Zgadzam się. Nie wyobrażam sobie tego filmu bez roli Toma, a to chyba świadczy o idealnym wpasowaniu się przez niego w rolę. Można by nawet żartobliwie powiedzieć, że Waits przez całe życie na nią pracował, kreując swój niepowtarzalny wizerunek i "ksztłacąc" równie niepowtarzalny głos. Nie sądzę, żeby podołał on pierwszoplanowej roli, wymagającej dużych umiejętnośći aktorskich (może się mylę, w końcu już nie raz mnie zaskoczył), ale uważam, że jako charakterystyczny aktor drugiego planu, bądź bohater noweli ("Kawa i papierosy"!) nie ma sobie równych! PS: Po seansie "Parnassusa" postanowiłem odkurzyć swoją płytotekę tego artysty i nie wiem jak to możliwe, ale za każdym razem podoba mi się coraz bardziej.