jedno spojrzenie starcza za tuzin gróźb. Przeraża, choć ani na moment nie podnosi głosu. To najprawdziwsze wcielenie Szatana, rzucone w sam środek amerykańskiego pustkowia.

Owszem, Hauer to prawdopodobnie 50% sukcesu tego filmu. Co nie zmienia faktu, że reszta składowych również jest tu najlepszej jakości. Czyni to "Autostopowicza" dreszczowcem bezbłędnym, dopracowanym w najmniejszym szczególe. Obrazem, po którego obejrzeniu dziesięć razy zastanowisz się, zanim weźmiesz kogokolwiek obcego na pokład swego samochodu. Ja przypadkowym pasażerom mówię stanowcze "nie". Sam zresztą też staram się unikać łapania "stopa". W końcu groźba trafienia na niezrównoważonego socjopatę działać może w obie strony. I pomyśleć, że za całą tą fobią stoi jeden, obejrzany w zamierzchłej przeszłości film. To się nazywa siła oddziaływania!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czasami zdarza się tak, że początkującemu reżyserowi, który stawia pierwsze, duże kroki w branży... czytaj więcej
Ostatnio spacerując po wypożyczalni, między horrorami, komediami i sensacją, dostrzegłem w tym ostatnim... czytaj więcej
Czy zdarzyło Wam się kiedyś podwieźć kogoś nieznajomego? Bo żal patrzeć jak moknie czy marznie w fatalną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones