Kto zauważył, że w filmach made in USA, jak powołują się na jakieś działa, sztuki to zawsze na Szekspira? Matko, jacy tam ludzie sa ograniczeni.
cóż się dziwić? był przecież wspaniałym pisarzem, a jego sztuki do teraz inspirują ludzi do adaptacji.
Wiesz, w USA ludzie inteligencją nie grzeszą i to prawdopodobnie jest jedyny znany pisarz większości tego "nowoczesnego" społeczeństwa co oznacza, że jakaś 1/3 wie, że był pisarzem, dla 1/3 był koszykarzem, a dla reszty piosenkarzem lub aktorem.
zdziwiłbyś sie, gdybyś zawitał do polskiego gimnazjum albo liceum... jest 100 razy gorzej.
na cudze mówicie, swego nie znacie.
Tak w temacie - zauważyliście, że jak z reguły w jakimś filmie grają "Hamleta" to zawsze jest scena z czaszką Yoricka, połączona z recytacją "Być albo nie być", która przecież ma miejsce we wcześniejszej części sztuki? ;>
A co do powoływania się na Shakespeare'a to zgadzam się z Bohaterką - jak się powoływać to na najlepszych. ;)
Dokładnie. Co do tego "Być, albo nie być"- to według mnie już trochę tego "nadwyrężają", ale pomyśl jakby dać jakąś inną scenę Szekspirowską (znaną tym, co czytali Szekspirowskie dzieła, a powiedzmy szczerze... Tacy, to już są na wyginięciu...) to ta... jakby, to ładnie powiedzieć...? Może: "Ci mniej oczytani" :) Nie wiedzieliby o co w ogóle kaman... Smutna rzeczywistość...
Pozdrawiam